Kibice wrocławskiego klubu wyruszyli dopingować Śląsk w Sewilli w meczu eliminacji Ligi Europy i znaleźli się po drugiej stronie lustra. Wszystko w Sewilli było na opak. Kibiców zaatakowali policjanci, jeśli wierzyć rzecznikowi Śląska, Hiszpanie pobili Polaków, a nie odwrotnie, na trybunach zamiast transparentów z nacjonalistycznymi hasłami zawisły podobizny rewolucjonisty z Argentyny, na flagach kibolskich zamiast celtyckich krzyży zalśniły czerwone gwiazdy. Tylko wynik się zgadzał. Wrocławiacy dostali 4:1, choć grali naprawdę dobrze.
Nie wiem, co kierowało hiszpańskimi kibicami, gdy przywitali naszych "w Katyniu". Że niby takie manto nam spuszczą na boisku? Doprawdy poetyckie porównanie, kopanie piłki na trawie a ludobójstwo oficerów w ciemnym lesie. Czy, jak zwykle, chodzi o politykę, którą o dziwo tak często nasiąkają piłkarskie trybuny? Fani klubu z Sewilli znani są ze swoich komunistycznych ciągotek. Po cóż jednak z okazji piłkarskiego spotkania obrażać pamięć tysięcy pomordowanych strzałem w potylicę oficerów? Nie rozumiem i zrozumieć spróbować nie zamierzam. Bo i po co.
(Neo)komunizm to doprawdy pogląd z drugiej strony lustra. Nic tu nie ma sensu, czerwone gwiazdy w rękach młodych i znudzonych zachodnich inteligentów, którzy nigdy nie zaznali socjalizmu ociekają montypythonowskim absurdem. Romans inteligencji z hasłami społecznej "arcyrówności" zainstalowanej na bagnetach od zawsze wprawiał mnie w szczere zdumienie. Przed kilkoma dniami w pewnej restauracji zasłyszałem rozmowę pary na oko 50-letnich intelektualistów. Rozmawiali głównie o sztuce, ale też o "dramatycznej potrzebie rewolucji". Głupia kobieto, pomyślałem sobie, gdy przyjdą prawdziwi komuniści, ciebie pierwszą okradną, cisną w błoto i rozstrzelają. Kibice Sewilli, sądząc po wpisach na inkryminowanej stronie, do intelektualistów jednak nie należą. Rozbawiło mnie za to wychwycone przez internautów nawiązanie do kubańskiej rewolucji i walki z homofobią na stronie hiszpańskich kibiców.
Otóż kibice z Sewilli, jak przystało na radykalną lewicę, walczą dzielnie z rasizmem i homofobią, choć wątpię, by o takiej reprezentacji marzyły mniejszości rasowe i seksualne. Jako że jesteśmy po drugiej stronie lustra, na sztandarach, które możemy sobie obejrzeć w internecie pod powitaniem "w Katyniu" widnieje Che Guevara, bodaj najbardziej absurdalna ikona popkultury i jeden z lepszych dowodów na to, że dla wielu ludzi procesy myślowe stanowią większe wyzwanie niż siedzenie na murku i plucie pestkami słonecznika. Pamiętam, gdy raper Jay Z koncertował z wielką podobizną Argentyńczyka na klacie. Ten sam idol antyrasistowskich komunistów pisał o czarnoskórych obywatelach: "Niczego nie potrafią. Tylko by pili. Nie można ich wykorzystać w rewolucji, bo nie umieliby wystrzelić z karabinu i nie chciałoby im się nauczyć". To akurat "lekki i przyjemny" cytat. Ładny mi idol pogromców rasistów.
Jak zauważyła niezalezna.pl, kilka dni przed powitaniem "w Katyniu" kibice z wolnego demokratycznego kraju Hiszpanii świętowali urodziny Fidela Castro z komunistycznej totalitarnej Kuby. Opublikowano zdjęcia tortu z Che Guevarą i herbem klubu Sewilli, a do zaprzyjaźnionych ruchów pod życzeniami podpięto witrynę "Fútbol contra la Homofobia" (hiszp. piłka nożna przeciwko homofobii). Tymczasem na tej samej Kubie, którego dyktatora i (argentyńskiego) zbrodniarza wspominają czule kibice walczący z homofobią, homoseksualistów nie kto inny jak Ernesto Guevara posyłał do obozów koncentracyjnych. Guevara był do tego stopnia pomylonym człowiekiem, że sami socjaliści przerażeni i zmęczeni Argentyńczykiem wydali w końcu go w ręce znienawidzonych Amerykanów.
Samo powitanie kibiców "w Katyniu" pośród podobizn komunistycznych ludobójców i czerwonych gwiazd może się nam wydawać bezmyślną prowokacją, kolejnym głupim wybrykiem kiboli, którzy w dużej grupie na dużej trybunie pozornie ukryci pośród dymu rac i pod wielkimi flagami czują się anonimowi i bezkarni. Może i w "życiu codziennym" byliby zupełnie niegroźni, pomagaliby staruszkom przejść przez jezdnię, a od czasu do czasu zaczepiali kogoś przy piwie do rozmowy o "dramatycznej potrzebie rewolucji". Może. Na pomysł obrażenia pamięci polskich oficerów nie wpadła jednak jakaś anonimowa zbiorowość wyrywająca ławki w parku, lecz człowiek. Mam tylko nadzieję, że kibice z Wrocławia pokażą podczas meczu rewanżowego klasę i nie przywitają Hiszpanów "w Guernicy".
(fot. zrzuty ekranu ze strony gate22sfcfans.blogspot.co.uk)
(Neo)komunizm to doprawdy pogląd z drugiej strony lustra. Nic tu nie ma sensu, czerwone gwiazdy w rękach młodych i znudzonych zachodnich inteligentów, którzy nigdy nie zaznali socjalizmu ociekają montypythonowskim absurdem. Romans inteligencji z hasłami społecznej "arcyrówności" zainstalowanej na bagnetach od zawsze wprawiał mnie w szczere zdumienie. Przed kilkoma dniami w pewnej restauracji zasłyszałem rozmowę pary na oko 50-letnich intelektualistów. Rozmawiali głównie o sztuce, ale też o "dramatycznej potrzebie rewolucji". Głupia kobieto, pomyślałem sobie, gdy przyjdą prawdziwi komuniści, ciebie pierwszą okradną, cisną w błoto i rozstrzelają. Kibice Sewilli, sądząc po wpisach na inkryminowanej stronie, do intelektualistów jednak nie należą. Rozbawiło mnie za to wychwycone przez internautów nawiązanie do kubańskiej rewolucji i walki z homofobią na stronie hiszpańskich kibiców.
Otóż kibice z Sewilli, jak przystało na radykalną lewicę, walczą dzielnie z rasizmem i homofobią, choć wątpię, by o takiej reprezentacji marzyły mniejszości rasowe i seksualne. Jako że jesteśmy po drugiej stronie lustra, na sztandarach, które możemy sobie obejrzeć w internecie pod powitaniem "w Katyniu" widnieje Che Guevara, bodaj najbardziej absurdalna ikona popkultury i jeden z lepszych dowodów na to, że dla wielu ludzi procesy myślowe stanowią większe wyzwanie niż siedzenie na murku i plucie pestkami słonecznika. Pamiętam, gdy raper Jay Z koncertował z wielką podobizną Argentyńczyka na klacie. Ten sam idol antyrasistowskich komunistów pisał o czarnoskórych obywatelach: "Niczego nie potrafią. Tylko by pili. Nie można ich wykorzystać w rewolucji, bo nie umieliby wystrzelić z karabinu i nie chciałoby im się nauczyć". To akurat "lekki i przyjemny" cytat. Ładny mi idol pogromców rasistów.
Jak zauważyła niezalezna.pl, kilka dni przed powitaniem "w Katyniu" kibice z wolnego demokratycznego kraju Hiszpanii świętowali urodziny Fidela Castro z komunistycznej totalitarnej Kuby. Opublikowano zdjęcia tortu z Che Guevarą i herbem klubu Sewilli, a do zaprzyjaźnionych ruchów pod życzeniami podpięto witrynę "Fútbol contra la Homofobia" (hiszp. piłka nożna przeciwko homofobii). Tymczasem na tej samej Kubie, którego dyktatora i (argentyńskiego) zbrodniarza wspominają czule kibice walczący z homofobią, homoseksualistów nie kto inny jak Ernesto Guevara posyłał do obozów koncentracyjnych. Guevara był do tego stopnia pomylonym człowiekiem, że sami socjaliści przerażeni i zmęczeni Argentyńczykiem wydali w końcu go w ręce znienawidzonych Amerykanów.
Samo powitanie kibiców "w Katyniu" pośród podobizn komunistycznych ludobójców i czerwonych gwiazd może się nam wydawać bezmyślną prowokacją, kolejnym głupim wybrykiem kiboli, którzy w dużej grupie na dużej trybunie pozornie ukryci pośród dymu rac i pod wielkimi flagami czują się anonimowi i bezkarni. Może i w "życiu codziennym" byliby zupełnie niegroźni, pomagaliby staruszkom przejść przez jezdnię, a od czasu do czasu zaczepiali kogoś przy piwie do rozmowy o "dramatycznej potrzebie rewolucji". Może. Na pomysł obrażenia pamięci polskich oficerów nie wpadła jednak jakaś anonimowa zbiorowość wyrywająca ławki w parku, lecz człowiek. Mam tylko nadzieję, że kibice z Wrocławia pokażą podczas meczu rewanżowego klasę i nie przywitają Hiszpanów "w Guernicy".
(fot. zrzuty ekranu ze strony gate22sfcfans.blogspot.co.uk)