30 marca, w wieku 92 lat zmarł Thomas Angove, jedna z emblematycznych postaci australijskiego przemysłu winiarskiego. Wnuk założyciela potężnego przedsiębiorstwa winiarskiego Angove Family Winemakers wsławił się wieloma posunięciami przysparzającymi profitów rodzinnej winiarni, z naszego punktu widzenia Thomas Angove był jednak przede wszystkim wynalazcą rozwiązania, które być może w Polsce nie cieszy się ciągle należnym szacunkiem, na świecie jednak jest od lat doceniane. Na imię mu bag-in-box.
Angove nie był wynalazcą BiB jako takiego. Plastikowy worek do transportowania cieczy zapakowany w karton wymyślił w 1955 r. William R. Scholle. Miał służyć do przewożenia kwasu z baterii. Dekadę później Thomas Angove zastosował worek w kartonie do wina wprowadzając na rynek tzw. wine cask. Ten pierwszy bag-in-box miał pojemność jednego galonu (ok. 4,5l) i był dość niewygodny w użyciu. Trzeba było obciąć róg kartonowego pudełka i ostrożnie nalewać wino z ciężkiego BiB. A jednak była to rewolucja. Rewolucja w rewolucji przyszła w 1967 r., gdy Charles Henry Malpas wraz z australijską winiarnią Penfolds opatentowali plastikowy kranik do bag-in-boxa. Urządzenie z jednej strony umożliwiało łatwe nalewanie wina do kieliszka, z drugiej chroniło wino w BiB przed utlenieniem.
Dlaczego w ogóle piszę o bag-in-box? Ten popularny na Zachodzie, a jeszcze bardziej w Nowym Świecie zbiornik na np. wino nie jest w Polsce szczególnie popularny. Mimochodem zdarza mi się jednak słyszeć wspomnienia z lat 1990., kiedy to jeden z dużych importerów w Warszawie miał w ofercie trzy rodzaje bodaj 5-litrowych bag-in-boxów wypełnionych całkowicie pijalnym winem z RPA. Na ogródkowych imprezach robiły furorę.
Bo też o taki rodzaj zastosowania BiB chodzi. Proste, imprezowe wina, ale też sprzedawane w barach i karczmach (niech będzie: trattoriach, osteriach i gdzie tam jeszcze) tzw. house wines mogą z czystym sumieniem pochodzić z plastikowej torby ukrytej w kartonie. Nawet lepiej – dzięki szczelnemu zamknięciu wina w otwartym BiB przechowuje się lepiej (bo bez dostępu tlenu), niż w otwartej butelce. Tworzywo, z którym wino ma kontakt jest natomiast całkowicie obojętne aromatycznie.
Do tego dochodzi jeszcze kwestia ochrony środowiska. Produkcja, ale też transport BiB pochłania zdecydowanie mniej energii i generuje wielokrotnie mniejsze zanieczyszczenie środowiska, niż szklanej butelki. Będzie można o tym przeczytać więcej już za kilka dni w nowym numerze Magazynu WINO.
Na koniec – żebyśmy się dobrze zrozumieli: nie namawiam winiarzy z Toskanii i Médoc, by swe wielkie brunella i pauillaki pakowali do kilkulitrowych bag-in-boxów. Namawiam natomiast producentów win codziennych, przeznaczonych do szybkiego wypicia do używania BiB, konsumentów zaś, do przekonania się do tej formy serwowania prostych win. Taniej, smaczniej i bardziej ekologicznie, za co dziękujemy m.in. Thomasowi Angove.
Dlaczego w ogóle piszę o bag-in-box? Ten popularny na Zachodzie, a jeszcze bardziej w Nowym Świecie zbiornik na np. wino nie jest w Polsce szczególnie popularny. Mimochodem zdarza mi się jednak słyszeć wspomnienia z lat 1990., kiedy to jeden z dużych importerów w Warszawie miał w ofercie trzy rodzaje bodaj 5-litrowych bag-in-boxów wypełnionych całkowicie pijalnym winem z RPA. Na ogródkowych imprezach robiły furorę.
Bo też o taki rodzaj zastosowania BiB chodzi. Proste, imprezowe wina, ale też sprzedawane w barach i karczmach (niech będzie: trattoriach, osteriach i gdzie tam jeszcze) tzw. house wines mogą z czystym sumieniem pochodzić z plastikowej torby ukrytej w kartonie. Nawet lepiej – dzięki szczelnemu zamknięciu wina w otwartym BiB przechowuje się lepiej (bo bez dostępu tlenu), niż w otwartej butelce. Tworzywo, z którym wino ma kontakt jest natomiast całkowicie obojętne aromatycznie.
Do tego dochodzi jeszcze kwestia ochrony środowiska. Produkcja, ale też transport BiB pochłania zdecydowanie mniej energii i generuje wielokrotnie mniejsze zanieczyszczenie środowiska, niż szklanej butelki. Będzie można o tym przeczytać więcej już za kilka dni w nowym numerze Magazynu WINO.
Na koniec – żebyśmy się dobrze zrozumieli: nie namawiam winiarzy z Toskanii i Médoc, by swe wielkie brunella i pauillaki pakowali do kilkulitrowych bag-in-boxów. Namawiam natomiast producentów win codziennych, przeznaczonych do szybkiego wypicia do używania BiB, konsumentów zaś, do przekonania się do tej formy serwowania prostych win. Taniej, smaczniej i bardziej ekologicznie, za co dziękujemy m.in. Thomasowi Angove.