Burza po emisji w TVP niemieckiego serialu wojennego "Nasze matki, nasi ojcowie" nie milknie. Oto dowiaduję się, że niejakie Stowarzyszenie Studenci dla Rzeczypospolitej wysłało list do prezesa telewizji publicznej, prosząc go o podjęcie starań na rzecz wyemitowania polskiego serialu "Czas Honoru" w niemieckiej telewizji ZDF. Odbijając Niemcom piłeczkę mielibyśmy rzekomo zainicjować debatę o polsko-niemieckiej historii. Cel rzeczywiście szczytny. Problem jedynie taki, że "Czas Honoru" tyle jest wart, co "Nasze matki, nasi ojcowie".
Niemcy dopuścili się ostatnio kolejnej masowej zbrodni na Polakach. Tym razem dokonali mordu na etosie Armii Krajowej powalając ją antysemityzmem i knajactwem na ekranie. Sam trzyczęściowy serial emitowany w TVP był nawet ciekawy, ale bardziej zafrapował mnie wrzask w studio TVP po emisji ostatniej części filmu. Najpierw dowiedziałem się o niebywałej odwadze kierownictwa stacji, które puściło serial w publicznej TV. Red. Piotr Kraśko opowiadał o tym z takim zapałem jakby sam zniszczył „Tygrysa” z panzerfausta. No bo cóż mogło zagrozić dzielnym ludziom z Woronicza? Atak ostatnich dwunastu żyjących na kroplówkach żołnierzy AK? Potem było jeszcze lepiej. Czcigodny weteran z AK ostro przygadał filmowcom z ZDF, że zafałszowali filmowy obraz armii niemieckiej, która "wcale nie była taka zdemoralizowana”, jak to pokazano. Areopag uczonych głosów podsumował wszystkie nieścisłości i wpadki niemieckich twórców i zgodnie orzekł, że to był „antypolski gniot”. A zatem, Niemcy wydali 14 milionów euro żeby znów na nas napaść. Wyszło równie skutecznie jak 70 lat temu, ale znacznie taniej.
Teraz Polacy chcą Niemców edukować. Oko za oko, serial za serial. Puśćmy Niemcom "Czas Honoru", to schowają głowy w piasek, uprzednio składając na ręce polskiego narodu przeprosiny z głębi złamanego serca. Może jeszcze jakiś pomnik dorzucą. Polacy kochają pomniki. Szczerze odradzam emisję "Czasu Honoru" w niemieckiej telewizji, bo niczym sędziwa meteropatka w kościach lewej nogi czuję już czym się to skończy.
Oto bowiem widzę, jak po emisji ostatniego odcinka polskiego serialu zbiera się w studio stacji ZDF szacowne grono i... kopiuje Polaków od studia TVP. Dlaczego? Już w pierwszym odcinku „Czasu Honoru” polscy cichociemni (przeciętna wieku 19 lat, dla mnie bomba) wylatują do okupowanego kraju czterosilnikowym samolotem bombowym, który wejdzie do służby dopiero za dwa lata. Polecą przez Francję i nad Niemcami do Polski. W rzeczywistości, wszystkie loty odbywały się nad Morzem Północnym, co zauważą ze zdziwieniem historycy z Niemiec. Większość Cichociemnych stanowili 35-40-latkowie, doświadczeni oficerowie WP, a nie wypieszczeni młodzieńcy. Później obśmieją się w ZDF z tego jak pokazaliśmy szefa warszawskiego Gestapo. Całymi dniami dosłownie nic nie robi, wiecznie ma puste biurko i zabawia się rozmowami z konspiratorami z AK. Raz ich łapie, a raz ma kaprys i wypuszcza ich wolno na miasto nie zdradzając się ze swoimi podejrzeniami. Z takim szefem Gestapo można umówić się z przez telefon i wpaść na Szucha na kawę. Ktokolwiek ląduje na Pawiaku jest stamtąd odbity przez żołnierzy podziemia. A tak po prawdzie, każdego dnia do siedziby Gestapo na Szucha przywożono setki ludzi, których katowano i mordowano tak sprawnie i szybko, jak robi się dziś na taśmie samochody w Gliwicach lub Tychach. Sceny rodzajowe w stylu rozmowy przy papierosie i pustym biurku dotyczyły może kilku najważniejszych ludzi w czasie całej wojny, w tym schwytanego generała Grota-Roweckiego. Na pewno nie zwykłych żołnierzy podziemia.
Inny obrazek: drogę w głuchym lesie gdzieś pod Warszawą obstawia ledwie dwuosobowy posterunek Wehrmachtu. Żołnierze czują się w ciemnym lesie pewnie i do kontroli drogowej przystępują z karabinem na plecach, jakby to działo się pod Krakowem ubiegłego lata. Koń by się uśmiał. A gdzie waleczna partyzantka? Kolejny obrazek: polskie podziemie urządza pokazowy proces jednego z Cichociemnych, który został z ojcem oskarżony o zdradę. Obaj są tymczasowo aresztowani i sądzeni w jakieś zakonspirowanej dziupli, jakby to było w Sądzie Rejonowym w Pacanowie. W rzeczywistości, wyroki sądów specjalnych zapadały zaocznie, bez udziału prokuratora i obrońcy, stąd wiele pomyłek stwierdzonych dopiero po wojnie. I jeszcze jeden obraz: uciekinier z getta mieszka w kamienicy na trzecim piętrze, ma pod poduszką pistolet, odwiedzają go czasem dziewczyny, a jak się zdenerwuje przeżyciami w getcie, to wychodzi pospacerować na miasto gdzie szuka zemsty. Aż się nie chce komentować takiej bredni. Oglądałem trzy odcinki, więc tyle pamiętam z tych bzdur o konspiracji. Ktoś znów zaoszczędził na konsultantach.
Prawdziwą furię w niemieckim studio wywoła za to wykoślawiony przez polskich twórców „Czasu Honoru” wizerunek gestapowców. Jeden jest przekupnym nieudacznikiem i bawidamkiem, drugi ukradł żydowskie złoto, trzeci zamordował kolegę, czwarty to dopiero planuje, a gubernator Fischer okazał się złodziejem na przemysłową skalę. Niestety, gestapowcy i oficerowie SS byli bardzo ideowymi, oddanymi chorej sprawie ludźmi. Bynajmniej się w Warszawie nie lenili i nie zajmowali sobą tylko nami. Prochy milionów Polaków i Żydów są tego dowodem. Lepiej ich w ten sposób nie pokazujmy, bo wystawiamy sami sobie kiepskie świadectwo.
A może o to właśnie chodzi. Skoro Niemcy potraktowali nas serialem historycznie upośledzonym, może zróbmy im to samo? W końcu komu z nas serce nie raduje się na widok poirytowanych, czerwonych od rozeźlenia ludzi? A że pieklić będą się Niemcy? Cóż, W górę serca, alleluja!
Teraz Polacy chcą Niemców edukować. Oko za oko, serial za serial. Puśćmy Niemcom "Czas Honoru", to schowają głowy w piasek, uprzednio składając na ręce polskiego narodu przeprosiny z głębi złamanego serca. Może jeszcze jakiś pomnik dorzucą. Polacy kochają pomniki. Szczerze odradzam emisję "Czasu Honoru" w niemieckiej telewizji, bo niczym sędziwa meteropatka w kościach lewej nogi czuję już czym się to skończy.
Oto bowiem widzę, jak po emisji ostatniego odcinka polskiego serialu zbiera się w studio stacji ZDF szacowne grono i... kopiuje Polaków od studia TVP. Dlaczego? Już w pierwszym odcinku „Czasu Honoru” polscy cichociemni (przeciętna wieku 19 lat, dla mnie bomba) wylatują do okupowanego kraju czterosilnikowym samolotem bombowym, który wejdzie do służby dopiero za dwa lata. Polecą przez Francję i nad Niemcami do Polski. W rzeczywistości, wszystkie loty odbywały się nad Morzem Północnym, co zauważą ze zdziwieniem historycy z Niemiec. Większość Cichociemnych stanowili 35-40-latkowie, doświadczeni oficerowie WP, a nie wypieszczeni młodzieńcy. Później obśmieją się w ZDF z tego jak pokazaliśmy szefa warszawskiego Gestapo. Całymi dniami dosłownie nic nie robi, wiecznie ma puste biurko i zabawia się rozmowami z konspiratorami z AK. Raz ich łapie, a raz ma kaprys i wypuszcza ich wolno na miasto nie zdradzając się ze swoimi podejrzeniami. Z takim szefem Gestapo można umówić się z przez telefon i wpaść na Szucha na kawę. Ktokolwiek ląduje na Pawiaku jest stamtąd odbity przez żołnierzy podziemia. A tak po prawdzie, każdego dnia do siedziby Gestapo na Szucha przywożono setki ludzi, których katowano i mordowano tak sprawnie i szybko, jak robi się dziś na taśmie samochody w Gliwicach lub Tychach. Sceny rodzajowe w stylu rozmowy przy papierosie i pustym biurku dotyczyły może kilku najważniejszych ludzi w czasie całej wojny, w tym schwytanego generała Grota-Roweckiego. Na pewno nie zwykłych żołnierzy podziemia.
Inny obrazek: drogę w głuchym lesie gdzieś pod Warszawą obstawia ledwie dwuosobowy posterunek Wehrmachtu. Żołnierze czują się w ciemnym lesie pewnie i do kontroli drogowej przystępują z karabinem na plecach, jakby to działo się pod Krakowem ubiegłego lata. Koń by się uśmiał. A gdzie waleczna partyzantka? Kolejny obrazek: polskie podziemie urządza pokazowy proces jednego z Cichociemnych, który został z ojcem oskarżony o zdradę. Obaj są tymczasowo aresztowani i sądzeni w jakieś zakonspirowanej dziupli, jakby to było w Sądzie Rejonowym w Pacanowie. W rzeczywistości, wyroki sądów specjalnych zapadały zaocznie, bez udziału prokuratora i obrońcy, stąd wiele pomyłek stwierdzonych dopiero po wojnie. I jeszcze jeden obraz: uciekinier z getta mieszka w kamienicy na trzecim piętrze, ma pod poduszką pistolet, odwiedzają go czasem dziewczyny, a jak się zdenerwuje przeżyciami w getcie, to wychodzi pospacerować na miasto gdzie szuka zemsty. Aż się nie chce komentować takiej bredni. Oglądałem trzy odcinki, więc tyle pamiętam z tych bzdur o konspiracji. Ktoś znów zaoszczędził na konsultantach.
Prawdziwą furię w niemieckim studio wywoła za to wykoślawiony przez polskich twórców „Czasu Honoru” wizerunek gestapowców. Jeden jest przekupnym nieudacznikiem i bawidamkiem, drugi ukradł żydowskie złoto, trzeci zamordował kolegę, czwarty to dopiero planuje, a gubernator Fischer okazał się złodziejem na przemysłową skalę. Niestety, gestapowcy i oficerowie SS byli bardzo ideowymi, oddanymi chorej sprawie ludźmi. Bynajmniej się w Warszawie nie lenili i nie zajmowali sobą tylko nami. Prochy milionów Polaków i Żydów są tego dowodem. Lepiej ich w ten sposób nie pokazujmy, bo wystawiamy sami sobie kiepskie świadectwo.
A może o to właśnie chodzi. Skoro Niemcy potraktowali nas serialem historycznie upośledzonym, może zróbmy im to samo? W końcu komu z nas serce nie raduje się na widok poirytowanych, czerwonych od rozeźlenia ludzi? A że pieklić będą się Niemcy? Cóż, W górę serca, alleluja!