Co afera taśmowa mówi o dziennikarzach, politykach, o społeczeństwie? Co można opublikować, a czego nie?
– zapytaliśmy prof. Piotra Przytułę, medioznawcę z St. Cloud State University w Minnesocie. Odpowiedział: – Jeśli chodzi o samą aferę, ocenę etyczną powinni wydać Polacy. Ale miałem wrażenie, że wytworzył się klimat, w którym to media były obwiniane za jej wybuch. Tymczasem właśnie media powinny przekazywać wiedzę o tym, co się dzieje. Natomiast społeczeństwo ma osądzać, co jest trywialne, a co bulwersujące. Dziennikarz nie powinien wchodzić w buty oceniających. […] Generalnie im więcej informacji jest dostępnych, tym lepiej dla opinii publicznej i dla głosujących. To oni powinni oceniać informacje. Na przykład w USA podczas afery Clintona i Lewinsky taki właśnie był ton debaty publicznej – im więcej wiemy, tym lepiej. Dlaczego dziennikarze mieliby zakładać, że wiedzą lepiej niż zwykły obywatel, jak oceniać informacje?
Tymczasem to, co obserwujemy w ostatnich tygodniach, to próba zakładania kagańca, kneblowania ust nie tylko przez ludzi władzy, biznesu, ale, o zgrozo, przez niektórych dziennikarzy. Doszło nawet do tego, że zanim jeszcze ukazała się publikacja tygodnika „Wprost” o adwokacie Romanie Giertychu, już nas osądzono. Uznano ją za hańbiącą. Więc pytam: A słowa, kłamstwa wypowiadane pod moim adresem (np. o moim kilkuletnim pobycie w Rosji, a faktycznie byłem tam kilka dni w całym swoim życiu; imputowanie mi, że pracuję na rzecz rosyjskich służb) i tygodnika „Wprost” przez Romana Giertycha nie były haniebne? Czy jego zachowanie i propozycje zarejestrowane na nagraniu nie były hańbiące?
Spodziewaliśmy się prób dyskredytowania nas, ataków. Nie łudzimy się, że ich nie będzie. Ale i tak nadal będziemy robić swoje. Powtórzę to, co napisałem po pierwszej publikacji ujawniającej „aferę podsłuchową”: Naszą rolą nie jest ochrona władzy. Żadnej władzy. Naszą rolą jest za to pokazywanie, gdzie państwo działa źle. Albo nie działa wcale. Pisanie prawdy, nawet jeśli jest bolesna. Obraz, jaki wyłania się z tych nagrań, to kubeł lodowatej wody dla wielu osób.
Czy zła, o którym nie wiemy, nie ma? Nie, pozostaje złem. Tylko nie ma nad nim kontroli. Tak to rozumiemy.
Tymczasem to, co obserwujemy w ostatnich tygodniach, to próba zakładania kagańca, kneblowania ust nie tylko przez ludzi władzy, biznesu, ale, o zgrozo, przez niektórych dziennikarzy. Doszło nawet do tego, że zanim jeszcze ukazała się publikacja tygodnika „Wprost” o adwokacie Romanie Giertychu, już nas osądzono. Uznano ją za hańbiącą. Więc pytam: A słowa, kłamstwa wypowiadane pod moim adresem (np. o moim kilkuletnim pobycie w Rosji, a faktycznie byłem tam kilka dni w całym swoim życiu; imputowanie mi, że pracuję na rzecz rosyjskich służb) i tygodnika „Wprost” przez Romana Giertycha nie były haniebne? Czy jego zachowanie i propozycje zarejestrowane na nagraniu nie były hańbiące?
Spodziewaliśmy się prób dyskredytowania nas, ataków. Nie łudzimy się, że ich nie będzie. Ale i tak nadal będziemy robić swoje. Powtórzę to, co napisałem po pierwszej publikacji ujawniającej „aferę podsłuchową”: Naszą rolą nie jest ochrona władzy. Żadnej władzy. Naszą rolą jest za to pokazywanie, gdzie państwo działa źle. Albo nie działa wcale. Pisanie prawdy, nawet jeśli jest bolesna. Obraz, jaki wyłania się z tych nagrań, to kubeł lodowatej wody dla wielu osób.
Czy zła, o którym nie wiemy, nie ma? Nie, pozostaje złem. Tylko nie ma nad nim kontroli. Tak to rozumiemy.