Poruszające zdjęcie dziecka wyrzuconego na brzeg tureckiego morza wyzuło debatę imigracyjną z rzeczowych argumentów. Poruszyło sumienia milionów. Obiegło świat i wylądowało na biurkach decydentów, którzy w klasycznym unijnym stylu stworzyli erzac. Mechaniczne rozparcelowywanie uchodźców, narażające Europę na permanentny kryzys humanitarny i tożsamościowy.
Prezydent Rady Europejskiej Donald Tusk na pytania Viktora Orbána, jak przełamać kulturową i religijną przepaść, odpowiedział, że „dla chrześcijan nie powinno mieć większego znaczenia, jakiej rasy, religii i narodowości jest człowiek”. Wcześniej mówił jeszcze coś o chrześcijańskiej miłości. Myśl piękna, tylko czy faktycznie chrześcijanin nie powinien zadawać sobie krytycznych pytań i szukać rozwiązań, które mogą ocalić kolejne tysiące przed śmiercią w morzu, a nas samych przed poważnym kryzysem społecznym?
Jak choćby najprostsze pytanie – ilu emigrantów to jest dosyć emigrantów? Gdzieś ta granica musi przecież być. Żaden kraj ani nawet kontynent nie przetrwa niekontrolowanego napływu uchodźców. Ludzi skrajnie różnych kulturowo, mówiących różnymi językami. Ile pieniędzy na ratowanie rozbitków, na schroniska, opiekę socjalną musimy wydać, by kupić sobie czyste sumienie i nie być oskarżanymi o bezduszność? Czy miłosierne jest łudzić ludzi zgnębionych wojną, obozami dla uchodźców nadzieją, że wszyscy znajdą schronienie i godne życie w Europie? Narażać tysiące kolejnych rozbitków życiowych na tragiczną śmierć w morzu czy zaspawanych ciężarówkach?
Lata demoralizującej poprawności politycznej doprowadziły Europę do sytuacji, gdzie stajemy twarzą w twarz nie przed kilkoma tysiącami ofiar bratobójczych wojen, ale przed setkami tysięcy ludzi żądających świadczeń i preferencyjnego traktowania. Z państw tak odległych jak Birma, Erytrea, Sudan, Gabon. Czy im wszystkim jesteśmy coś winni? Niezależnie, czy przybywają tu w strachu o swoje życie, czy prowadzą ich zorganizowane i cyniczne mafie przemytników, obiecujące „zastawione stoły” w Hamburgu i Monachium.
Na poważne systemowe rozważania robi się już późno, ale unikanie dyskusji o charakterze imigracji w Europie jest nieludzkie i na pewno niechrześcijańskie. Tak jak nieuczciwe są oskarżenia o rasizm każdego, kto stawia pytania o przyszłość Europy. Większość imigrantów pochodzi z państw muzułmańskich. Doświadczenia z dużymi muzułmańskimi skupiskami w południowej Francji, Niemczech i nawet Wielkiej Brytanii mamy jak najgorsze. Podupadający system edukacji, pogarszające się warunki bytowe dla całych metropolii. Zdewastowane dzielnice, słabnący biznes i rynek nieruchomości. Historia imigracji muzułmańskiej uczy nas, że duże skupiska wcześniej niż później stają się zapleczem finansowym i rekrutacyjnym dla skrajnych organizacji głoszących antyzachodnią ideologię. Czy szacowanie zagrożenia terrorystycznego, pogarszających się warunków życia jest również rasizmem?
I wreszcie jaki mamy pomysł na to, żeby ten ocean ludzi zarazić europejskimi wartościami tolerancji, wolnego rynku, dekalogu? Jak spowodować, że wszyscy razem i każdy imigrant z osobna, zamiast czekać na wypłaty z funduszy socjalnych, ruszy do pracy, szkół, uczelni? I nie będzie żądał, ale dawał.
Wszyscy ci, którzy z moralnych pobudek szeroko otwierają ramiona i publiczną kasę dla uchodźców, mają też moralny obowiązek powiedzieć nam, gdzie jest granica tego szaleństwa. Zamiast tego uciekają się do podłych argumentów i szantażu. Wielka Brytania szantażowana jest przez Austrię, że ta zawetuje jej specjalny status w UE, jeżeli nie przyjmie uchodźców. To może prowadzić do ostatecznego wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii w zbliżającym się referendum. Polska, Węgry, Czechy, Słowacja odrzuciły zasadę mechanicznej relokacji imigrantów. Nam Angela Merkel grozi zerwaniem traktatu z Schengen – kontrolą na granicach. Kryzys uchodźczy to może tylko ta kropla, która przelewa czarę mocno poszarpanej wewnętrznymi konfl iktami Unii. Problem w tym, że nadchodzi w momencie, kiedy Europa pierwszy raz od dziesięcioleci potrzebuje być zjednoczona, i to nie do rozmontowywania ostatnich fundamentów swojej wspólnoty, tylko do obrony swoich granic.
Więcej na temat imigracji, problemów uchodźców i kryzysowej sytuacji w Europie przeczytasz w numerze 37. tygodnika "Wprost", który będzie dostępny w formie e-wydania na e.wprost.pl od godz. 20 w niedzielę 6 września, a w kioskach od poniedziałku 7 września.
"Wprost" można zakupić także w wersji do słuchania oraz na AppleStore i GooglePlay.
Jak choćby najprostsze pytanie – ilu emigrantów to jest dosyć emigrantów? Gdzieś ta granica musi przecież być. Żaden kraj ani nawet kontynent nie przetrwa niekontrolowanego napływu uchodźców. Ludzi skrajnie różnych kulturowo, mówiących różnymi językami. Ile pieniędzy na ratowanie rozbitków, na schroniska, opiekę socjalną musimy wydać, by kupić sobie czyste sumienie i nie być oskarżanymi o bezduszność? Czy miłosierne jest łudzić ludzi zgnębionych wojną, obozami dla uchodźców nadzieją, że wszyscy znajdą schronienie i godne życie w Europie? Narażać tysiące kolejnych rozbitków życiowych na tragiczną śmierć w morzu czy zaspawanych ciężarówkach?
Lata demoralizującej poprawności politycznej doprowadziły Europę do sytuacji, gdzie stajemy twarzą w twarz nie przed kilkoma tysiącami ofiar bratobójczych wojen, ale przed setkami tysięcy ludzi żądających świadczeń i preferencyjnego traktowania. Z państw tak odległych jak Birma, Erytrea, Sudan, Gabon. Czy im wszystkim jesteśmy coś winni? Niezależnie, czy przybywają tu w strachu o swoje życie, czy prowadzą ich zorganizowane i cyniczne mafie przemytników, obiecujące „zastawione stoły” w Hamburgu i Monachium.
Na poważne systemowe rozważania robi się już późno, ale unikanie dyskusji o charakterze imigracji w Europie jest nieludzkie i na pewno niechrześcijańskie. Tak jak nieuczciwe są oskarżenia o rasizm każdego, kto stawia pytania o przyszłość Europy. Większość imigrantów pochodzi z państw muzułmańskich. Doświadczenia z dużymi muzułmańskimi skupiskami w południowej Francji, Niemczech i nawet Wielkiej Brytanii mamy jak najgorsze. Podupadający system edukacji, pogarszające się warunki bytowe dla całych metropolii. Zdewastowane dzielnice, słabnący biznes i rynek nieruchomości. Historia imigracji muzułmańskiej uczy nas, że duże skupiska wcześniej niż później stają się zapleczem finansowym i rekrutacyjnym dla skrajnych organizacji głoszących antyzachodnią ideologię. Czy szacowanie zagrożenia terrorystycznego, pogarszających się warunków życia jest również rasizmem?
I wreszcie jaki mamy pomysł na to, żeby ten ocean ludzi zarazić europejskimi wartościami tolerancji, wolnego rynku, dekalogu? Jak spowodować, że wszyscy razem i każdy imigrant z osobna, zamiast czekać na wypłaty z funduszy socjalnych, ruszy do pracy, szkół, uczelni? I nie będzie żądał, ale dawał.
Wszyscy ci, którzy z moralnych pobudek szeroko otwierają ramiona i publiczną kasę dla uchodźców, mają też moralny obowiązek powiedzieć nam, gdzie jest granica tego szaleństwa. Zamiast tego uciekają się do podłych argumentów i szantażu. Wielka Brytania szantażowana jest przez Austrię, że ta zawetuje jej specjalny status w UE, jeżeli nie przyjmie uchodźców. To może prowadzić do ostatecznego wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii w zbliżającym się referendum. Polska, Węgry, Czechy, Słowacja odrzuciły zasadę mechanicznej relokacji imigrantów. Nam Angela Merkel grozi zerwaniem traktatu z Schengen – kontrolą na granicach. Kryzys uchodźczy to może tylko ta kropla, która przelewa czarę mocno poszarpanej wewnętrznymi konfl iktami Unii. Problem w tym, że nadchodzi w momencie, kiedy Europa pierwszy raz od dziesięcioleci potrzebuje być zjednoczona, i to nie do rozmontowywania ostatnich fundamentów swojej wspólnoty, tylko do obrony swoich granic.
Więcej na temat imigracji, problemów uchodźców i kryzysowej sytuacji w Europie przeczytasz w numerze 37. tygodnika "Wprost", który będzie dostępny w formie e-wydania na e.wprost.pl od godz. 20 w niedzielę 6 września, a w kioskach od poniedziałku 7 września.
"Wprost" można zakupić także w wersji do słuchania oraz na AppleStore i GooglePlay.