O tę część terytorium Królestwa Danii, która inaczej niż reszta państwa Hamleta, wyszła z EWG (i to był pierwszy exit!) – zabiegają Stany Zjednoczone Ameryki. Stąd właśnie pierwszy raz w historii świata grenlandzka elekcja doczekała się zainteresowania już nie tylko w samej Kopenhadze.
Trzeba przyznać Donaldowi Trumpowi, że jest konsekwentny, bo o podporzadkowaniu Grenlandii mówił w wywiadach już podczas swojej pierwszej kadencji. Wynikiem grenladzkich wyborów amerykański prezydent zmartwiony nie jest, bo wygrała je partia, która domaga się stopniowej, coraz większej autonomii i rozluźnienia więzów z Danią – a na drugim miejscu finiszowała partia, która chce pełnej niepodległości kraju.
Obie te formacje poparło 11 na 20 biorących udział w głosowaniu mieszkańców Grenlandii. Dodajmy, że zwycięzcy – Demokraci – zdobyli w porównaniu z poprzednimi wyborami o 20 proc. głosów więcej, a dwie dotychczas współrządzące partie lewicowe straciły w sumie ponad 30 proc. głosów. Tymczasem właśnie lewica opowiadała się za utrzymaniem bliskich relacji z Kopenhagą.
Czyżby amerykański prezydent przyspieszył swoimi wypowiedziami proces „wychodzenia na niepodległość" Grenlandii? Fakty mówią same za siebie. Partie, które chciały „żeby, było jak jest" w poprzednich wyborach uzyskały 2/3 głosów, a teraz nieco ponad 1/3! Czy trawestując polską pisarkę Hannę Malewską „ przemija postać Grenlandii", jaką znamy?
Oczywiście, z punktu widzenia bieżącej gry geopolitycznej znacznie ważniejsza jest utrata przez Ukraińców rosyjskiej Sudży, co przypieczętowało ich całkowity odwrót i stratę karty przetargowej w negocjacjach. Jednak nie radziłbym lekceważyć wyborów na Grenlandii, które pokazują, że i Królestwo Danii i Unia Europejska są tam coraz mniej atrakcyjne.
Gdy jako uczeń szkoły podstawowej czytałem nowelę Aliny i Czesława Centkiewiczów „Odarpi, syn Egigwy" (bodajże była to lektura obowiązkowa) i pasjonowałem się tym, jak mój grenlandzki rówieśnik musiał budować podczas śnieżnych zamieci igloo, aby przeżyć, a potem skutecznie polował najpierw na morsa, a potem niedźwiedzicę, nie myślałem, że po pół wieku Grenlandia wróci do mnie w zupełnie nie w powieściowym wydaniu.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.