Nie od dziś wiadomo, że choć warszawiacy to tacy sami ludzie, jak inni Polacy, to ich miasto z powodu bliskich spotkań trzeciego stopnia z politykami do normalnych miast nie należy. To tutaj narodziła się "nowa, świecka tradycja" uroczystych jubileuszy zwanych miesięcznicami. To także tutaj decyzją Ratusza sparaliżowano miasto z powodu budowy pierwszego na świecie nadziemnego metra - bo przecież żeby podziemna tarcza mogła pod ziemią drążyć podziemny tunel trzeba wpierw rozkopać ziemię gdzie się da (choć osobiście wydaje mi się, że pod ul. Świętokrzyską to złota szukają, a nie budują). To tutaj też powstają najbardziej żenujące na północnej półkuli spoty reklamowe.
Kiedy Michel Platini otworzył białą kopertę i z uśmiechem przeczytał "La Pologne et l'Ukraine" z radości wyrzuciłem ręce do góry i zacytowałem Kazimierza Marcinkiewicza. Jednak już chwilę później serce wcale nie było mi do śmiechu. Oto bowiem wyobraziłem sobie panią Krysię z papierosem w zębach odpalającą fajerwerki przed meczem otwarcia i półprzytomnego pana Mietka wynoszącego ze zdezelowanego poloneza kraty wódki do hotelu reprezentacji Anglii czy innego kraju. O zgrozo! Polska będzie gospodarzem Euro 2012!
Dotychczas było nieźle. Stadiony już wybudowaliśmy, a więc możemy w spokoju zacząć je naprawiać. Dróg może i nie ma, ale jest Gierkówka i są rzeki. W PZPN-ie leśne dziadki jak siedziały w mięciutkich fotelach, tak dalej siedzą, mimo "taśm prawdy" i brawurowej akcji minister Joanny Muchy (która ponoć - choć sama temu zaprzecza onieśmielona najwyraźniej swoją odwagą - do UEFA napisała list!), ale na szczęście Euro nam już odebrać nie mogą. Co więcej, na przekór marzeniom o ekonomicznym, turystycznym i Bóg wie jeszcze jakim boomie spowodowanym przyjazdem kibiców z dalekich krajów, bilety wykupili głównie Polacy. Czyli będzie swojsko. Brakuje tylko spotów reklamujących ten wspaniały sportowy event. A przepraszam. Już są. Niestety!
Znajomi, wiedząc o moim zamiłowaniu do wszystkiego, co można skwitować jedynie uderzeniem dłoni w czoło, przekonywali mnie, żebym koniecznie zobaczył nowy spot reklamujący stolicę. Nieświadom czekających mnie traumatycznych przeżyć odpaliłem ów nieszczęsny film, na którym... No - kto widział, ten wie! (niezorientowanym zazdroszczę). Dawka żenadoliny, którą po seansie wydzielił mój wstrząśnięty mózg, zwaliła mnie z nóg, załamała ręce i nieomal mnie zabiła. Czy wy też do połowy spotu myśleliście, że oglądacie sequel filmu PCK "Ala ma HIV, teraz masz i ty"? (notabene - spot PCK to naprawdę solidna robota z najwyższej półki. Czyli da się? Da!).
Ale się stało się i się nie odstanie. Nie od dziś wiadomo, że choć urzędnicy swój język mają, to i tak z niektórych prawdziwe gęsi. A przecież warszawski ratusz uzbraja ich (za nasze pieniądze) w drogie smartfony, tablety i inne gadżety z dostępem do internetu. Takie to trudne zobaczyć w sieci jak się spoty robi?
Ostatecznie okazało się, że za żenującą fabułę i tragiczne wykonanie odpowiedzialny jest lichy budżet filmowców. Bo Warszawa miała na spot "tylko" pół miliona. No to ja przepraszam - może faktycznie miasta nie stać na efekty od Bagińskiego, kamerę Mauro Fiorego i muzykę Hansa Zimmera, ale PÓŁ MILIONA ZŁOTYCH?!? Jeśli za te pieniądze tylko taki chłam można było popełnić, to po co my w ogóle płacimy podatki? A może za mało płacimy? Problem nie tkwi jednak w podatkach, lichych budżetach czy pozbawionych wyobraźni urzędnikach. Jest jak jest, bo zwykliśmy robić wszystko na odwal. Choć intencje były zapewne dobre - wyszło jak zawsze. Dlatego właśnie można mieć obawy o jakość rozgrywanych w Polsce mistrzostw.
Na koniec dorzućmy łyżkę miodu do tej beczki dziegciu. To nie urzędnicy, politycy czy działacze piłkarscy są gospodarzami turnieju. Gospodarzami jesteśmy my wszyscy. A przecież nie ma lepszych gospodarzy, kibiców i imprezowiczów od tych znad Wisły, prawda? Głowy do góry, będzie dobrze!
Dotychczas było nieźle. Stadiony już wybudowaliśmy, a więc możemy w spokoju zacząć je naprawiać. Dróg może i nie ma, ale jest Gierkówka i są rzeki. W PZPN-ie leśne dziadki jak siedziały w mięciutkich fotelach, tak dalej siedzą, mimo "taśm prawdy" i brawurowej akcji minister Joanny Muchy (która ponoć - choć sama temu zaprzecza onieśmielona najwyraźniej swoją odwagą - do UEFA napisała list!), ale na szczęście Euro nam już odebrać nie mogą. Co więcej, na przekór marzeniom o ekonomicznym, turystycznym i Bóg wie jeszcze jakim boomie spowodowanym przyjazdem kibiców z dalekich krajów, bilety wykupili głównie Polacy. Czyli będzie swojsko. Brakuje tylko spotów reklamujących ten wspaniały sportowy event. A przepraszam. Już są. Niestety!
Znajomi, wiedząc o moim zamiłowaniu do wszystkiego, co można skwitować jedynie uderzeniem dłoni w czoło, przekonywali mnie, żebym koniecznie zobaczył nowy spot reklamujący stolicę. Nieświadom czekających mnie traumatycznych przeżyć odpaliłem ów nieszczęsny film, na którym... No - kto widział, ten wie! (niezorientowanym zazdroszczę). Dawka żenadoliny, którą po seansie wydzielił mój wstrząśnięty mózg, zwaliła mnie z nóg, załamała ręce i nieomal mnie zabiła. Czy wy też do połowy spotu myśleliście, że oglądacie sequel filmu PCK "Ala ma HIV, teraz masz i ty"? (notabene - spot PCK to naprawdę solidna robota z najwyższej półki. Czyli da się? Da!).
Ale się stało się i się nie odstanie. Nie od dziś wiadomo, że choć urzędnicy swój język mają, to i tak z niektórych prawdziwe gęsi. A przecież warszawski ratusz uzbraja ich (za nasze pieniądze) w drogie smartfony, tablety i inne gadżety z dostępem do internetu. Takie to trudne zobaczyć w sieci jak się spoty robi?
Ostatecznie okazało się, że za żenującą fabułę i tragiczne wykonanie odpowiedzialny jest lichy budżet filmowców. Bo Warszawa miała na spot "tylko" pół miliona. No to ja przepraszam - może faktycznie miasta nie stać na efekty od Bagińskiego, kamerę Mauro Fiorego i muzykę Hansa Zimmera, ale PÓŁ MILIONA ZŁOTYCH?!? Jeśli za te pieniądze tylko taki chłam można było popełnić, to po co my w ogóle płacimy podatki? A może za mało płacimy? Problem nie tkwi jednak w podatkach, lichych budżetach czy pozbawionych wyobraźni urzędnikach. Jest jak jest, bo zwykliśmy robić wszystko na odwal. Choć intencje były zapewne dobre - wyszło jak zawsze. Dlatego właśnie można mieć obawy o jakość rozgrywanych w Polsce mistrzostw.
Na koniec dorzućmy łyżkę miodu do tej beczki dziegciu. To nie urzędnicy, politycy czy działacze piłkarscy są gospodarzami turnieju. Gospodarzami jesteśmy my wszyscy. A przecież nie ma lepszych gospodarzy, kibiców i imprezowiczów od tych znad Wisły, prawda? Głowy do góry, będzie dobrze!