Czy zastanawialiście się kiedyś, skąd biorą się wyborcy Prawa i Sprawiedliwości? Nie? A warto. Bo widzicie - oni są wśród nas. Kupują bułki w tych samych, co my, piekarniach. Przechodzą przez jezdnię po tych samych pasach. Drepczą do pracy po tych samych chodnikach.
Tak, wiem. Trudno w to uwierzyć. No bo jak to?!? To znaczy, że sąsiad spod dwójki, któremu życzę codziennie dobrego dnia, może skrycie popierać Hofmana i Suskiego? O mój Boże! A tymczasem prawda jest jeszcze straszniejsza - nie dość, że sąsiad popiera tych dwóch gentlemanów, to na dodatek nie robi tego skrycie - ale czyni tak z podniesionym czołem i z pieśnią o najmojszej racji na ustach. Taaak?! No to chyba jakiś kiepski żart...
Niestety o żartach nie może być mowy. Najprawdziwsza to prawda i tragedyja, mości czytelnicy. Mnie osobiście trudno jest uwierzyć, że kod genetyczny posła Hofmana różni się od mojego tylko minimalnie. Jeszcze ciężej uwierzyć w to, że polityka owego wstrętny kaprys matki natury wcale nie importował do naszego kraju z Polski wieków średnich - Adam Hofman urodził się w tym samym wieku, co ja! Ale najtrudniej jest mi się oswoić z myślą, że co kilka lat miliony moich rodaków zamiast wysłać posła Hofmana i jego ferajnę do jakiejś porządnej pracy, głosuje za przedłużeniem ich pobytu w gmachu przy ulicy Wiejskiej. O, zgrozo! Dlaczego oni nam to robią?
Nie ma dnia żeby politycy Prawa i Sprawiedliwości nie zrobili lub nie powiedzieli czegoś, co kazałoby mi przypuszczać, że nad Wisłą mieszka wynalazca-szarlatan, który przy okazji swych szalonych eksperymentów, zamienił naszą czasoprzestrzeń w niezły burdel. Bo choć podwładni Jarosława Polskęzbawa tuptają po sejmowych korytarzach w nowiutkich półbutach i modnych garniturach, to umysłowo tkwią w głębokim średniowieczu. W awangardzie ciemnogrodu maszerują żwawo najzręczniejsi zaklinacze żenady - czyli Marek Suski i Jan Dziedziczak, którym bit pod kroki podaje eks-DJ jedynego słusznego radia, Anna "Seks Jest Złem" Sobecka. I jakoś łatwiej mi się żyje, kiedy w głębi serca wierzę, że oni wszyscy z wieków średnich w rzeczywistości pochodzą. Co tym razem zbroili nasi ulubieńcy? Oj niemało...
Na niedawnym posiedzeniu sejmowej komisji kultury Anna Grodzka z Ruchu Palikota nazwała ojca Tadeusza Rydzyka panem Tadeuszem Rydzykiem. Na sali zawrzało. Szok! Skandal! Bluźnierstwo! Najobficiej spociła się, rzecz jasna, Anna Sobecka, której w głowie nie zmieściło się, że polskiego księdza można nazwać (proszę mi wybaczyć, że powtarzam ten wulgaryzm) "panem". A już zwłaszcza Rydzyka, dla którego przecież nawet "ojciec" to za mało - ze "świętym" znacznie bardziej mu do twarzy. Grodzka odparła Sobeckiej grzecznie, że "pan" to przecież nic obraźliwego. Wówczas Jan Dziedziczak usta swe złote był otworzył (ach, panie Janie, po cóż pan to zrobił...?) i do Anny Grodzkiej rzekł: "Ma PAN rację".
Nie od dziś wiadomo, że Marek Suski zazdrości Dziedziczakowi sztandaru w barwach wiochy, który ten dzierży w awangardzie żenady. Poseł Suski wylewa więc siódme poty i stara się zabłysnąć przez prezesem Polskęzbawem, co by ten trzy słowa z siebie niedbale wyrzucił i sztandar Suskiemu przekazał. Tym razem pan Marek sięgnął po gruby kaliber i myśląc o Johnie Godsonie przy włączonym mikrofonie wypalił do posłów Platformy Obywatelskiej: "Wasz murzynek głosuje razem z wami". Później zapytany o te, jakże głęboko osadzone w tradycji europejskiego rasizmu słowa, pan Suski wcale nie myślał wzroku spuszczać i popiołem włosów smarować, lecz tylko z pozoru do muru przyparty, wciąż dzielnie walcząc o prezesowe uznanie oznajmił twardo, że wstydu nic a nic nie czuje. Wiwat, dzielny nasz pan poseł!
Wiwat Prawo i Sprawiedliwość! Wiwat pan Tadeusz Rydzyk! Wiwat elektorat prawicy jedynej i prawdziwej! Wiwat żenada, wiocha i obskurantyzm! Wiwat wiecznie żywe średniowiecze! Jak ja kocham naszą polską scenę polityczną za to, że tu nawet komentować niczego nie trzeba. My to wszystko dobrze znamy.
A co z fanami Polskęzbawa? Cóż, pewno dalej będą trzymać kciuki za swojego idola. W końcu wiocha trwa na Wiejskiej nie od dziś. Najwyraźniej niektórym po prostu trafia ona do gustu. A o gustach się przecież nie dyskutuje.
Niestety o żartach nie może być mowy. Najprawdziwsza to prawda i tragedyja, mości czytelnicy. Mnie osobiście trudno jest uwierzyć, że kod genetyczny posła Hofmana różni się od mojego tylko minimalnie. Jeszcze ciężej uwierzyć w to, że polityka owego wstrętny kaprys matki natury wcale nie importował do naszego kraju z Polski wieków średnich - Adam Hofman urodził się w tym samym wieku, co ja! Ale najtrudniej jest mi się oswoić z myślą, że co kilka lat miliony moich rodaków zamiast wysłać posła Hofmana i jego ferajnę do jakiejś porządnej pracy, głosuje za przedłużeniem ich pobytu w gmachu przy ulicy Wiejskiej. O, zgrozo! Dlaczego oni nam to robią?
Nie ma dnia żeby politycy Prawa i Sprawiedliwości nie zrobili lub nie powiedzieli czegoś, co kazałoby mi przypuszczać, że nad Wisłą mieszka wynalazca-szarlatan, który przy okazji swych szalonych eksperymentów, zamienił naszą czasoprzestrzeń w niezły burdel. Bo choć podwładni Jarosława Polskęzbawa tuptają po sejmowych korytarzach w nowiutkich półbutach i modnych garniturach, to umysłowo tkwią w głębokim średniowieczu. W awangardzie ciemnogrodu maszerują żwawo najzręczniejsi zaklinacze żenady - czyli Marek Suski i Jan Dziedziczak, którym bit pod kroki podaje eks-DJ jedynego słusznego radia, Anna "Seks Jest Złem" Sobecka. I jakoś łatwiej mi się żyje, kiedy w głębi serca wierzę, że oni wszyscy z wieków średnich w rzeczywistości pochodzą. Co tym razem zbroili nasi ulubieńcy? Oj niemało...
Na niedawnym posiedzeniu sejmowej komisji kultury Anna Grodzka z Ruchu Palikota nazwała ojca Tadeusza Rydzyka panem Tadeuszem Rydzykiem. Na sali zawrzało. Szok! Skandal! Bluźnierstwo! Najobficiej spociła się, rzecz jasna, Anna Sobecka, której w głowie nie zmieściło się, że polskiego księdza można nazwać (proszę mi wybaczyć, że powtarzam ten wulgaryzm) "panem". A już zwłaszcza Rydzyka, dla którego przecież nawet "ojciec" to za mało - ze "świętym" znacznie bardziej mu do twarzy. Grodzka odparła Sobeckiej grzecznie, że "pan" to przecież nic obraźliwego. Wówczas Jan Dziedziczak usta swe złote był otworzył (ach, panie Janie, po cóż pan to zrobił...?) i do Anny Grodzkiej rzekł: "Ma PAN rację".
Nie od dziś wiadomo, że Marek Suski zazdrości Dziedziczakowi sztandaru w barwach wiochy, który ten dzierży w awangardzie żenady. Poseł Suski wylewa więc siódme poty i stara się zabłysnąć przez prezesem Polskęzbawem, co by ten trzy słowa z siebie niedbale wyrzucił i sztandar Suskiemu przekazał. Tym razem pan Marek sięgnął po gruby kaliber i myśląc o Johnie Godsonie przy włączonym mikrofonie wypalił do posłów Platformy Obywatelskiej: "Wasz murzynek głosuje razem z wami". Później zapytany o te, jakże głęboko osadzone w tradycji europejskiego rasizmu słowa, pan Suski wcale nie myślał wzroku spuszczać i popiołem włosów smarować, lecz tylko z pozoru do muru przyparty, wciąż dzielnie walcząc o prezesowe uznanie oznajmił twardo, że wstydu nic a nic nie czuje. Wiwat, dzielny nasz pan poseł!
Wiwat Prawo i Sprawiedliwość! Wiwat pan Tadeusz Rydzyk! Wiwat elektorat prawicy jedynej i prawdziwej! Wiwat żenada, wiocha i obskurantyzm! Wiwat wiecznie żywe średniowiecze! Jak ja kocham naszą polską scenę polityczną za to, że tu nawet komentować niczego nie trzeba. My to wszystko dobrze znamy.
A co z fanami Polskęzbawa? Cóż, pewno dalej będą trzymać kciuki za swojego idola. W końcu wiocha trwa na Wiejskiej nie od dziś. Najwyraźniej niektórym po prostu trafia ona do gustu. A o gustach się przecież nie dyskutuje.