W Polsce dopiero po powołaniu w 1994 roku policyjnego Biura do Walki z Przestępczością Zorganizowaną zaczęto tworzyć system działania pod przykryciem. Za ojców tej metody uznawani są Adam Rapacki oraz policyjni wyjadacze Sławomir Śnieżko, Jerzy Nęcki, Mirosław Nowacki i Tomasz Warykiewicz. Jeździli na szkolenia do USA i krajów Europy Zachodniej, podpatrywali jak to działa. Zorganizowali system szkolenia funkcjonariuszy do pracy pod przykryciem – głównie do udziału w tzw. zakupie kontrolowanym. Tomasz Warykiewicz wytrenował do pracy pod przykrywką około 500 policjantów, w tym 50 kobiet.
Na kursach trwających po kilka tygodni przyszli przykrywkowcy uczą się, jak kłamać i jak rozpoznać kłamcę. Poznają sposoby manipulacji, podstawy psychologii, mają także zajęcia, nazwijmy je, teatralne, na których uczą się gestów, mimiki i języka ciała, sztuki charakteryzacji. Muszą umieć słuchać i zdobywać zaufanie. Odpadną ci, którzy są psychicznie słabi, mają problemy osobowościowe, zbytnią słabość do alkoholu, narkotyków, hazardu i kobiet.
Bez dwóch zdań policjanci pod przykryciem to super wyszkoleni gliniarze do zadań specjalnych. Działają w skrajnie niebezpiecznych warunkach, udają bandytów, handlarzy narkotyków, zabójców, ale też fałszerzy pieniędzy czy dzieł sztuki. Wkradają się w łaski prawdziwych przestępców, zdobywają ich zaufanie, są namaszczani na członków gangu. Cała sztuka polega na tym, aby udawać samo zło, a jednocześnie nie łamać prawa. Przykrywkowcom nie wolno popełnić żadnego czynu niezgodnego z kodeksem karnym, a nawet namawiać innych do przestępstwa, bo zdobyte przez nich dowody nie będą wiarygodne dla sądu, a oni sami trafią za kraty jak zwykli przestępcy.
Operatorzy i covermani
W 1996 roku system ruszył. Kiedy w 2000 roku powstało przy Komendzie Głównej Policji Centralne Biuro Śledcze, polski odpowiednik FBI, jeden z departamentów nazwano Zarządem Operacji Specjalnych. To właśnie w ZOS zgrupowano polskich przykrywkowców.
Powstały fachowe określenia: PPP, czyli policjant pod przykryciem; ZBZ – zespół bliskiego zabezpieczenia. W żargonie policyjnym PPP nazywani są operatorami. W każdej operacji specjalnej z udziałem przykrywkowca działa grupa zadaniowa. Na jej czele stoi dowódca zwany covermanem. Prowadzi akcję i podejmuje decyzje. To wyłącznie z nim kontaktuje się przykrywkowiec (zwany też operatorem). Zwykle w pobliżu działa inny policjant pod przykryciem. Ten z kolei ma jedno zadanie – dyskretnie chronić operatora. Ochroniarze też są starannie wyselekcjonowani, również kończą skomplikowane szkolenia i podobnie jak przykrywkowcy toczą niebezpieczne gry. Wchodzą w skład Zespołu Bliskiego Zabezpieczenia (ZBZ, czyli zetbezety).
Zetbezety nadzorują przykrywkowców, służą im radą, a kiedy trzeba idą z pomocą. Zawsze znajdują się w pobliżu. Wynajmują pokój w hotelu albo korzystają z mieszkania konspiracyjnego. Dla świata zewnętrznego są całkowicie niewidzialni. Agent specjalny kontaktuje się z nimi za pomocą ustalonych szyfrów.
Kiedy przykrywkowiec i jego ochroniarz zaczynają operację specjalną, dostają nową tożsamość, czyli, jak nazywają to policjanci, zostają zalegendowani. Wyposaża się ich w spreparowane dokumenty, od tej pory noszą nowe imię i nazwisko, posługują się fikcyjnymi numerami PESEL i NIP. Uczą się na pamięć nowych życiorysów. Tak przygotowani próbują wejść w strukturę gangu. Aby to się udało, potrzebują kogoś, kto ich wprowadzi na mafijne salony. Czasem jest to przyłapany na przestępstwie gangster, który zgadza się na współpracę w zamian za złagodzenie kary, czasem przykrywkowcy sami muszą szukać dojścia do interesujących ich ludzi.
Operacje specjalne to często akcje o międzynarodowym charakterze. Polacy współpracują z policjantami z innych państw. Uczestniczą w operacjach za granicą, a w Polsce operują przykrywkowcy cudzoziemcy.
Debiut
Pierwsza polska operacja pod przykryciem. Druga połowa lat 90. Policja chce dopaść handlarza narkotyków Piotra S., pseudonim Sajur. Dociera do niego dwóch funkcjonariuszy pod przykryciem, udają obywateli Niemiec polskiego pochodzenia, zamawiają 3 kg amfetaminy. Chcą zapłacić za towar 15 tysięcy Dolarów. Sajur uważa, że to za mało. Targu miano dobić w pokoju hotelowym w warszawskiej „Victorii”. Sajur z towarem wysłał do pokoju znajomą, a sam czekał w foyer hotelu. Przykrywkowcy zatrzymali kurierkę, a Sajura dopadli obstawiający okolicę inni policjanci.
– To było ćwiczenie warsztatowe – oznajmił potem podczas konferencji prasowej Adam Rapacki, wówczas szef Biura ds. Narkotyków KGP.
Fragment książki Sylwestra Latkowskiego i Piotra Pytlakowskiego „Przykrywkowcy. Agent Tomasz i inni”
Bez dwóch zdań policjanci pod przykryciem to super wyszkoleni gliniarze do zadań specjalnych. Działają w skrajnie niebezpiecznych warunkach, udają bandytów, handlarzy narkotyków, zabójców, ale też fałszerzy pieniędzy czy dzieł sztuki. Wkradają się w łaski prawdziwych przestępców, zdobywają ich zaufanie, są namaszczani na członków gangu. Cała sztuka polega na tym, aby udawać samo zło, a jednocześnie nie łamać prawa. Przykrywkowcom nie wolno popełnić żadnego czynu niezgodnego z kodeksem karnym, a nawet namawiać innych do przestępstwa, bo zdobyte przez nich dowody nie będą wiarygodne dla sądu, a oni sami trafią za kraty jak zwykli przestępcy.
Operatorzy i covermani
W 1996 roku system ruszył. Kiedy w 2000 roku powstało przy Komendzie Głównej Policji Centralne Biuro Śledcze, polski odpowiednik FBI, jeden z departamentów nazwano Zarządem Operacji Specjalnych. To właśnie w ZOS zgrupowano polskich przykrywkowców.
Powstały fachowe określenia: PPP, czyli policjant pod przykryciem; ZBZ – zespół bliskiego zabezpieczenia. W żargonie policyjnym PPP nazywani są operatorami. W każdej operacji specjalnej z udziałem przykrywkowca działa grupa zadaniowa. Na jej czele stoi dowódca zwany covermanem. Prowadzi akcję i podejmuje decyzje. To wyłącznie z nim kontaktuje się przykrywkowiec (zwany też operatorem). Zwykle w pobliżu działa inny policjant pod przykryciem. Ten z kolei ma jedno zadanie – dyskretnie chronić operatora. Ochroniarze też są starannie wyselekcjonowani, również kończą skomplikowane szkolenia i podobnie jak przykrywkowcy toczą niebezpieczne gry. Wchodzą w skład Zespołu Bliskiego Zabezpieczenia (ZBZ, czyli zetbezety).
Zetbezety nadzorują przykrywkowców, służą im radą, a kiedy trzeba idą z pomocą. Zawsze znajdują się w pobliżu. Wynajmują pokój w hotelu albo korzystają z mieszkania konspiracyjnego. Dla świata zewnętrznego są całkowicie niewidzialni. Agent specjalny kontaktuje się z nimi za pomocą ustalonych szyfrów.
Kiedy przykrywkowiec i jego ochroniarz zaczynają operację specjalną, dostają nową tożsamość, czyli, jak nazywają to policjanci, zostają zalegendowani. Wyposaża się ich w spreparowane dokumenty, od tej pory noszą nowe imię i nazwisko, posługują się fikcyjnymi numerami PESEL i NIP. Uczą się na pamięć nowych życiorysów. Tak przygotowani próbują wejść w strukturę gangu. Aby to się udało, potrzebują kogoś, kto ich wprowadzi na mafijne salony. Czasem jest to przyłapany na przestępstwie gangster, który zgadza się na współpracę w zamian za złagodzenie kary, czasem przykrywkowcy sami muszą szukać dojścia do interesujących ich ludzi.
Operacje specjalne to często akcje o międzynarodowym charakterze. Polacy współpracują z policjantami z innych państw. Uczestniczą w operacjach za granicą, a w Polsce operują przykrywkowcy cudzoziemcy.
Debiut
Pierwsza polska operacja pod przykryciem. Druga połowa lat 90. Policja chce dopaść handlarza narkotyków Piotra S., pseudonim Sajur. Dociera do niego dwóch funkcjonariuszy pod przykryciem, udają obywateli Niemiec polskiego pochodzenia, zamawiają 3 kg amfetaminy. Chcą zapłacić za towar 15 tysięcy Dolarów. Sajur uważa, że to za mało. Targu miano dobić w pokoju hotelowym w warszawskiej „Victorii”. Sajur z towarem wysłał do pokoju znajomą, a sam czekał w foyer hotelu. Przykrywkowcy zatrzymali kurierkę, a Sajura dopadli obstawiający okolicę inni policjanci.
– To było ćwiczenie warsztatowe – oznajmił potem podczas konferencji prasowej Adam Rapacki, wówczas szef Biura ds. Narkotyków KGP.
Fragment książki Sylwestra Latkowskiego i Piotra Pytlakowskiego „Przykrywkowcy. Agent Tomasz i inni”