Połowa winogron w legendarnej winnicy Kopár w Villány została zniszczona przez grad. Nawałnica sprzed kilku dni zniszczyła też większość potencjalnych zbiorów w okolicach Sopronu i w słoweńskich winnicach wokół Mariboru.
Winem zająłem się profesjonalnie po części dlatego, że lubię wino, po części jednak z wielkiego szacunku dla samych winiarzy. To profesja budząca moje najwyższe uznanie. Winiarz z prawdziwego zdarzenia pozostając rolnikiem i ciężko pracując fizycznie musi być także po części botanikiem, po trochu chemikiem i geologiem, marketingowcem, przede wszystkim zaś artystą-wizjonerem.
Jego trwające cały rok wysiłki koncentrują się na tym, byśmy my, winomani, odnieśli z tego choć odrobinę przyjemności, gdy wino znajdzie się wreszcie w kieliszku. Największy jednak talent musi iść w parze z pokorą, jaką winiarz ma dla natury. Ci, którzy ją szanują i próbują z nią współdziałać uzyskują najlepsze rezultaty. Niekiedy jednak natura bywa bezwzględna i praca całego roku (a niekiedy nawet wielu lat) potrafi być zniweczona w ciągu kilku zaledwie minut.
W tym roku kataklizm dotknął winiarzy z Węgier i ze Słowenii. Potężne gradobicie w pierwszych dniach lipca zniszczyło połowę potencjalnych winogron w słynnym cru Kopár w Villány, przy granicy Chorwackiej. Brak na razie doniesień w jakiej formie nawałnicę przetrwała pozostała część owoców. Swoje parcele na Kopárze mają takie tuzy Villány, jak Attila Gere, József Bock, rodzina Polgárów oraz Ede i Zsolt Tiffánowie.
Jeszcze gorsze informacje nadeszły z Sopronu, obiecującego regionu na południowym brzegu jeziora Nezyderskiego. Ofiarą gradu padło tam 80 proc. winogron.
Nie lepsze wiadomości nadeszły ze Słowenii. W regionie Stajerska graniczącym z austriacką Styrią niektórzy winiarze, jak Aloiz Gaube, czy Vino Kušter stracili cały swój zbiór i o roczniku 2009 nie może być w ich przypadku mowy. Znany producent Valdhuber wyprodukuje w tym roku o połowę wina mniej niż zwykle. Grad był w tej części Słowenii tak silny, że zniszczył dachy i powybijał w domach okna.
Na domiar złego firmy ubezpieczeniowe wypłacają odszkodowanie za gradobicie jedynie w wysokości do 70 proc. start uznając pozostałe 30 proc. za normalne koszty rocznika. Czy wspominałem już, że pokora to najważniejsza cecha winiarza?
Jego trwające cały rok wysiłki koncentrują się na tym, byśmy my, winomani, odnieśli z tego choć odrobinę przyjemności, gdy wino znajdzie się wreszcie w kieliszku. Największy jednak talent musi iść w parze z pokorą, jaką winiarz ma dla natury. Ci, którzy ją szanują i próbują z nią współdziałać uzyskują najlepsze rezultaty. Niekiedy jednak natura bywa bezwzględna i praca całego roku (a niekiedy nawet wielu lat) potrafi być zniweczona w ciągu kilku zaledwie minut.
W tym roku kataklizm dotknął winiarzy z Węgier i ze Słowenii. Potężne gradobicie w pierwszych dniach lipca zniszczyło połowę potencjalnych winogron w słynnym cru Kopár w Villány, przy granicy Chorwackiej. Brak na razie doniesień w jakiej formie nawałnicę przetrwała pozostała część owoców. Swoje parcele na Kopárze mają takie tuzy Villány, jak Attila Gere, József Bock, rodzina Polgárów oraz Ede i Zsolt Tiffánowie.
Jeszcze gorsze informacje nadeszły z Sopronu, obiecującego regionu na południowym brzegu jeziora Nezyderskiego. Ofiarą gradu padło tam 80 proc. winogron.
Nie lepsze wiadomości nadeszły ze Słowenii. W regionie Stajerska graniczącym z austriacką Styrią niektórzy winiarze, jak Aloiz Gaube, czy Vino Kušter stracili cały swój zbiór i o roczniku 2009 nie może być w ich przypadku mowy. Znany producent Valdhuber wyprodukuje w tym roku o połowę wina mniej niż zwykle. Grad był w tej części Słowenii tak silny, że zniszczył dachy i powybijał w domach okna.
Na domiar złego firmy ubezpieczeniowe wypłacają odszkodowanie za gradobicie jedynie w wysokości do 70 proc. start uznając pozostałe 30 proc. za normalne koszty rocznika. Czy wspominałem już, że pokora to najważniejsza cecha winiarza?