Na portalu Nacjonalista.pl pokazany został krótki film z YouTube, na którym grupa młodych Francuzów recytuje zdania typu: „…jesteśmy generacją etnicznego przełomu, totalnej porażki koegzystencji i przymuszonego mieszania ras”. Wypowiadający się w tym filmie, widoczni są wyłącznie w dużym zbliżeniu, en face, mówią wolno, celebrują i akcentują każde słowa. Na przykład takie: „Jesteśmy generacją podwójnie skrzywdzonych, skazanych na opłacanie socjalnego systemu, tak hojnego wobec przybyszów, że nie wystarcza on dla naszego narodu…”.
W komentarzu możemy przeczytać że: „…tę znakomitą produkcję stworzyli młodzi ludzie związani z francuskim, narodowo-radykalnym ruchem politycznym Bloc Identitaire. Jest to apel nie tylko do młodzieży francuskiej, lecz do wszystkich młodych ludzi, którzy mają już dość propagandy multikulturalizmu, lansowania dewiacji seksualnych na ulicach i powszechnego upadku moralnego. Generation Identitaire to apel o odrodzenie narodowe Europy, o powrót do wiary i tradycji w duchu młodości i nowoczesności”. Pod tym widoczny komentarz internauty: „Muzułmanie imigranci żyją z zasiłków i płodzą dzieci na potęgę.”
Młodzi ludzie nazywają się europejskim ruchem społecznym, w haśle mają „tożsamość” a w logo dzika. Są bardziej radykalni niż Marie Le Pen. Twierdzą bowiem, że Front Narodowy zhańbił pojęcie tożsamości. Czy są ekstremalną prawicą? Raczej tak, ale nie dają się odczytywać jednoznacznie.
Na YouTube sporo jest klipów ukazujących narodowe korzenie. To treści mieszające patriotyzm z tożsamością kulturową. Identyfikują rasę i religię - w religii bowiem tkwi ich tzw. narodowy kręgosłup moralny, duchowe oparcie i wiara.
A teraz, kiedy idą jesień i zima, czas na narodowe emblematy.
Francuzi z „Bloc Identitaire” chcą jednoczyć Europę, ale składnikiem tej jedności ma być sprzeciw wobec masowego krzyżowania ras oraz wstręt do materializmu i konsumpcjonizmu.
Na tym tle, też na YouTube polski klip ukazujący Narodowe Siły Zbrojne. Klip bardzo zgrabnie zrealizowany, pokazuje skrót historii NSZ: od ich powołania w 1942 roku aż po tragiczny koniec ich członków w czasach stalinowskich. W napisach mamy dopełnienie historii, modlitwę recytowaną przez Janusza Zakrzeńskiego i ogólną wymowę sprowadzającą się do trwałej zasady „broń zawsze naładowana”.
Z pozoru oba klipy mają ze sobą niewiele wspólnego. Polscy narodowcy odnoszą się do historii, ostrze kierują przeciwko elitom, którzy na wraku PRL zbudowali swoje wpływy i teraz buntują się przeciw hegemonii „układu”, ale też trwale nawiązują do postawy, w której triada słów „Bóg, Honor, Ojczyzna” wychodzi poza obszar wojennej partyzantki a staje się czymś identyfikującym społecznie. Bardziej nawiązuje do tego „gdzie aktualnie jesteś?”. Do współczesnego jakobinizmu rodzimi narodowcy odnoszą się podobnie jak ich francuscy koledzy. Z wrogością. Tyle że polscy narodowcy wykorzystują szyld NSZ jako narzędzie do propagandy narodowej - zaś Francuzi czegoś takiego nie mają. Francuzom chodzi też o tożsamość ale ich wrogiem nie są postkomuniści lecz populistyczni politycy, którzy doprowadzili do islamizacji ich kraju.
Francuscy nacjonaliści twierdzą, że Francja stoi nad przepaścią. „Bloc Identitaire” właśnie zakończył zjazd. Radził nad tym jak wyzwolić Francję od islamu. „Pieśni o Rolandzie” już w szkole nie uczą. Budzący strach Durandal rozpadł się od rdzy. Ale francuscy, polscy, a jak słyszymy również i rosyjscy nacjonaliści mówią o jesieni. Że przyniesie zmiany. W Polsce marsz 11 listopada. We Francji liczący się tygodnik publikuje zdjęcie okutanej po uszy muzułmanki na ulicy Lyonu. I pyta: czy ta kobieta jest Francuzką? Narodowcy mówią, że zostały zachwiane mocne jak dotąd posady Francji.
Czy Francja stoi na rozdrożu? Bo właśnie sprzedaje się więcej kuskusu niż dwadzieścia lat temu? Bo w Paryżu sprzedaje się mniej choinek na święta niż kiedyś? Bo w szkolnych stołówka mięso halal jest już obowiązkowe? Czy dlatego?
Ci z „Bloc Identitaire” krzyczą, że tak. Ale ci sami Francuzi nie klękają w kościele podczas podniesienia, kiedy kapłan wznosi hostię i kielich. Do komunii idą z założonymi rękoma. Francuz nie uklęknie podczas modlitwy. Nawet jeśli jest narodowcem. Nawet jeśli jest patriotą z Marianną w tle. Albo z Joanną D’Arc.
Francuz nie znosi muzułmanina w swoim domu. Ale już jako najemnego pracownika go akceptuje. Jako sprzątacza też. Mówi: „oni nas nienawidzą”.
Czy Arabowie nienawidzą Francuzów, albo w ogóle Europejczyków? Może narodowcy ich nienawidzą, za te kobiety z burkami na ulicach Paryża czy Lyonu, za wygląd i charakter, za to, że w ogóle są. Kto i kogo tu nienawidzi?
Może przyczyna leży gdzie indziej - jak chce „Charlie Hebdo”. Nienawidzą w tym świecie tylko mężczyźni. Nienawidzą demokracji i zachodniego konsumpcjonizmu. Zupełnie jak narodowcy. Czy to złe porównanie?
A może jest też tak, jak pisze Alifa Rifaat, że „nienawidzą nas nie dlatego, że jesteśmy wolne, ale dlatego, że nie jesteśmy wolne”. Rifaat pisze o kobietach w islamie, znienawidzonych przez mężczyzn, w ogóle i dla zasady. O tym, że świat wokół, do którego one chcą sięgnąć, jest dla nich niedostępny. Że czeka je, za próbę sięgnięcia do zakazanego świata, ciężka kara, wykluczenie, gwałt albo i śmierć nawet. Rifaat opisuje przemoc seksualną w jej domu, ostracyzm i oziębłość otaczającego ją świata.
Co sprawy seksu mają do rewolucji, do patriotyzmu albo do narodowej tożsamości? Rifaat odpowiada: „…Ja nie mówię o seksie, mówię o systemie politycznym, który traktuje połowę społeczeństwa jak zwierzęta. Tak, wiem. Wszystkie kobiety, kobiety na całym świecie mają kłopoty. Ale wymieńcie proszę kraje arabskie, a powiem wam całą litanię zakazów i nakazów, chore połączenia prawa i religii, przeciw kobietom. Kiedy kobiety egipskie muszą się poddawać testom na dziewictwo, albo kiedy kodeks prawny pozwala na bicie kobiet w dobrych intencjach, (...) więc kobiety nie mogą wnieść skargi”.
Żaden kraj arabski nie znajduje się w setce krajów w klasyfikacji o równości płci. „Bogaci czy biedni, nienawidzimy naszych kobiet”.
Kobiety w chustach lub nie, nadaktywnie działają w Egipcie - na ich czele stanęła żona nowego prezydenta, Mohameda Morsi. Jak na razie niczego nie zdziałały jednak na polu walki o prawa kobiet. Są coraz gorzej traktowane, oczywiście w imię religii. Co gorsze - u władzy powtarzają stare śpiewki polityków, twierdząc że noszenie chusty i siedzenie w domu są częścią tożsamości kobiet w świecie arabskim. Skutki sprzeciwu cały świat widział niedawno na przykładzie losu młodej pakistańskiej blogerki Malala Yousafzai.
Francuscy narodowcy mają twardy orzech do zgryzienia. Nie da się tak jednoznacznie wskazać wroga, który by niszczył ich tożsamość narodową. Wedle powyższej tezy nienawiść muzułmanów bierze się z wrogości do kobiet. Te z kolei wiedzą, że edukacja, równy status, uprawnienie, sądy, kodeks cywilny i zwyczajne prawa są w zasięgu ręku. To demokracja. We Francji jest demokracja. Kobiety algierskie, już od pokoleń francuskie, mogą czerpać garściami, powinny czerpać… Mają prawo do edukacji, swobody przemieszczania się, wychodzenia za mąż wedle własnej woli w wieku 18 lat, do wypowiadania się… Nakazy religijne nic do tego nie mają. Nie powinny mieć. Jednakże nadal noszą chusty, siedzą w domu, rodzą dzieci…
Są Francuzkami. Ich mężczyźni głosują na lewicę. Narodowcy nienawidzą lewicy. Chcą jednoczyć Francję, a także Europę - dumną ze swoich korzeni i dziedzictwa. Bardzo trudne zadanie, bo jakież trudne we Francji do jednoznacznego określenia są słowa „…swoje dziedzictwo i korzenie”.
Nasi mogą poczuć ulgę. Bo w Polsce narodowcy mają jak u Konopielki za piecem - ciepło i przytulnie, oscypka i żurek. Wróg tkwi w mediach więc jest widoczny, a w razie czego jak bieda przyjdzie i ksiądz nie pomoże, to Matka Boska przyśle Cejrowskiego by mocnym słowem wsparł, ducha w narodzie pchnął, by głupio nie upadł…
Młodzi ludzie nazywają się europejskim ruchem społecznym, w haśle mają „tożsamość” a w logo dzika. Są bardziej radykalni niż Marie Le Pen. Twierdzą bowiem, że Front Narodowy zhańbił pojęcie tożsamości. Czy są ekstremalną prawicą? Raczej tak, ale nie dają się odczytywać jednoznacznie.
Na YouTube sporo jest klipów ukazujących narodowe korzenie. To treści mieszające patriotyzm z tożsamością kulturową. Identyfikują rasę i religię - w religii bowiem tkwi ich tzw. narodowy kręgosłup moralny, duchowe oparcie i wiara.
A teraz, kiedy idą jesień i zima, czas na narodowe emblematy.
Francuzi z „Bloc Identitaire” chcą jednoczyć Europę, ale składnikiem tej jedności ma być sprzeciw wobec masowego krzyżowania ras oraz wstręt do materializmu i konsumpcjonizmu.
Na tym tle, też na YouTube polski klip ukazujący Narodowe Siły Zbrojne. Klip bardzo zgrabnie zrealizowany, pokazuje skrót historii NSZ: od ich powołania w 1942 roku aż po tragiczny koniec ich członków w czasach stalinowskich. W napisach mamy dopełnienie historii, modlitwę recytowaną przez Janusza Zakrzeńskiego i ogólną wymowę sprowadzającą się do trwałej zasady „broń zawsze naładowana”.
Z pozoru oba klipy mają ze sobą niewiele wspólnego. Polscy narodowcy odnoszą się do historii, ostrze kierują przeciwko elitom, którzy na wraku PRL zbudowali swoje wpływy i teraz buntują się przeciw hegemonii „układu”, ale też trwale nawiązują do postawy, w której triada słów „Bóg, Honor, Ojczyzna” wychodzi poza obszar wojennej partyzantki a staje się czymś identyfikującym społecznie. Bardziej nawiązuje do tego „gdzie aktualnie jesteś?”. Do współczesnego jakobinizmu rodzimi narodowcy odnoszą się podobnie jak ich francuscy koledzy. Z wrogością. Tyle że polscy narodowcy wykorzystują szyld NSZ jako narzędzie do propagandy narodowej - zaś Francuzi czegoś takiego nie mają. Francuzom chodzi też o tożsamość ale ich wrogiem nie są postkomuniści lecz populistyczni politycy, którzy doprowadzili do islamizacji ich kraju.
Francuscy nacjonaliści twierdzą, że Francja stoi nad przepaścią. „Bloc Identitaire” właśnie zakończył zjazd. Radził nad tym jak wyzwolić Francję od islamu. „Pieśni o Rolandzie” już w szkole nie uczą. Budzący strach Durandal rozpadł się od rdzy. Ale francuscy, polscy, a jak słyszymy również i rosyjscy nacjonaliści mówią o jesieni. Że przyniesie zmiany. W Polsce marsz 11 listopada. We Francji liczący się tygodnik publikuje zdjęcie okutanej po uszy muzułmanki na ulicy Lyonu. I pyta: czy ta kobieta jest Francuzką? Narodowcy mówią, że zostały zachwiane mocne jak dotąd posady Francji.
Czy Francja stoi na rozdrożu? Bo właśnie sprzedaje się więcej kuskusu niż dwadzieścia lat temu? Bo w Paryżu sprzedaje się mniej choinek na święta niż kiedyś? Bo w szkolnych stołówka mięso halal jest już obowiązkowe? Czy dlatego?
Ci z „Bloc Identitaire” krzyczą, że tak. Ale ci sami Francuzi nie klękają w kościele podczas podniesienia, kiedy kapłan wznosi hostię i kielich. Do komunii idą z założonymi rękoma. Francuz nie uklęknie podczas modlitwy. Nawet jeśli jest narodowcem. Nawet jeśli jest patriotą z Marianną w tle. Albo z Joanną D’Arc.
Francuz nie znosi muzułmanina w swoim domu. Ale już jako najemnego pracownika go akceptuje. Jako sprzątacza też. Mówi: „oni nas nienawidzą”.
Czy Arabowie nienawidzą Francuzów, albo w ogóle Europejczyków? Może narodowcy ich nienawidzą, za te kobiety z burkami na ulicach Paryża czy Lyonu, za wygląd i charakter, za to, że w ogóle są. Kto i kogo tu nienawidzi?
Może przyczyna leży gdzie indziej - jak chce „Charlie Hebdo”. Nienawidzą w tym świecie tylko mężczyźni. Nienawidzą demokracji i zachodniego konsumpcjonizmu. Zupełnie jak narodowcy. Czy to złe porównanie?
A może jest też tak, jak pisze Alifa Rifaat, że „nienawidzą nas nie dlatego, że jesteśmy wolne, ale dlatego, że nie jesteśmy wolne”. Rifaat pisze o kobietach w islamie, znienawidzonych przez mężczyzn, w ogóle i dla zasady. O tym, że świat wokół, do którego one chcą sięgnąć, jest dla nich niedostępny. Że czeka je, za próbę sięgnięcia do zakazanego świata, ciężka kara, wykluczenie, gwałt albo i śmierć nawet. Rifaat opisuje przemoc seksualną w jej domu, ostracyzm i oziębłość otaczającego ją świata.
Co sprawy seksu mają do rewolucji, do patriotyzmu albo do narodowej tożsamości? Rifaat odpowiada: „…Ja nie mówię o seksie, mówię o systemie politycznym, który traktuje połowę społeczeństwa jak zwierzęta. Tak, wiem. Wszystkie kobiety, kobiety na całym świecie mają kłopoty. Ale wymieńcie proszę kraje arabskie, a powiem wam całą litanię zakazów i nakazów, chore połączenia prawa i religii, przeciw kobietom. Kiedy kobiety egipskie muszą się poddawać testom na dziewictwo, albo kiedy kodeks prawny pozwala na bicie kobiet w dobrych intencjach, (...) więc kobiety nie mogą wnieść skargi”.
Żaden kraj arabski nie znajduje się w setce krajów w klasyfikacji o równości płci. „Bogaci czy biedni, nienawidzimy naszych kobiet”.
Kobiety w chustach lub nie, nadaktywnie działają w Egipcie - na ich czele stanęła żona nowego prezydenta, Mohameda Morsi. Jak na razie niczego nie zdziałały jednak na polu walki o prawa kobiet. Są coraz gorzej traktowane, oczywiście w imię religii. Co gorsze - u władzy powtarzają stare śpiewki polityków, twierdząc że noszenie chusty i siedzenie w domu są częścią tożsamości kobiet w świecie arabskim. Skutki sprzeciwu cały świat widział niedawno na przykładzie losu młodej pakistańskiej blogerki Malala Yousafzai.
Francuscy narodowcy mają twardy orzech do zgryzienia. Nie da się tak jednoznacznie wskazać wroga, który by niszczył ich tożsamość narodową. Wedle powyższej tezy nienawiść muzułmanów bierze się z wrogości do kobiet. Te z kolei wiedzą, że edukacja, równy status, uprawnienie, sądy, kodeks cywilny i zwyczajne prawa są w zasięgu ręku. To demokracja. We Francji jest demokracja. Kobiety algierskie, już od pokoleń francuskie, mogą czerpać garściami, powinny czerpać… Mają prawo do edukacji, swobody przemieszczania się, wychodzenia za mąż wedle własnej woli w wieku 18 lat, do wypowiadania się… Nakazy religijne nic do tego nie mają. Nie powinny mieć. Jednakże nadal noszą chusty, siedzą w domu, rodzą dzieci…
Są Francuzkami. Ich mężczyźni głosują na lewicę. Narodowcy nienawidzą lewicy. Chcą jednoczyć Francję, a także Europę - dumną ze swoich korzeni i dziedzictwa. Bardzo trudne zadanie, bo jakież trudne we Francji do jednoznacznego określenia są słowa „…swoje dziedzictwo i korzenie”.
Nasi mogą poczuć ulgę. Bo w Polsce narodowcy mają jak u Konopielki za piecem - ciepło i przytulnie, oscypka i żurek. Wróg tkwi w mediach więc jest widoczny, a w razie czego jak bieda przyjdzie i ksiądz nie pomoże, to Matka Boska przyśle Cejrowskiego by mocnym słowem wsparł, ducha w narodzie pchnął, by głupio nie upadł…