Firmy Jerzy Wiśniewskiego, (właściciel Polskiej Grupy Budowlanej PBG) budowały kilka autostrad i trzy stadiony na Euro 2012. Biznesmen został właśnie milionerem. Ale nie otwiera szampana. Pięć lat temu był miliarderem. Dziś jego majątek to zaledwie 100 milionów złotych. Austriacy z Alpine Bau ogłosili właśnie bankructwo. Budowali Stadion Narodowy i byli głównym wykonawcą na autostradzie A1, drodze ekspresowej Wrocław-Poznań itd.
Co się stało, że miliardowe kontrakty, od których zależy poziom i komfort naszego życia, miejsca pracy itd. stały się kamieniem u szyi realizujących je firm? Austriacy, którzy budowali alpejskie tunele i estakady nie są w stanie zbudować kładki w Mszanie?
Biznesmen, który w nieruchomości i deweloperkę zainwestował kilka miliardów złotych odpowiada tak: - Kiedy podpisuje kontrakt trzeba sobie zadać pytanie. Chcę coś naprawdę zbudować, czy chcę podpisać umowę bezpieczną dla siebie i nie zapłacić ani centa więcej niż przewidywałem.
Chodzi o to, że budowa wielkiego biurowca, autostrady to stały balans pomiędzy inwestorem i wykonawcą. Najpierw uzgadnia się cenę. Potem przy budowie wychodzą różne niespodzianki. Jak się chce coś zbudować to trzeba je uwzględnić? Ostatecznie obie strony muszą wyjść zadowolone. Inwestor przecina wstęgę, wykonawca ma forsę w kieszeni. Jeden zarabia drugi dostał tyle ile klient był w stanie zapłacić. Win to win - mówią Amerykanie.
Chyba każdy, kto robił remont łazienki wie, o co chodzi. Kafelki miały być położone za 1000 złotych, ale małżonka zażyczyła sobie, aby ułożyć je w karo. Fachowiec za dodatkowe cięcie materiału zażyczył sobie więcej. Ze starej ściany farba złaziła płatami albo wyłaziły tłuste plamy i trzeba było dwa razy poprawiać. Parkieciarz miał za mało materiału. Dokupił klepki w markecie, a nie w hurtowni, gdzie ma duży rabat. Wyszło drożej, drożej, coraz drożej.
Obecny prezes GDKKiA Lech Witecki to były prezes Najwyższej Izby Kontroli. Słynie z tego, że zanim wyda 10 zł ogląda papierek dwukrotnie pod światło. Słyszałem, że jak jedzie pociągiem to sprawdza czy w sąsiednich wagonach nie jedzie prezes Budimexu albo innej zagranicznej firmy wykonawczej. Oddaje sekretarce sprezentowane wina, firmowe długopisy i notatniki wysyła do domu dziecka, a kartki świąteczne wrzuca do niszczarki. Tak na wszelki wypadek, żeby nikt nigdy nie posądził go o niecne układy. Załóżmy, że zlecam w GDDKiA remont łazienki, a sam wyjeżdżam na miesiąc wakacji. Wracam i widzę rozwalone mieszkanie.
- Ten glazurnik, co Pan go wziął do roboty to złodziej i oszust chciał 100 złotych więcej! Malarza żeśmy za fraki i won ze schodów. Łajza orżnął nas na puszcze farby za 40 zł. Ale spoko jeszcze dwa miesiące, góra pół roku i będzie zrobione - tłumaczą się "inwestorzy".
Życzę Witeckiemu takiej łazienki. Nie znam prywatnej firmy, która podejmując się własnej inwestycji wartej miliardy złotych nie zrealizowała jej z powodu źle wydanego jednego, dziesięciu czy nawet stu milionów złotych. Jan Kulczyk jakoś przebolał sprawę budowy idiotycznych przejść dla zwierząt nad autostradą A2. Ważniejsze było, aby droga za miliardy złotych w powstała w terminie. Przecież i tak będzie przynosić zyski, najwyżej trochę mniejsze, a zające i ekolodzy są happy. O zmniejszeniu liczby zabitych i rannych ludzi w wypadkach na sąsiedniej, przeładowanej "starej dwójce" też warto wspomnieć.
Urzędnicy nie mają takich problemów. Budują nie za swoje, ewentualne zyski też nie są ich, nie stoją w korkach, bo wozi ich kierowca, służbowym autem. Ich pensje nie zależą od kasy zebranej na bramkach autostrad, które budują. Ważne, że udowodnili są w stanie puścić z torbami jedną z największych europejskich firm budowlanych? Są ekspertyzy, analizy i opinie potwierdzające, że krawężnik był krzywy, asfalt za mało czarny, most głupio, ale poprawnie zaprojektowany. Tyłki przyspawane do stołków ocalały. I mamy robotę na kolejne 10 lat, bo minister powiedział, że zrobi wszystko by szczęśliwie doprowadzić inwestycje drogowe do końca.
Biznesmen, który w nieruchomości i deweloperkę zainwestował kilka miliardów złotych odpowiada tak: - Kiedy podpisuje kontrakt trzeba sobie zadać pytanie. Chcę coś naprawdę zbudować, czy chcę podpisać umowę bezpieczną dla siebie i nie zapłacić ani centa więcej niż przewidywałem.
Chodzi o to, że budowa wielkiego biurowca, autostrady to stały balans pomiędzy inwestorem i wykonawcą. Najpierw uzgadnia się cenę. Potem przy budowie wychodzą różne niespodzianki. Jak się chce coś zbudować to trzeba je uwzględnić? Ostatecznie obie strony muszą wyjść zadowolone. Inwestor przecina wstęgę, wykonawca ma forsę w kieszeni. Jeden zarabia drugi dostał tyle ile klient był w stanie zapłacić. Win to win - mówią Amerykanie.
Chyba każdy, kto robił remont łazienki wie, o co chodzi. Kafelki miały być położone za 1000 złotych, ale małżonka zażyczyła sobie, aby ułożyć je w karo. Fachowiec za dodatkowe cięcie materiału zażyczył sobie więcej. Ze starej ściany farba złaziła płatami albo wyłaziły tłuste plamy i trzeba było dwa razy poprawiać. Parkieciarz miał za mało materiału. Dokupił klepki w markecie, a nie w hurtowni, gdzie ma duży rabat. Wyszło drożej, drożej, coraz drożej.
Obecny prezes GDKKiA Lech Witecki to były prezes Najwyższej Izby Kontroli. Słynie z tego, że zanim wyda 10 zł ogląda papierek dwukrotnie pod światło. Słyszałem, że jak jedzie pociągiem to sprawdza czy w sąsiednich wagonach nie jedzie prezes Budimexu albo innej zagranicznej firmy wykonawczej. Oddaje sekretarce sprezentowane wina, firmowe długopisy i notatniki wysyła do domu dziecka, a kartki świąteczne wrzuca do niszczarki. Tak na wszelki wypadek, żeby nikt nigdy nie posądził go o niecne układy. Załóżmy, że zlecam w GDDKiA remont łazienki, a sam wyjeżdżam na miesiąc wakacji. Wracam i widzę rozwalone mieszkanie.
- Ten glazurnik, co Pan go wziął do roboty to złodziej i oszust chciał 100 złotych więcej! Malarza żeśmy za fraki i won ze schodów. Łajza orżnął nas na puszcze farby za 40 zł. Ale spoko jeszcze dwa miesiące, góra pół roku i będzie zrobione - tłumaczą się "inwestorzy".
Życzę Witeckiemu takiej łazienki. Nie znam prywatnej firmy, która podejmując się własnej inwestycji wartej miliardy złotych nie zrealizowała jej z powodu źle wydanego jednego, dziesięciu czy nawet stu milionów złotych. Jan Kulczyk jakoś przebolał sprawę budowy idiotycznych przejść dla zwierząt nad autostradą A2. Ważniejsze było, aby droga za miliardy złotych w powstała w terminie. Przecież i tak będzie przynosić zyski, najwyżej trochę mniejsze, a zające i ekolodzy są happy. O zmniejszeniu liczby zabitych i rannych ludzi w wypadkach na sąsiedniej, przeładowanej "starej dwójce" też warto wspomnieć.
Urzędnicy nie mają takich problemów. Budują nie za swoje, ewentualne zyski też nie są ich, nie stoją w korkach, bo wozi ich kierowca, służbowym autem. Ich pensje nie zależą od kasy zebranej na bramkach autostrad, które budują. Ważne, że udowodnili są w stanie puścić z torbami jedną z największych europejskich firm budowlanych? Są ekspertyzy, analizy i opinie potwierdzające, że krawężnik był krzywy, asfalt za mało czarny, most głupio, ale poprawnie zaprojektowany. Tyłki przyspawane do stołków ocalały. I mamy robotę na kolejne 10 lat, bo minister powiedział, że zrobi wszystko by szczęśliwie doprowadzić inwestycje drogowe do końca.