Francja maszeruje - teraz w obronie nowych praw. Chodzi o prawo do adopcji przez gejów, o prawo lesbijek do zapłodnienia, o równość, o demokrację i o wolność. O wszystko. Precz ze starym plutokratycznym ustrojem, ze starym katolickim szowinizmem. A nawet precz ze świętościami. Niech Marianne poślubi Dziewicę Orleańską. I niech adoptują syna. Może być z Gwadelupy albo Papeete. Bo to też Francja.
Seria demonstracji, za i przeciw prawu do adopcji przez pary homoseksualne, właśnie nawiedza Paryż i inne miasta Francji. Bo oto zbliża się termin 31. obietnicy wyborczej prezydenta Hollande’a - czyli zgody na małżeństwa homoseksualne i adopcje przez nie dzieci.
Wyborcy lewicy i zwolennicy tego prawa mówią tak: powiedzmy sobie jasno, dyskryminacja w imię orientacji seksualnej jest zaprzeczeniem prawa republikańskiego i europejskiego. Małżeństwo, adopcje dzieci przez pary tej samej płci, są więc prawem. Dla wszystkich, niezależnie od jakichkolwiek różnic. Każdy powinien mieć do tego prawo, tak jak do korzystania ze służby zdrowia, a więc i pomocy przy posiadaniu dzieci.
Przecież Francja to wolność, braterstwo i równość. A tym samym te trzy rzeczy, trzy wartości są nie do obalenia: małżeństwo dla wszystkich, prawo do adopcji przez pary tej samej płci, wreszcie równość, szeroko rozumiana.
Inaczej mówiąc: les droits de l’homme, les droits de l’hommo. Pięknie brzmi, prawda?
Znany aktor Djamel Debouze w wywiadzie udzielonym w magazynie Têtu mówi, że we Francji, zarówno kobiety, imigrantów, jak i homoseksualistów traktuje się podobnie - muszą walczyć o swoje prawa, tylko po to, by ich zaakceptować.
Jean Claude Cluzel, były prezes Radio France, obecnie szef Grand Palais powiedział, że według niego, to nawet jest żenujące, aby adopcje i małżeństwa homoseksualne stawały się tematem publicznej polemiki, debaty czy protestów. Ważne jest, by liberałowie byli obecni i bronili praw republikańskich. Mówi, że nie jest to walka prawicy z lewicą, tylko jest to walka z tymi, którzy chcą aby społeczeństwo rozwijało się. Mówi również, że jest jak najbardziej za tym by homoseksualiści mieli te same prawa - przecież nie chodzi o małżeństwo religijne, tylko cywilne - dodaje.
Religia. Czym byłaby Francja bez płomiennego ducha religii. Symbolami katolickiej Francji są Marianne i Joanna D’Arc. Pierwsza to autentyczny symbol, imię wzięte od Marii i Anny, najważniejszych sióstr chrześcijaństwa. Dziewica Orleańska oddała życie za wiarę, za Chrystusa. A teraz wygląda na to, że dla współczesnej Francji byłoby lepiej, aby te kobiece, nieustraszone, piękne symbole wzięły ślub i adoptowały dziecko. Najlepiej, aby to było dziecko jakiegoś zabitego przez Rolanda Maura. Bo przecież Roland oddał życie za Francję i za wiarę. Ale dzięki niemu Francja przetrwała. Katolicka i wierna swym wartościom, oddana rodzinie i matce Chrystusa.
No i nie przetrwała...
Robak ateizmu rozsadził ją od środka.
Debouze mówi o tym, co stało się teraz we Francji, że imigranci, głównie z Maghrebu i Afryki Zachodniej oraz geje i ich dążenia do oczywistej akceptacji przez prawo, choć sprzeczne z katolicyzmem czy islamem, teraz mają wspólny głos w debacie publicznej.
I wygrają tę batalię.
Nawet za cenę tego, że dzieci z gejowskich małżeństw będą w przyszłości homoseksualistami. I będą dalej adoptować dzieci. A ich dzieci znowu będą homoseksualistami. Taką wizję prorokują przeciwnicy paktu Hollande’a. Chcą tradycyjnych praw małżeńskich. Argumentują, że we Francji od lat funkcjonuje Pacte Civil de Solidarité, na podstawie którego można zawierać kontrakty partnerskie z prawem do dziedziczenia, wspólnoty majątkowej, itp. Takie konkubinaty mogą zawierać osoby tej samej płci, jak i pary heteroseksualne.
„Liberation” przytacza wiele świadectw na dowód tego, że dzieci ze związków są szczęśliwe, ze swoimi „rodzicami”. Jedna z takich historii opowiada o niejakim Mickaelu, studencie. Jego rodzice się kłócili, ojciec bił matkę, a ona uciekła z sąsiadka. I to właśnie sąsiadka dała jej odwagę i wiarę w siebie. Mickael żył z nimi. Gdzieś w małej, cichej kawalerce, bez kłótni i bicia miał prawdziwa rodzinę. Wreszcie - mówi z ulgą. Nie widuje się z ojcem. Sam jest homoseksualistą. Od 16 roku życia.
Ale czy to w ogóle jest świadectwo na cokolwiek?
Media też dołączają do którejś ze stron sporu.
Inny przykład szczęśliwości pod dachami Paryża: Benoît i Emmanuel poznali się na koncercie Mobbiego, w 2006 byli już po PACS-ie. A teraz mają dwóch synów, Ismaela i Isaaca… Uważają że są normalną rodziną i bronią swoich praw. W tym roku, na święta mają choinkę, przyjdzie Mikołaj.
Czy pójdą razem na Pasterkę?
Czy opowiedzą swoim synom Ismaelowi i Isaakowi, o Bogu, o Maryi Dziewicy?
Niegdyś we Francji dzieci zadawały pytanie swoim rodzicom, czy znaleźli je w kapuście?
Teraz odpowiedź będzie brzmiała: niektórzy chyba tak...
Wyborcy lewicy i zwolennicy tego prawa mówią tak: powiedzmy sobie jasno, dyskryminacja w imię orientacji seksualnej jest zaprzeczeniem prawa republikańskiego i europejskiego. Małżeństwo, adopcje dzieci przez pary tej samej płci, są więc prawem. Dla wszystkich, niezależnie od jakichkolwiek różnic. Każdy powinien mieć do tego prawo, tak jak do korzystania ze służby zdrowia, a więc i pomocy przy posiadaniu dzieci.
Przecież Francja to wolność, braterstwo i równość. A tym samym te trzy rzeczy, trzy wartości są nie do obalenia: małżeństwo dla wszystkich, prawo do adopcji przez pary tej samej płci, wreszcie równość, szeroko rozumiana.
Inaczej mówiąc: les droits de l’homme, les droits de l’hommo. Pięknie brzmi, prawda?
Znany aktor Djamel Debouze w wywiadzie udzielonym w magazynie Têtu mówi, że we Francji, zarówno kobiety, imigrantów, jak i homoseksualistów traktuje się podobnie - muszą walczyć o swoje prawa, tylko po to, by ich zaakceptować.
Jean Claude Cluzel, były prezes Radio France, obecnie szef Grand Palais powiedział, że według niego, to nawet jest żenujące, aby adopcje i małżeństwa homoseksualne stawały się tematem publicznej polemiki, debaty czy protestów. Ważne jest, by liberałowie byli obecni i bronili praw republikańskich. Mówi, że nie jest to walka prawicy z lewicą, tylko jest to walka z tymi, którzy chcą aby społeczeństwo rozwijało się. Mówi również, że jest jak najbardziej za tym by homoseksualiści mieli te same prawa - przecież nie chodzi o małżeństwo religijne, tylko cywilne - dodaje.
Religia. Czym byłaby Francja bez płomiennego ducha religii. Symbolami katolickiej Francji są Marianne i Joanna D’Arc. Pierwsza to autentyczny symbol, imię wzięte od Marii i Anny, najważniejszych sióstr chrześcijaństwa. Dziewica Orleańska oddała życie za wiarę, za Chrystusa. A teraz wygląda na to, że dla współczesnej Francji byłoby lepiej, aby te kobiece, nieustraszone, piękne symbole wzięły ślub i adoptowały dziecko. Najlepiej, aby to było dziecko jakiegoś zabitego przez Rolanda Maura. Bo przecież Roland oddał życie za Francję i za wiarę. Ale dzięki niemu Francja przetrwała. Katolicka i wierna swym wartościom, oddana rodzinie i matce Chrystusa.
No i nie przetrwała...
Robak ateizmu rozsadził ją od środka.
Debouze mówi o tym, co stało się teraz we Francji, że imigranci, głównie z Maghrebu i Afryki Zachodniej oraz geje i ich dążenia do oczywistej akceptacji przez prawo, choć sprzeczne z katolicyzmem czy islamem, teraz mają wspólny głos w debacie publicznej.
I wygrają tę batalię.
Nawet za cenę tego, że dzieci z gejowskich małżeństw będą w przyszłości homoseksualistami. I będą dalej adoptować dzieci. A ich dzieci znowu będą homoseksualistami. Taką wizję prorokują przeciwnicy paktu Hollande’a. Chcą tradycyjnych praw małżeńskich. Argumentują, że we Francji od lat funkcjonuje Pacte Civil de Solidarité, na podstawie którego można zawierać kontrakty partnerskie z prawem do dziedziczenia, wspólnoty majątkowej, itp. Takie konkubinaty mogą zawierać osoby tej samej płci, jak i pary heteroseksualne.
„Liberation” przytacza wiele świadectw na dowód tego, że dzieci ze związków są szczęśliwe, ze swoimi „rodzicami”. Jedna z takich historii opowiada o niejakim Mickaelu, studencie. Jego rodzice się kłócili, ojciec bił matkę, a ona uciekła z sąsiadka. I to właśnie sąsiadka dała jej odwagę i wiarę w siebie. Mickael żył z nimi. Gdzieś w małej, cichej kawalerce, bez kłótni i bicia miał prawdziwa rodzinę. Wreszcie - mówi z ulgą. Nie widuje się z ojcem. Sam jest homoseksualistą. Od 16 roku życia.
Ale czy to w ogóle jest świadectwo na cokolwiek?
Media też dołączają do którejś ze stron sporu.
Inny przykład szczęśliwości pod dachami Paryża: Benoît i Emmanuel poznali się na koncercie Mobbiego, w 2006 byli już po PACS-ie. A teraz mają dwóch synów, Ismaela i Isaaca… Uważają że są normalną rodziną i bronią swoich praw. W tym roku, na święta mają choinkę, przyjdzie Mikołaj.
Czy pójdą razem na Pasterkę?
Czy opowiedzą swoim synom Ismaelowi i Isaakowi, o Bogu, o Maryi Dziewicy?
Niegdyś we Francji dzieci zadawały pytanie swoim rodzicom, czy znaleźli je w kapuście?
Teraz odpowiedź będzie brzmiała: niektórzy chyba tak...