Przyznaję, że jestem myślami tak daleko od listopadowych wyborów w Stanach Zjednoczonych, że z początku zupełnie nie zwróciłem uwagi na headline’y winiarskich portali internetowych, które zaczęły w ostatnich tygodniach rozpisywać się na temat chilijskiego wina Palin z odmiany syrah.
Tymczasem robione w aptekarskich ilościach, produkowane organicznie wino z doliny Limari stało się w USA produktem wzbudzającym wielkie emocje. W Teksasie, ostoi republikanów Palin Syrah sprzedaje się jak ciepłe bułeczki. W liberalnym San Francisco, gdzie przeważają wyborcy demokratów wino jest passé. Powód jest prosty – Palin Syrah kojarzy się Amerykanom niedomiennie z Sarah Palin, republikańską kandydatką na wiceprezydenta. O ile zatem sprzedaż rośnie w stanach sprzyjających Johnowi McCainowi, o tyle spada tam, gdzie większość zamierza głosować na Baracka Obamę.
Nazwa winiarni Palin pochodzi od indiańskiego słowa określającego piłkę używaną w lokalnej odmianie gry w hokeja. Samo wino nie jest notowane w najpopularniejszym chilijskim przewodniku winiarskim „Guia de Vinos de Chile”. Z drugiej strony wiadomo, że w USA cieszyło się pewną popularnością. Paradoksalnie – ta była największa w stanach zdecydowanie sprzyjających demokratom: w Nowym Jorku, w Kalifornii, czy w Illinois.
Sprzedawano je w sklepach ze zdrową żywnością, których klientela ma poglądy mocno liberalne i do głowy by jej nie przyszło zagłosować na McCaine’a.
Siła brandu jest jednak niebywała. Żaden amerykański liberał i demokrata nie postawi na stole w czasie najgorętszego okresu kampanii wyborczej wina, z którego etykiety straszyć będzie Sarah Palin, o przepraszam, Palin Syrah. Prawica – wręcz przeciwnie. W Teksasie nie brak wprawdzie hrabstw, w których wciąż – na życzenie obywateli – panuje prohibicja, ale skoro można golnąć sobie Sarah Palin, o przepraszam, Palin Syrah, to czemu właściwie nie?
Szukałem w sieci wina, które miałoby w nazwie słowo „Tusk”. Niestety, pojawiła sie tylko reklama dziadowskich korkociagów z rękojeścią zrobioną z kła bogu ducha winnego zwierzaka. Podobnie jest w winami, na etykiecie których widniałby napis „bliźniaki”. Raczej brak. Do krajowych sporów winno-politycznych pozostaje zatem tylko świetna kalifornijska winiarnia Duckhorn produkującą bodaj najlepszego merlota w Napa Valley. Swego czasu prezydent Bush sprezentował flaszkę tegoż wina prezydentowi Kaczyńskiemu. Niestety, jak dotąd nikt Duckhorna do Polski nie sprowadza. Palin Syrah także.
Nazwa winiarni Palin pochodzi od indiańskiego słowa określającego piłkę używaną w lokalnej odmianie gry w hokeja. Samo wino nie jest notowane w najpopularniejszym chilijskim przewodniku winiarskim „Guia de Vinos de Chile”. Z drugiej strony wiadomo, że w USA cieszyło się pewną popularnością. Paradoksalnie – ta była największa w stanach zdecydowanie sprzyjających demokratom: w Nowym Jorku, w Kalifornii, czy w Illinois.
Sprzedawano je w sklepach ze zdrową żywnością, których klientela ma poglądy mocno liberalne i do głowy by jej nie przyszło zagłosować na McCaine’a.
Siła brandu jest jednak niebywała. Żaden amerykański liberał i demokrata nie postawi na stole w czasie najgorętszego okresu kampanii wyborczej wina, z którego etykiety straszyć będzie Sarah Palin, o przepraszam, Palin Syrah. Prawica – wręcz przeciwnie. W Teksasie nie brak wprawdzie hrabstw, w których wciąż – na życzenie obywateli – panuje prohibicja, ale skoro można golnąć sobie Sarah Palin, o przepraszam, Palin Syrah, to czemu właściwie nie?
Szukałem w sieci wina, które miałoby w nazwie słowo „Tusk”. Niestety, pojawiła sie tylko reklama dziadowskich korkociagów z rękojeścią zrobioną z kła bogu ducha winnego zwierzaka. Podobnie jest w winami, na etykiecie których widniałby napis „bliźniaki”. Raczej brak. Do krajowych sporów winno-politycznych pozostaje zatem tylko świetna kalifornijska winiarnia Duckhorn produkującą bodaj najlepszego merlota w Napa Valley. Swego czasu prezydent Bush sprezentował flaszkę tegoż wina prezydentowi Kaczyńskiemu. Niestety, jak dotąd nikt Duckhorna do Polski nie sprowadza. Palin Syrah także.