Za aferę ukarać dziennikarzy? Prokuratura zamierza rozważyć, czy dziennikarzom, którzy ujawnili aferę taśmową, nie postawić zarzutów karnych – dowiedział się „Wprost”.
W postanowieniu o przedłużenie śledztwa, do którego dotarliśmy, prokuratura pisze, że „na obecnym etapie należy przeprowadzić analizę materiału dowodowego pod kątem odpowiedzialności karnej art. 267 par. 4 k.k. w stosunku do dziennikarzy”.
Artykuł Kodeksu karnego, o którym pisze prokuratura, dotyczy ujawnienia innej osobie informacji „dla niej nieprzeznaczonej”. Grozi za to do dwóch lat więzienia.
W czerwcu 2014 r. ujawniliśmy we „Wprost” sześć nagrań, których dokonano w dwóch warszawskich restauracjach: Amber Room oraz Sowa i Przyjaciele. Po wybuchu afery i wszczęciu śledztwa na podstawie wniosków nagranych osób prokuratura przedstawiła Markowi Falencie i jego wspólnikowi w interesach Krzysztofowi Rybce zarzuty nielegalnego zlecania nagrań. Obaj się nie przyznają. Podejrzani są też kelner z restauracji Sowa i Przyjaciele Łukasz N. i sommelier z Amber Room Konrad L.
Dotarliśmy do akt śledztwa afery podsłuchowej (wcześniej zeznania kelnerów opisała „Gazeta Wyborcza”). Zapoznając się z tym materiałem, mamy smutne wnioski. Prokuratura drepcze w miejscu. Okazuje się, że dużo czasu trwoniła i trwoni, by unurzać nas w sprawę. Chciano z nas zrobić wspólników nagrywających i zlecających! Strach pomyśleć, co znajduje się w niejawnych aktach prokuratury, a już nie mówię o ABW, SKW i CBŚ. Będziemy to opisywać w kolejnych numerach tygodnika.
Taśmy zostały nagrane wiele miesięcy temu, nie wiadomo, ile ich jest, może proceder trwał latami. Co się z nimi działo? Czy ktoś je mógł wykorzystywać? Szantażować za ich pomocą polityków? Prezesów spółek? Czy użytek mogły z nich robić obce państwa? Jakiś czas temu uznano, że jest po sprawie. Uważamy inaczej, sprawa nadal jest i wymaga pilnego wyjaśnienia.
Artykuł Kodeksu karnego, o którym pisze prokuratura, dotyczy ujawnienia innej osobie informacji „dla niej nieprzeznaczonej”. Grozi za to do dwóch lat więzienia.
W czerwcu 2014 r. ujawniliśmy we „Wprost” sześć nagrań, których dokonano w dwóch warszawskich restauracjach: Amber Room oraz Sowa i Przyjaciele. Po wybuchu afery i wszczęciu śledztwa na podstawie wniosków nagranych osób prokuratura przedstawiła Markowi Falencie i jego wspólnikowi w interesach Krzysztofowi Rybce zarzuty nielegalnego zlecania nagrań. Obaj się nie przyznają. Podejrzani są też kelner z restauracji Sowa i Przyjaciele Łukasz N. i sommelier z Amber Room Konrad L.
Dotarliśmy do akt śledztwa afery podsłuchowej (wcześniej zeznania kelnerów opisała „Gazeta Wyborcza”). Zapoznając się z tym materiałem, mamy smutne wnioski. Prokuratura drepcze w miejscu. Okazuje się, że dużo czasu trwoniła i trwoni, by unurzać nas w sprawę. Chciano z nas zrobić wspólników nagrywających i zlecających! Strach pomyśleć, co znajduje się w niejawnych aktach prokuratury, a już nie mówię o ABW, SKW i CBŚ. Będziemy to opisywać w kolejnych numerach tygodnika.
Taśmy zostały nagrane wiele miesięcy temu, nie wiadomo, ile ich jest, może proceder trwał latami. Co się z nimi działo? Czy ktoś je mógł wykorzystywać? Szantażować za ich pomocą polityków? Prezesów spółek? Czy użytek mogły z nich robić obce państwa? Jakiś czas temu uznano, że jest po sprawie. Uważamy inaczej, sprawa nadal jest i wymaga pilnego wyjaśnienia.