Niektóre media podają, że Komisja Europejska wyraziła już swoje – oczywiście negatywne – zdanie na temat planów wprowadzenia w Polsce progresywnego podatku obrotowego od sprzedaży detalicznej. Po tym, jak Komisja zakazała stosowania takich podatków na Węgrzech, teraz podobne groźby kierowane są pod adresem Polski.
Czy przepisy unijne zabraniają stosowania podatków progresywnych?
Bezpośrednio nie. Żaden z przepisów prawa europejskiego nie zakazuje wprost stosowania progresji w podatkach obrotowych. Komisja uznaje jednak, że taka konstrukcja podatku dyskryminuje duże firmy, realizujące duże obroty, gdyż w efekcie płacą one znacznie wyższe daniny, niż ich mniejsi konkurenci. Komisja podpiera się także artykułem 107 Traktatu Europejskiego, który odnosząc się do zasad wolnej konkurencji, zabrania stosowania pomocy publicznej. Zdaniem Komisji stosowanie niższych stawek dla mniejszych graczy, jest niczym innym jak preferencyjnym traktowaniem i przyznaniem im niedozwolonej pomocy publicznej.
Taka interpretacja jest wygodna dla zamożnych krajów Unii Europejskiej. A ponieważ w KE rządzą nie kraje, tylko zachodnie koncerny, to podatek wymierzony w ich przewagi konkurencyjne nigdy nie będzie się podobał i nie będą chciały dopuścić do tego, żebyśmy mogli z nimi na równi konkurować. Czy jednak taka idea przyświecała tworzeniu europejskiej wspólnoty?
Sięgnijmy zatem do Traktatu.
Rozwój silnej gospodarczo UE stanowił jedną z przesłanek utworzenia wspólnoty. Traktat o funkcjonowaniu Unii Europejskiej za jeden z podstawowych celów stawia sobie zapewnienie postępu gospodarczego i społecznego swych Państw poprzez wspólne działanie, usuwając bariery dzielące Europę, (…). Uznaje jednocześnie, że usunięcie tych barier wymaga zgodnego działania w celu zagwarantowania stabilności w rozwoju, równowagi w wymianie handlowej i uczciwości w konkurencji. Czytamy również, że jedną z głównych idei stojących za powołaniem Unii Europejskiej jest zmniejszenie różnic istniejących między poszczególnymi regionami oraz opóźnienia rozwoju regionów mniej uprzywilejowanych.
Jak to rozumieć?
Z przytoczonych powyżej zapisów wynika, że nadrzędnym celem Unii Europejskiej, jest rozwój gospodarczy całej wspólnoty, jak i każdego z jej krajów, na zasadach sprawiedliwości i solidarności. Wiemy także, że największym motorem rozwoju gospodarczego jest zdrowa i uczciwa konkurencja. Logicznym jest więc, że wszelkie działania podejmowane przez Komisję Europejską powinny zmierzać do pobudzania konkurencji, likwidacji monopoli, ograniczania działalności dominantowi rynkowych, a w konsekwencji do wyrównywania szans pomiędzy zamożnymi, a uboższymi krajami wspólnoty. Tymczasem obecna rzeczywistość zupełnie rozmija się z założeniami. Dlaczego?
Kluczowe korzyści skali.
Efekt skali polega na tym, że im więcej się produkuje i sprzedaje, tym można robić to taniej, a więc i cena produktu może być niższa. Dzieje się tak dlatego, że przy większej produkcji i sprzedaży można taniej projektować, kupować surowce, stosować nowsze technologie i automatyzować linie produkcyjne oraz posiadać dużo niższe jednostkowe koszty sprzedaży.
Z chwilą wejścia Polski do Unii Europejskiej nasz kraj otworzył się na zagraniczne produkty, a rozpoczynając działalność w Polsce duże międzynarodowe koncerny korzystały już efektu skali osiągniętego na swoich dotychczasowych rynkach. Mogły więc bez przeszkód dominować nasz rodzimy rynek, eliminować lokalną konkurencję, a nasz kraj nieuchronnie sprowadzić do roli kraju neokolonialnego.
Nam Polakom historia i polityka nie dała szansy na osiągnięcie efektu skali, a niestety w najbardziej „dochodowych” branżach jest on po prostu kluczowy. Im produkt bardziej innowacyjny, wysoko przetworzony, zawierający w sobie znaczącą wartość myśli technicznej, tym w jego produkcji i sprzedaży efekt skali ma większe znaczenie. W takich branżach korzyści skali tworzą tak wielką barierę wejścia na rynek polski i europejski nowym graczom z Polski, że bez uregulowań, praktycznie nie jest możliwe. Potrzebne są więc pewne przepisy, które mogłyby tę barierę wejścia zmniejszyć. W handlu, progresywny podatek obrotowy mógłby być takim właśnie rozwiązaniem.
Podatek progresywny szansą na przywrócenie równej konkurencji.
Zastosowanie podatku progresywnego wydaje się więc jedynym sposobem na przywrócenie możliwości równego konkurowania. Stanowczo trzeba zaznaczyć, że jego głównym celem nie jest cel fiskalny. Ma on służyć rozwojowi gospodarczemu poprzez wyrównanie szans konkurowania rodzimych firm i przedsiębiorców z dużo większymi graczami, osiągającymi znacznie niższe koszty z tytułu korzyści skali. Wyższa stawka podatku wraz ze wzrostem obrotu sieci handlowej sprawiedliwie obciąża rosnące przewagi i korzyści, jakie sieć ta czerpie z danego rynku.
Argumenty KE na „nie” dla podatku progresywnego.
Komisja ma jednak inną logikę. Uznaje ona stosowanie niższych stawek podatkowych dla mniejszych graczy jako niedozwoloną pomoc publiczną. I nie widzi tego, że w dzisiejszej gospodarce globalnej duże międzynarodowe koncerny nierzadko osiągają przychody większe niż niektóre państwa. Nie widzi tego, że te duże koncerny zarabiają ogromne środki na jednych rynkach i dopłacają do innych, aby zniszczyć na nich lokalną konkurencję. Nie widzi tego, że ta prywatna pomoc jest dużo większa niż niejedna pomoc publiczna. Dla Komisji pomoc publiczna jest niedozwolona, bo niszczy wolną konkurencję, natomiast subsydiowanie poszczególnych firm w ramach środków prywatnych już wolnego rynku nie zaburza.
Taka argumentacja z pewnością nie przypadkowo chroni interesy gigantów z Francji, Niemiec czy Wielkiej Brytanii. Pod sztandarem „wolnej” konkurencji mogą oni umacniać swoją rynkową pozycję. A wszystko to dzieje się niejako za przyzwoleniem i pod egidą Komisji Europejskiej.
Jakie są tego konsekwencje?
W Unii Europejskiej nigdy tak naprawdę nie udało się stworzyć mechanizmu równych szans. Na likwidacji granic skorzystały przede wszystkim koncerny z dużych krajów „starej” Unii. Posiadając korzyści z tzw. efektu skali osiągniętego na dotychczasowych rynkach, mogły bez przeszkód dominować rynki „nowych” krajów Unii. To doprowadziło już do sytuacji, w której na liście największych firm działających na Węgrzech próżno szukać węgierskich rodzimych firm, prowadzących handel detaliczny. Polski rynek przez lata transformacji również został zdominowany przez zachodnioeuropejskie sieci, a lokalna przedsiębiorczość została zepchnięta na dalszy plan. Ogromne zyski z tego handlu „wypłynęły” do krajów pochodzenia tych sieci handlowych. Dzięki temu ich mieszkańcy żyją na wyższym poziomie socjalnym, ich dobrobyt wzrasta. I tak oto, wbrew pierwotnym założeniom, UE przyczynia się do pogłębiania różnic w rozwoju regionów Unii, choć jej założeniem było wyrównywanie szans.
Ktoś powie: przecież w marketach jest taniej i po co nam do szczęścia polskie sklepy? Odpowiedź brzmi: kupując zagraniczne produkty albo nawet polskie w zagranicznych marketach, doprowadzamy do utraty miejsc pracy w Polsce. Zagraniczne sieci zapewniają najtańsze miejsca pracy i robią to kosztem lokalnej przedsiębiorczości, która nie jest w stanie z nimi konkurować. Nie możemy za to w ogóle liczyć na wysokopłatne miejsca pracy w centralach firm, w zarządzaniu, w działach B+R, itp. Dziś trzeba jasno i wyraźnie podkreślać: każda rodzima firma w dużo większym stopniu (nawet kilkukrotnie) przyczynia się do rozwoju gospodarczego kraju niż firma zagraniczna. Kraje, które posiadają dużą liczbę firm globalnych są zamożne i tam żyje się dostatniej. Z kolei kraje, które swój rozwój oparły na kapitale zagranicznym i imporcie stają się krajami „drugiej prędkości”, krajami kolonialnymi.
Co robić?
Musimy zauważyć, że obecnie stanowisko KE nie wynika z fundamentów Unii Europejskiej. Z łatwością daliśmy sobie wmówić, że wstępując do Unii, będziemy musieli się do tych zasad dostosować. Nikt przy tym nie pomyślał, że konieczne jest dopasowanie zasad konkurencji do nowych warunków konkurowania w rozszerzonej Unii. Konieczne jest uwzględnienie siły i potencjału nowych państw członkowskich.
W dobie ożywionej dyskusji na temat kształtu podatku od handlu detalicznego, polscy politycy nie mogą dać się zwieść doświadczonym graczom w Brukseli, którzy działają w interesie dużych firm z Zachodu. My musimy realizować w pierwszej kolejności interes Polski, bo w Unii Europejskiej gospodarczo każdy kraj rozwija się oddzielnie. I nie chodzi tu o żaden nacjonalizm, tylko o dążenie do tego, aby na równi korzystać z dobrodziejstw Unii.
Bezpośrednio nie. Żaden z przepisów prawa europejskiego nie zakazuje wprost stosowania progresji w podatkach obrotowych. Komisja uznaje jednak, że taka konstrukcja podatku dyskryminuje duże firmy, realizujące duże obroty, gdyż w efekcie płacą one znacznie wyższe daniny, niż ich mniejsi konkurenci. Komisja podpiera się także artykułem 107 Traktatu Europejskiego, który odnosząc się do zasad wolnej konkurencji, zabrania stosowania pomocy publicznej. Zdaniem Komisji stosowanie niższych stawek dla mniejszych graczy, jest niczym innym jak preferencyjnym traktowaniem i przyznaniem im niedozwolonej pomocy publicznej.
Taka interpretacja jest wygodna dla zamożnych krajów Unii Europejskiej. A ponieważ w KE rządzą nie kraje, tylko zachodnie koncerny, to podatek wymierzony w ich przewagi konkurencyjne nigdy nie będzie się podobał i nie będą chciały dopuścić do tego, żebyśmy mogli z nimi na równi konkurować. Czy jednak taka idea przyświecała tworzeniu europejskiej wspólnoty?
Sięgnijmy zatem do Traktatu.
Rozwój silnej gospodarczo UE stanowił jedną z przesłanek utworzenia wspólnoty. Traktat o funkcjonowaniu Unii Europejskiej za jeden z podstawowych celów stawia sobie zapewnienie postępu gospodarczego i społecznego swych Państw poprzez wspólne działanie, usuwając bariery dzielące Europę, (…). Uznaje jednocześnie, że usunięcie tych barier wymaga zgodnego działania w celu zagwarantowania stabilności w rozwoju, równowagi w wymianie handlowej i uczciwości w konkurencji. Czytamy również, że jedną z głównych idei stojących za powołaniem Unii Europejskiej jest zmniejszenie różnic istniejących między poszczególnymi regionami oraz opóźnienia rozwoju regionów mniej uprzywilejowanych.
Jak to rozumieć?
Z przytoczonych powyżej zapisów wynika, że nadrzędnym celem Unii Europejskiej, jest rozwój gospodarczy całej wspólnoty, jak i każdego z jej krajów, na zasadach sprawiedliwości i solidarności. Wiemy także, że największym motorem rozwoju gospodarczego jest zdrowa i uczciwa konkurencja. Logicznym jest więc, że wszelkie działania podejmowane przez Komisję Europejską powinny zmierzać do pobudzania konkurencji, likwidacji monopoli, ograniczania działalności dominantowi rynkowych, a w konsekwencji do wyrównywania szans pomiędzy zamożnymi, a uboższymi krajami wspólnoty. Tymczasem obecna rzeczywistość zupełnie rozmija się z założeniami. Dlaczego?
Kluczowe korzyści skali.
Efekt skali polega na tym, że im więcej się produkuje i sprzedaje, tym można robić to taniej, a więc i cena produktu może być niższa. Dzieje się tak dlatego, że przy większej produkcji i sprzedaży można taniej projektować, kupować surowce, stosować nowsze technologie i automatyzować linie produkcyjne oraz posiadać dużo niższe jednostkowe koszty sprzedaży.
Z chwilą wejścia Polski do Unii Europejskiej nasz kraj otworzył się na zagraniczne produkty, a rozpoczynając działalność w Polsce duże międzynarodowe koncerny korzystały już efektu skali osiągniętego na swoich dotychczasowych rynkach. Mogły więc bez przeszkód dominować nasz rodzimy rynek, eliminować lokalną konkurencję, a nasz kraj nieuchronnie sprowadzić do roli kraju neokolonialnego.
Nam Polakom historia i polityka nie dała szansy na osiągnięcie efektu skali, a niestety w najbardziej „dochodowych” branżach jest on po prostu kluczowy. Im produkt bardziej innowacyjny, wysoko przetworzony, zawierający w sobie znaczącą wartość myśli technicznej, tym w jego produkcji i sprzedaży efekt skali ma większe znaczenie. W takich branżach korzyści skali tworzą tak wielką barierę wejścia na rynek polski i europejski nowym graczom z Polski, że bez uregulowań, praktycznie nie jest możliwe. Potrzebne są więc pewne przepisy, które mogłyby tę barierę wejścia zmniejszyć. W handlu, progresywny podatek obrotowy mógłby być takim właśnie rozwiązaniem.
Podatek progresywny szansą na przywrócenie równej konkurencji.
Zastosowanie podatku progresywnego wydaje się więc jedynym sposobem na przywrócenie możliwości równego konkurowania. Stanowczo trzeba zaznaczyć, że jego głównym celem nie jest cel fiskalny. Ma on służyć rozwojowi gospodarczemu poprzez wyrównanie szans konkurowania rodzimych firm i przedsiębiorców z dużo większymi graczami, osiągającymi znacznie niższe koszty z tytułu korzyści skali. Wyższa stawka podatku wraz ze wzrostem obrotu sieci handlowej sprawiedliwie obciąża rosnące przewagi i korzyści, jakie sieć ta czerpie z danego rynku.
Argumenty KE na „nie” dla podatku progresywnego.
Komisja ma jednak inną logikę. Uznaje ona stosowanie niższych stawek podatkowych dla mniejszych graczy jako niedozwoloną pomoc publiczną. I nie widzi tego, że w dzisiejszej gospodarce globalnej duże międzynarodowe koncerny nierzadko osiągają przychody większe niż niektóre państwa. Nie widzi tego, że te duże koncerny zarabiają ogromne środki na jednych rynkach i dopłacają do innych, aby zniszczyć na nich lokalną konkurencję. Nie widzi tego, że ta prywatna pomoc jest dużo większa niż niejedna pomoc publiczna. Dla Komisji pomoc publiczna jest niedozwolona, bo niszczy wolną konkurencję, natomiast subsydiowanie poszczególnych firm w ramach środków prywatnych już wolnego rynku nie zaburza.
Taka argumentacja z pewnością nie przypadkowo chroni interesy gigantów z Francji, Niemiec czy Wielkiej Brytanii. Pod sztandarem „wolnej” konkurencji mogą oni umacniać swoją rynkową pozycję. A wszystko to dzieje się niejako za przyzwoleniem i pod egidą Komisji Europejskiej.
Jakie są tego konsekwencje?
W Unii Europejskiej nigdy tak naprawdę nie udało się stworzyć mechanizmu równych szans. Na likwidacji granic skorzystały przede wszystkim koncerny z dużych krajów „starej” Unii. Posiadając korzyści z tzw. efektu skali osiągniętego na dotychczasowych rynkach, mogły bez przeszkód dominować rynki „nowych” krajów Unii. To doprowadziło już do sytuacji, w której na liście największych firm działających na Węgrzech próżno szukać węgierskich rodzimych firm, prowadzących handel detaliczny. Polski rynek przez lata transformacji również został zdominowany przez zachodnioeuropejskie sieci, a lokalna przedsiębiorczość została zepchnięta na dalszy plan. Ogromne zyski z tego handlu „wypłynęły” do krajów pochodzenia tych sieci handlowych. Dzięki temu ich mieszkańcy żyją na wyższym poziomie socjalnym, ich dobrobyt wzrasta. I tak oto, wbrew pierwotnym założeniom, UE przyczynia się do pogłębiania różnic w rozwoju regionów Unii, choć jej założeniem było wyrównywanie szans.
Ktoś powie: przecież w marketach jest taniej i po co nam do szczęścia polskie sklepy? Odpowiedź brzmi: kupując zagraniczne produkty albo nawet polskie w zagranicznych marketach, doprowadzamy do utraty miejsc pracy w Polsce. Zagraniczne sieci zapewniają najtańsze miejsca pracy i robią to kosztem lokalnej przedsiębiorczości, która nie jest w stanie z nimi konkurować. Nie możemy za to w ogóle liczyć na wysokopłatne miejsca pracy w centralach firm, w zarządzaniu, w działach B+R, itp. Dziś trzeba jasno i wyraźnie podkreślać: każda rodzima firma w dużo większym stopniu (nawet kilkukrotnie) przyczynia się do rozwoju gospodarczego kraju niż firma zagraniczna. Kraje, które posiadają dużą liczbę firm globalnych są zamożne i tam żyje się dostatniej. Z kolei kraje, które swój rozwój oparły na kapitale zagranicznym i imporcie stają się krajami „drugiej prędkości”, krajami kolonialnymi.
Co robić?
Musimy zauważyć, że obecnie stanowisko KE nie wynika z fundamentów Unii Europejskiej. Z łatwością daliśmy sobie wmówić, że wstępując do Unii, będziemy musieli się do tych zasad dostosować. Nikt przy tym nie pomyślał, że konieczne jest dopasowanie zasad konkurencji do nowych warunków konkurowania w rozszerzonej Unii. Konieczne jest uwzględnienie siły i potencjału nowych państw członkowskich.
W dobie ożywionej dyskusji na temat kształtu podatku od handlu detalicznego, polscy politycy nie mogą dać się zwieść doświadczonym graczom w Brukseli, którzy działają w interesie dużych firm z Zachodu. My musimy realizować w pierwszej kolejności interes Polski, bo w Unii Europejskiej gospodarczo każdy kraj rozwija się oddzielnie. I nie chodzi tu o żaden nacjonalizm, tylko o dążenie do tego, aby na równi korzystać z dobrodziejstw Unii.