Egzotyczne szkolenia w Kambodży, najwyższe pensje w kraju i złote zegarki. Tak mają szeregowi pracownicy państwowych spółek. Po jeszcze więcej część z nich przyjechała dzisiaj do Warszawy.
Według wstępnych szacunków w południe w stolicy manifestowało ok. 15 tys. osób. Pełen przegląd wszystkich grup zawodowych. Rolnicy, rybacy, górnicy, pielęgniarki, strażacy itd. Na ulicach klasyka: trąbki, bębny, syreny alarmowe, petardy. Już spłonęła nawet pierwsza opona. Zablokowane są: Al. Jerozolimskie, ul. Chałubińskiego, Miodowa, Rakowiecka i pl. Trzech Krzyży. Na sztandarach żądania podwyższenia pensji minimalnej, przestrzegania praw pracowniczych, wzrostu płac, likwidacji OFE, a w końcu nawet rządu. Ale czy ze wszystkimi pracownikami w Polsce jest naprawdę tak źle, że muszą wychodzić na ulice?
Pamiętam jak kilka miesięcy temu stałem na mecie warszawskiego Orlen Marathon – największej imprezy biegowej w Polsce. Biegaczy okrzykami o podwyżki płac dopingowali pracownicy głównego organizatora imprezy – koncernu paliwowego Orlen. Musieliśmy przyjechać aż do Warszawy, żeby dorwać prezesa Krawca, bo on też ma tutaj biec – tłumaczyli całe zamieszanie. Czego żądali? 400 zł podwyżki miesięcznie i dodatkowych jednorazowych nagród w wysokości 2 tys. 400 zł. Problem w tym, że pracownicy Orlenu są jednymi z najlepiej zarabiających w kraju. Dostają ponad 9 tysięcy złotych miesięcznej pensji, czyli grubo więcej niż dwukrotność średniej krajowej. Ale nie tylko prezes Krawiec drapie się po głowie i pyta: o co tym ludziom w ogóle chodzi?
W Jastrzębskiej Spółce Węglowej zarząd boryka się z innym problemem. Ponad 1,2 tys. pracowników, którzy mogą już przejść na emeryturę, woli dalej podbijać pracownicze karty w kopalni. - 20 tysięcy osób chce pracować w JSW, ale nie może, bo miejsca pracy blokują górnicy, którzy mają już uprawnienia emerytalne, a z nich nie korzystają – informuje zarząd JSW. – Trzymają ich tutaj przede wszystkim zarobki. Średnia górnicza pensja jest przecież ponad dwa razy większa od emerytury górnika – mówi Katarzyna Jabłońska-Bajer rzecznik prasowy jastrzębskiej spółki. Mimo tego, że górnicze emerytury są najwyższymi wypłacanymi przez ZUS, (dwukrotnie przewyższają emerytury wypłacane nauczycielom czy kolejarzom)
Zarząd JSW musiał w lutym zacząć specjalną akcję ,,Emeryt”. Po korytarzach firmy krążyły ulotki, na których widać symboliczny obrazek: starszy górnik przekazuje lampkę górniczą młodszemu koledze. Chociaż całą akcję popierają nawet związki zawodowe JSW, to starsi pracownicy i tak są nieugięci. Ich zdaniem na emeryturę w pierwszej kolejności powinien przejść prezes spółki Jarosław Zagórowski.
W Kompanii Węglowej górnikom z okazji 25-lecia pracy rozdaje się złote zegarki szwajcarskiej marki Bisset. Pozłacana koperta, szafirowe szkiełko, skórzany pasek. Wartość zamówienia to bagatela kilkaset tysięcy złotych. W tym roku spółka chce znaleźć dostawcę na 2350 zegarków. Cena nie powinna być wyższa niż 380 złotych brutto za sztukę. (Tymczasem na stronie producenta taki zegarek katalogowo kosztuje 840 zł.) Z kolei w Orlenie pracownicy uczestniczą w organizowanych przez pracodawcę okolicznościowych spotkaniach, w trakcie których otrzymują drobne upominki. Najczęściej jest to także zegarek albo skórzany portfel.
Katowicki Holding Węglowy – kolejna spółka skarbu państwa z branży wydobywczej dorzuca pracownikom egzotyczne szkolenia. Rok temu Najwyższa Izba Kontroli przyglądała się między innymi dwutygodniowemu wyjazdowi czterech pracowników KHW do Kambodży. Po co wysłano ich akurat tam? – Zarząd nie był w stanie wskazać inspektorom gospodarczego celu wyprawy, która kosztowała 21 tys. zł – mówi oficjalny komunikat NIK. Jak wykazała niedawna kontrola w 2010 r. ta sama spółka wysłała grupę 30 pracowników na czterodniowe seminarium do Wielkiej Brytanii. Jak się okazało część szkoleniowa trwała tylko jeden dzień, i to w czasie między śniadaniem a lunchem. Reszta pobytu była wypełniona programem turystycznym. Koszt wypadu – bagatela 133 tys. złotych. Zdaniem Wojciecha Jarosa z działu komunikacji KHW obydwa wyjazdy spełniały swoje role szkoleniowe, ale po kontroli NIK zdecydowali się ograniczyć zakres i ilość delegacji. Wielu obserwatorów rynku pracy jest jednego zdania. Tego typu wypady to uśmiech w stronę związków zawodowych, które udobruchane prezentem albo wycieczką zgłaszają mniej drapieżne postulaty. Ale i tak żaden prezes nie jest im w stanie całkowicie dogodzić, bo związki rozrastają się w zatrważającym tempie.
Pamiętam jak kilka miesięcy temu stałem na mecie warszawskiego Orlen Marathon – największej imprezy biegowej w Polsce. Biegaczy okrzykami o podwyżki płac dopingowali pracownicy głównego organizatora imprezy – koncernu paliwowego Orlen. Musieliśmy przyjechać aż do Warszawy, żeby dorwać prezesa Krawca, bo on też ma tutaj biec – tłumaczyli całe zamieszanie. Czego żądali? 400 zł podwyżki miesięcznie i dodatkowych jednorazowych nagród w wysokości 2 tys. 400 zł. Problem w tym, że pracownicy Orlenu są jednymi z najlepiej zarabiających w kraju. Dostają ponad 9 tysięcy złotych miesięcznej pensji, czyli grubo więcej niż dwukrotność średniej krajowej. Ale nie tylko prezes Krawiec drapie się po głowie i pyta: o co tym ludziom w ogóle chodzi?
W Jastrzębskiej Spółce Węglowej zarząd boryka się z innym problemem. Ponad 1,2 tys. pracowników, którzy mogą już przejść na emeryturę, woli dalej podbijać pracownicze karty w kopalni. - 20 tysięcy osób chce pracować w JSW, ale nie może, bo miejsca pracy blokują górnicy, którzy mają już uprawnienia emerytalne, a z nich nie korzystają – informuje zarząd JSW. – Trzymają ich tutaj przede wszystkim zarobki. Średnia górnicza pensja jest przecież ponad dwa razy większa od emerytury górnika – mówi Katarzyna Jabłońska-Bajer rzecznik prasowy jastrzębskiej spółki. Mimo tego, że górnicze emerytury są najwyższymi wypłacanymi przez ZUS, (dwukrotnie przewyższają emerytury wypłacane nauczycielom czy kolejarzom)
Zarząd JSW musiał w lutym zacząć specjalną akcję ,,Emeryt”. Po korytarzach firmy krążyły ulotki, na których widać symboliczny obrazek: starszy górnik przekazuje lampkę górniczą młodszemu koledze. Chociaż całą akcję popierają nawet związki zawodowe JSW, to starsi pracownicy i tak są nieugięci. Ich zdaniem na emeryturę w pierwszej kolejności powinien przejść prezes spółki Jarosław Zagórowski.
W Kompanii Węglowej górnikom z okazji 25-lecia pracy rozdaje się złote zegarki szwajcarskiej marki Bisset. Pozłacana koperta, szafirowe szkiełko, skórzany pasek. Wartość zamówienia to bagatela kilkaset tysięcy złotych. W tym roku spółka chce znaleźć dostawcę na 2350 zegarków. Cena nie powinna być wyższa niż 380 złotych brutto za sztukę. (Tymczasem na stronie producenta taki zegarek katalogowo kosztuje 840 zł.) Z kolei w Orlenie pracownicy uczestniczą w organizowanych przez pracodawcę okolicznościowych spotkaniach, w trakcie których otrzymują drobne upominki. Najczęściej jest to także zegarek albo skórzany portfel.
Katowicki Holding Węglowy – kolejna spółka skarbu państwa z branży wydobywczej dorzuca pracownikom egzotyczne szkolenia. Rok temu Najwyższa Izba Kontroli przyglądała się między innymi dwutygodniowemu wyjazdowi czterech pracowników KHW do Kambodży. Po co wysłano ich akurat tam? – Zarząd nie był w stanie wskazać inspektorom gospodarczego celu wyprawy, która kosztowała 21 tys. zł – mówi oficjalny komunikat NIK. Jak wykazała niedawna kontrola w 2010 r. ta sama spółka wysłała grupę 30 pracowników na czterodniowe seminarium do Wielkiej Brytanii. Jak się okazało część szkoleniowa trwała tylko jeden dzień, i to w czasie między śniadaniem a lunchem. Reszta pobytu była wypełniona programem turystycznym. Koszt wypadu – bagatela 133 tys. złotych. Zdaniem Wojciecha Jarosa z działu komunikacji KHW obydwa wyjazdy spełniały swoje role szkoleniowe, ale po kontroli NIK zdecydowali się ograniczyć zakres i ilość delegacji. Wielu obserwatorów rynku pracy jest jednego zdania. Tego typu wypady to uśmiech w stronę związków zawodowych, które udobruchane prezentem albo wycieczką zgłaszają mniej drapieżne postulaty. Ale i tak żaden prezes nie jest im w stanie całkowicie dogodzić, bo związki rozrastają się w zatrważającym tempie.