Wojna z dopalaczami, ze śmieciówkami, z niskimi pensjami, z drogim węglem, ze szwajcarskimi frankami, z in vitro, z bramkami na autostradach i z mieszkaniami dla młodych. Premier Kopacz nie ustaje w wierze we wszechmogące państwo. Czuje, że nawet jajecznice powinna kupować współpasażerom w Warsie. Pewien jestem, że kiedy przegra piąte podejście do ekspresówki S14, siódmy program mieszkań dla młodych i trzecie przewalutowanie kredytów frankowych, to powie, że do zwieńczenia dzieła zabrakło jej urzędników.
Pani premier chce nam całe życie urządzić, ale szerokim łukiem omija najsłabsze ogniwo rządu, no może z wyjątkiem jej własnej garderoby (piszemy na str. 8) – administrację państwową. To jest 450 tys. urzędników, a w całym sektorze publicznym 3 mln osób. Co piąty Polak jest dziś jej pracownikiem. I wbrew temu, co wmawiają nam rządowi eksperci, to nie jest europejska norma. W czasie kiedy PO zwiększyła zatrudnienie w administracji o blisko 100 tys. urzędników, w całej UE zlikwidowano ponad 900 tys. etatów. Nigdzie w Europie administracja nie rozrasta się w takim tempie jak za rządów tej koalicji. Na obsługę sektora publicznego wydajemy ponad 80 mld zł i jakoś żaden z błyskotliwych pomysłów premier Kopacz nie otarł się nawet o oszczędności w tym sektorze. Przeciwnie, jedną z pierwszych obietnic przedwyborczych było odmrożenie płac w budżetówce, i tak już lepiej zarabiającej niż sektor prywatny. Urzędnicy i lewicowi publicyści utrzymują, że nowoczesne i bogate państwo wymaga dużej biurokracji. Ale jak świat światem nie ma na to żadnego dowodu. Ani jednego narodu, który doszedłby do bogactwa poprzez rozmnażanie biurokracji.
Nie brakuje natomiast, nawet całkiem świeżych, przykładów państw, które wzbogaciły się, podnosząc wydajność i redukując administrację. Wielka Brytania za rządów Camerona zredukowała zatrudnienie w całym sektorze publicznym o 700 tys. osób. Wszystko od administracji po szkoły i rządowe agencje. Dziś Wielka Brytania ma bezrobocie na poziomie 5,4 proc. Jeden z najlepszych wyników w Europie przy solidnym wzroście gospodarczym, a premier Cameron w nagrodę dostał od wyborców największe poparcie od czasów Margaret Thatcher. W połowie lat 90.
Kanada znajdowała się na skraju bankructwa. Rząd obciął swoje wydatki o 10 proc. Zadłużenie z 68 proc. PKB spadło do 28 proc. Zanim się zorientowaliśmy, Kanada była najszybciej rozwijającym się państwem G7. Nowa Zelandia po latach socjalistycznych rządów, w połowie lat 80., zredukowała zatrudnienie w sektorze publicznym o 43 proc., sprywatyzowała i zderegulowała większość gałęzi gospodarki kontrolowanej przez państwo. Zredukowała drastycznie administrację państwową, wycinając w pień niektóre ministerstwa. A tym, którzy zostali, rząd odebrał specjalne świadczenia i przywileje. W efekcie z jednego z najsłabiej rozwiniętych państw OECD Nowa Zelandia znalazła się w ścisłej czołówce. Lista mądrych rządów jest coraz dłuższa. Dołączają do niej Holendrzy, Szwedzi, Irlandczycy.
Nas tam nie ma. Jedyna oszczędność budżetowa, jaką rząd przedsięwziął, to wyprowadzenie 130 mld z funduszu emerytalnego. Rzeczywiste zadłużenie wzrosło o 74 mld. Nie ma tygodnia, żeby wicepremier Piechociński w imieniu rządu nie raczył nas opowieściami o innowacjach. Zabawne, że za każdym razem dotyczą one prywatnych firm i zagranicznych inwestorów. Jakby nikt na świecie nie tworzył technologii przystających do polskich urzędników. Tam, gdzie premier chce naprawiać państwo, tam zaraz wyrastają nam pomysły na nowe agencje, instytucje nadzoru. Obie partie proponują całe mnóstwo zmian podatkowych, żadna nie zakłada ograniczenia rozbuchanej machiny fiskalnej. Każda nowa propozycja to skomplikowanie problemu i coraz mniejsza ściągalność podatków (piszemy na str. 38). Kolejne miliony idą na „Mieszkania na Wynajem”, gdzie rozdano mniej mieszkań niż etatów przy obsłudze programu.
Nie brakuje natomiast, nawet całkiem świeżych, przykładów państw, które wzbogaciły się, podnosząc wydajność i redukując administrację. Wielka Brytania za rządów Camerona zredukowała zatrudnienie w całym sektorze publicznym o 700 tys. osób. Wszystko od administracji po szkoły i rządowe agencje. Dziś Wielka Brytania ma bezrobocie na poziomie 5,4 proc. Jeden z najlepszych wyników w Europie przy solidnym wzroście gospodarczym, a premier Cameron w nagrodę dostał od wyborców największe poparcie od czasów Margaret Thatcher. W połowie lat 90.
Kanada znajdowała się na skraju bankructwa. Rząd obciął swoje wydatki o 10 proc. Zadłużenie z 68 proc. PKB spadło do 28 proc. Zanim się zorientowaliśmy, Kanada była najszybciej rozwijającym się państwem G7. Nowa Zelandia po latach socjalistycznych rządów, w połowie lat 80., zredukowała zatrudnienie w sektorze publicznym o 43 proc., sprywatyzowała i zderegulowała większość gałęzi gospodarki kontrolowanej przez państwo. Zredukowała drastycznie administrację państwową, wycinając w pień niektóre ministerstwa. A tym, którzy zostali, rząd odebrał specjalne świadczenia i przywileje. W efekcie z jednego z najsłabiej rozwiniętych państw OECD Nowa Zelandia znalazła się w ścisłej czołówce. Lista mądrych rządów jest coraz dłuższa. Dołączają do niej Holendrzy, Szwedzi, Irlandczycy.
Nas tam nie ma. Jedyna oszczędność budżetowa, jaką rząd przedsięwziął, to wyprowadzenie 130 mld z funduszu emerytalnego. Rzeczywiste zadłużenie wzrosło o 74 mld. Nie ma tygodnia, żeby wicepremier Piechociński w imieniu rządu nie raczył nas opowieściami o innowacjach. Zabawne, że za każdym razem dotyczą one prywatnych firm i zagranicznych inwestorów. Jakby nikt na świecie nie tworzył technologii przystających do polskich urzędników. Tam, gdzie premier chce naprawiać państwo, tam zaraz wyrastają nam pomysły na nowe agencje, instytucje nadzoru. Obie partie proponują całe mnóstwo zmian podatkowych, żadna nie zakłada ograniczenia rozbuchanej machiny fiskalnej. Każda nowa propozycja to skomplikowanie problemu i coraz mniejsza ściągalność podatków (piszemy na str. 38). Kolejne miliony idą na „Mieszkania na Wynajem”, gdzie rozdano mniej mieszkań niż etatów przy obsłudze programu.