Od kilku tygodni okładki niektórych francuskich tygodników straszą fanatyzmem islamskim, a nawet obawą przed islamizacją, brakiem tolerancji, przemocą. A wszystko za sprawą „Charlie Hebdo”, którego niedawna okładka przedstawiła muzułmanina na wózku inwalidzkim, pchanym przez ortodoksyjnego Żyda z tekstem: "Nie wolno sobie drwić" (Faux pas se moquer!). Na górze widnieje napis "Intouchables 2", będący aluzją do bardzo popularnego we Francji filmu „Nietykalni”. - Te rysunki będą szokowały tych, którzy będą chcieli być szokowani, czytając tygodnik, którego nie czytają - przekonywał autor karykatur znany jako Charb, czyli inaczej Stephane Charbonnier, redaktor magazynu.
Po publikacji "Charlie Hebdo" rozpętało się piekło - a właściwie kolejna jego odsłona, od czasu słynnych „100 batów” Proroka… W międzyczasie był film na You Tube i liczne manifestacje na całym świecie. To wszystko wiemy, bo obserwowaliśmy to w mediach przez kilka minionych tygodni. Gwoli sprawiedliwości dodajmy, że premier Francji Jean-Marc Ayrault wyraził przy tej okazji dezaprobatę wobec wszelkich ekscesów i zaapelował o poczucie odpowiedzialności. Ayrault podkreślił jednocześnie, że "wolność słowa” oraz „świeckość państwa” są, wraz z zasadami tolerancji i poszanowania przekonań religijnych, fundamentem Republiki Francuskiej.
I to tyle tytułem tezy, by wiedzieć lepiej: gdzie i jak się poruszamy.
Rozkładówka „L’Express”: na zdjęciu policjant w Lyonie zatrzymuje kobietę z zasłoniętą twarzą. W ręku policjanta widzimy francuski dowód osobisty. Noszenie zasłoniętej twarzy przez muzułmanki jest we Francji zakazane, podobnie jak modlenie się na ulicach. Dodajmy: modlenie się przez każdego. Podpis na zdjęciu: „La peur de l’islam”. Strach, który przynosi Islam, strach Islamu - dosłownie. A w tym kontekście strach przed islamem. Kim jest ta kobieta na zdjęciu? Muzułmanką, która ma za nic francuskie prawo? Francuzką, której religijny nakaz jest ponad wszelkie inne? Kim są dziś Francuzi?
W Garbejaire mieszkańcy oprotestowali decyzję miejscowego merostwa. Władze samorządowe postanowiły zbudować w miasteczku salę modlitewną dla muzułmanów. Mieszkańcy utworzyli stowarzyszenie, by móc formalnie protestować. Mówią, że nie są antymuzułmanami, ale nie chcą meczetu obok swoich domów. To pokazuje społeczne tutaj nastroje. Czy są tożsame z innymi rejonami Francji?
W styczniu 2011 około 40 proc. Francuzów zapytanych o islam, odpowiedziało, że czują związane z nim zagrożenie. W listopadzie tego samego roku, identycznie odpowiedziało już 76 proc. respondentów. Dlaczego Francuzi, którzy od dziesięcioleci żyją obok wspólnoty muzułmańskiej, tak nagle zaczynają się jej bać? Urodzeni we Francji potomkowie imigrantów z Algierii i Tunezji mówią, że są Francuzami. Płacą podatki. Żyją jak chcą, bo jest demokracja. Mają prawo do wiary i własnej tożsamości. W domu mówią najczęściej po arabsku. Prorok nakazał zasłaniać twarze kobietom. To niby dlaczego miałyby tego nie robić? Że nie czytają Rimbaud, Corneille’a? A nie ma przecież przymusu!
W ciągu ostatnich 10 lat liczba „miejsc kultu” podwoiła się. Zwraca uwagę słowo „miejsca kultu”, a nie „meczetów”. To oficjalna terminologia, bo uwzględnia też sale modlitewne w instytucjach publicznych. A więc liczba ta zwiększyła się z 1000 do 2400. Wśród tych "miejsc kultu" jest 26 minaretów. Oznacza to, że w tylu miejscach nawoływanie na modlitwę rozchodzi się po całej okolicy - nie zawsze zamieszkałej przez arabską społeczność. W końcu dzwony kościelne też nie są cichutkie. Mogą razić muzułmańskich mieszkańców? Mogą.
Na słupach w Boulogne Billancourt, bogatej i mieszczańskiej dzielnicy pod Paryżem, pojawiły się plakaty z napisem „Halal – Casher pas de quoi être fier! „Nie ma z czego być dumnym”, bo przecież zwierzę ginie w ogromnych męczarniach, podczas rytualnego mordu. Żyje jeszcze 14 minut po poderżnięciu gardła. W blokowiskach dużych miast, gdzie żyją gromadnie muzułmanie, zabija się owce w wannach. Krew i wnętrzności zatykają się w rurach, cuchnie w korytarzach. Proceder jest zakazany, ale kto tego przestrzega?
Bernard Godard z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych podkreśla, że liczba wiernych, ostentacyjnie manifestująca swoje wyznanie znacznie się zwiększyła. Muzułmanie domagają się mięsa „halal” w szkolnych stołówkach, albo osobnych godzin dla kobiet w publicznych basenach. Francuzi odbierają to jako „zamach” na wspólne życie, na niechęć do przystosowania się. Jeszcze do lat 90. młodzi nie manifestowali swojej religii. Nie afiszowali się. Dziś uważają się za muzułmanów francuskich, religia jest wyznacznikiem ich tożsamości, pozytywnej – podkreślają.
Francuzi się ich boją. Francuzi nie mają religii. W tym sensie nie mają kręgosłupa moralnego. Zbudowali wiele kościołów, które dziś są puste. Francuzi są dumni ze swojego ateizmu, laickości. To ich fundament społeczny. Kiedy tryumfujący Hollande przybył na Plac Bastylii, witały go flagi Algierii, Maroka i Tunezji. Pokazała to telewizja publiczna. Że była to swoista demonstracja? Tak była. Ale roznieciła dyskusję o tym, czym jest burka i halal. Francja jest krajem, którego dekolonizacja musiała przynieść takie skutki. Ale dziś nikt tego nie pamięta. Liczy się narastający ostracyzm. I strach. Na przykład w paryskich dzielnicach o numerach 20, 19, 18. Wieczorem. W przyrosłych do miasta na północy też.
Nawoływanie do nienawiści jest we Francji zakazane. Z tego tytułu Żydzi są urażeni rysunkiem w „Charlie Hebdo”. Uważają, że to nawoływanie do nienawiści, braku szacunku. Rok temu zakazano we Francji modlenia się na ulicy. I od roku słychać przy skwerze Edouard-Vaillant w Paryżu spazmatyczne, chóralne „łapy precz od mojego Boga!”. To muzułmanie? Nie, to katolicy…
(research Marta Trawinska)
I to tyle tytułem tezy, by wiedzieć lepiej: gdzie i jak się poruszamy.
Rozkładówka „L’Express”: na zdjęciu policjant w Lyonie zatrzymuje kobietę z zasłoniętą twarzą. W ręku policjanta widzimy francuski dowód osobisty. Noszenie zasłoniętej twarzy przez muzułmanki jest we Francji zakazane, podobnie jak modlenie się na ulicach. Dodajmy: modlenie się przez każdego. Podpis na zdjęciu: „La peur de l’islam”. Strach, który przynosi Islam, strach Islamu - dosłownie. A w tym kontekście strach przed islamem. Kim jest ta kobieta na zdjęciu? Muzułmanką, która ma za nic francuskie prawo? Francuzką, której religijny nakaz jest ponad wszelkie inne? Kim są dziś Francuzi?
W Garbejaire mieszkańcy oprotestowali decyzję miejscowego merostwa. Władze samorządowe postanowiły zbudować w miasteczku salę modlitewną dla muzułmanów. Mieszkańcy utworzyli stowarzyszenie, by móc formalnie protestować. Mówią, że nie są antymuzułmanami, ale nie chcą meczetu obok swoich domów. To pokazuje społeczne tutaj nastroje. Czy są tożsame z innymi rejonami Francji?
W styczniu 2011 około 40 proc. Francuzów zapytanych o islam, odpowiedziało, że czują związane z nim zagrożenie. W listopadzie tego samego roku, identycznie odpowiedziało już 76 proc. respondentów. Dlaczego Francuzi, którzy od dziesięcioleci żyją obok wspólnoty muzułmańskiej, tak nagle zaczynają się jej bać? Urodzeni we Francji potomkowie imigrantów z Algierii i Tunezji mówią, że są Francuzami. Płacą podatki. Żyją jak chcą, bo jest demokracja. Mają prawo do wiary i własnej tożsamości. W domu mówią najczęściej po arabsku. Prorok nakazał zasłaniać twarze kobietom. To niby dlaczego miałyby tego nie robić? Że nie czytają Rimbaud, Corneille’a? A nie ma przecież przymusu!
W ciągu ostatnich 10 lat liczba „miejsc kultu” podwoiła się. Zwraca uwagę słowo „miejsca kultu”, a nie „meczetów”. To oficjalna terminologia, bo uwzględnia też sale modlitewne w instytucjach publicznych. A więc liczba ta zwiększyła się z 1000 do 2400. Wśród tych "miejsc kultu" jest 26 minaretów. Oznacza to, że w tylu miejscach nawoływanie na modlitwę rozchodzi się po całej okolicy - nie zawsze zamieszkałej przez arabską społeczność. W końcu dzwony kościelne też nie są cichutkie. Mogą razić muzułmańskich mieszkańców? Mogą.
Na słupach w Boulogne Billancourt, bogatej i mieszczańskiej dzielnicy pod Paryżem, pojawiły się plakaty z napisem „Halal – Casher pas de quoi être fier! „Nie ma z czego być dumnym”, bo przecież zwierzę ginie w ogromnych męczarniach, podczas rytualnego mordu. Żyje jeszcze 14 minut po poderżnięciu gardła. W blokowiskach dużych miast, gdzie żyją gromadnie muzułmanie, zabija się owce w wannach. Krew i wnętrzności zatykają się w rurach, cuchnie w korytarzach. Proceder jest zakazany, ale kto tego przestrzega?
Bernard Godard z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych podkreśla, że liczba wiernych, ostentacyjnie manifestująca swoje wyznanie znacznie się zwiększyła. Muzułmanie domagają się mięsa „halal” w szkolnych stołówkach, albo osobnych godzin dla kobiet w publicznych basenach. Francuzi odbierają to jako „zamach” na wspólne życie, na niechęć do przystosowania się. Jeszcze do lat 90. młodzi nie manifestowali swojej religii. Nie afiszowali się. Dziś uważają się za muzułmanów francuskich, religia jest wyznacznikiem ich tożsamości, pozytywnej – podkreślają.
Francuzi się ich boją. Francuzi nie mają religii. W tym sensie nie mają kręgosłupa moralnego. Zbudowali wiele kościołów, które dziś są puste. Francuzi są dumni ze swojego ateizmu, laickości. To ich fundament społeczny. Kiedy tryumfujący Hollande przybył na Plac Bastylii, witały go flagi Algierii, Maroka i Tunezji. Pokazała to telewizja publiczna. Że była to swoista demonstracja? Tak była. Ale roznieciła dyskusję o tym, czym jest burka i halal. Francja jest krajem, którego dekolonizacja musiała przynieść takie skutki. Ale dziś nikt tego nie pamięta. Liczy się narastający ostracyzm. I strach. Na przykład w paryskich dzielnicach o numerach 20, 19, 18. Wieczorem. W przyrosłych do miasta na północy też.
Nawoływanie do nienawiści jest we Francji zakazane. Z tego tytułu Żydzi są urażeni rysunkiem w „Charlie Hebdo”. Uważają, że to nawoływanie do nienawiści, braku szacunku. Rok temu zakazano we Francji modlenia się na ulicy. I od roku słychać przy skwerze Edouard-Vaillant w Paryżu spazmatyczne, chóralne „łapy precz od mojego Boga!”. To muzułmanie? Nie, to katolicy…
(research Marta Trawinska)