Trzeba było czekać dwadzieścia cztery lata, czyli prawie ćwierć wieku, inaczej jedno pokolenie - od rewolucji „Solidarności” i upadku PRL - by pojawił się w końcu ktoś, kto ją dokończy. I jak to często bywa, stało się to przez przypadek i mogłoby się nawet zdawać, że wbrew jej niektórym aktorom. Efekt motyla?
Prawdziwymi bohaterami są: sędzia o groźnie brzmiącym imieniu i obliczu, czyli sędzia Igor Tuleya i po raz drugi, redaktor Cezary Gmyz.
Krótko mówiąc, gdyby Cezary Gmyz nie wyśledził, jako dziennikarz śledczy, że sędzia Tuleya ma rodzinne esbeckie korzenie, czyli w służbach PRL-u, to wciąż obowiązywałaby teoria, że to nie było żadne państwo. Tym razem, cała Polska, jak długa i szeroka, mogła w końcu przekonać się, że Polacy dzielą się przede wszystkim, na ludzi przyzwoitych i szmaty, a dopiero później idą wszystkie inne podziały. Dzięki publikacji redaktora Gmyza, każdy mógł poczuć się jakby dostał potężnego końskiego kopa prosto w twarz. Teraz ludzie przyzwoici mogą wyjść z ukrycia, bo Cezary Gmyz i Igor Tuleya uzmysłowili wszystkim, że Polska to kraj nas wszystkich.
Wspaniały styczeń 2013, rocznica powstania, które jak wielu polityków uważa, właściwie było w listopadzie a inni, że nie, że w sierpniu. Okazało się nawet, że ojcowie, wujkowie i mamy niektórych z nich, brali udział w nim, więc wiedzą co mówią i mają do tego wyjątkowe prawo. Większe niż wszyscy inni. Wystarczy poczytać niektóre charkospluwe wpisy pod ciekawym i mądrym wywiadem z profesorem Radosławem Markowskim w PTT. Od razu widać kto spał w szkole, albo nie lubił Żeromskiego. Dzisiaj „sumienie polskiej literatury”, byłoby jeszcze łatwiej potępić i to nie tylko za „Rozdziobią nas kruki i wrony” ale za „Przedwiośnie” przecież też. Żeromski także może już wyjść z ukrycia i to dzięki sędziemu i dziennikarzowi. Przedstawicielom drugiej i czwartej władzy, jak najbardziej słusznie określanych tym mianem.
Wychodzę i ja z ukrycia, praprawnuk powstańca od Narbutta.
Gdy oddziały powstańcze przechodziły przez wieś Rejszaliszki na Litwie, ojcowie i matki krępowali synów i zamykali w domach, by nie uciekli do walki, wykazując tym samym słaby patriotyzm, chociaż byli szaraczkową szlachtą. Mój prapradziadek i jego dwóch kuzynów z więzów się wyzwolili i do oddziału dołączyli, ratując tym samym honor Stefanowiczów, którzy od wieków wojowali na Wschodzie, tucząc się głównie łupami. Walka moich przodków trwała krótko. Jednego Rosjanie pojmali i powiesili na drzewie, drugiego zesłali na Sybir. Trzeci wrócił do Rejszaliszek i dzięki temu jestem na świecie. Wbrew pozorom, najgorzej Polsce przysłużył się ten zesłany na Syberię, bo jego syn dosłużył się stopnia generała w NKWD. Ot ciekawostka! To po kądzieli, a po mieczu?!
Mój dziadek jako podoficer rosyjskiej armii imperialnej służył do wielkiej wojny w forcie na pustyni w Turkmenistanie. Gdy dotarł do Europy, wojna już była na całego, ale dziadek nie powalczył sobie bo Niemcy rozbili armię Samsonowa pod Tannenbergiem i trafił do obozu w Chojnicach. W niewoli szalał tyfus i bolszewicka agitacja, która trafiała na podatny grunt, tak wśród żołnierzy jak i Niemców. W końcu Niemcy rozbili elitarną rosyjską armię, a bolszewicy chcieli pokoju. I tak dziadek z kilkoma towarzyszami z łatwością dostał się do Piotrogrodu - jako niemiecki agent pewnie - i brał udział w bolszewickiej rewolucji. Potem tłumił powstania kozackie nad Donem. W 1919 zdezerterował i w 1920 wrócił do Wilna czyli II RP, gdzie nie było jednak żadnych szklanych domów, więc żył w zwykłej nędzy, z której zmarło jego dwoje dzieci, moja niedoszła ciocia i wujek. Dlatego dziadek z lubością wdawał się we wszystkie uliczne zadymy z granatowymi. I tak też skończył, na ulicy w Wilnie, zastrzelony przez pijanych litewskich faszystów. Nie on jeden. Polacy nie ginęli tylko w Katyniu, ginęli z rąk Niemców, Ukraińców, Łotyszy, Litwinów, Białorusinów, Azerów, Kozaków... a oni ginęli z naszej. Tak już na Wschodzie jest, a raczej było, na szczęście.
Otóż, opisując losy mojej rodziny, ujawniłem się po raz drugi. I to ujawnienie jest nawet ważniejsze niż tamto pierwsze. Oprócz polskiej, litewskiej, tatarskiej i żydowskiej krwi, mam też trochę bolszewickiej, może nawet nie mało. Chciałem zatem podziękować sędziemu i dziennikarzowi! Wielkie dzięki panowie! Dotąd nie miałem sobie nic do zarzucenia, ale dzięki wam jestem dzisiaj bardziej dumny... z moich przodków, jakby ich nie wychłostała historia tego kraju.
Krótko mówiąc, gdyby Cezary Gmyz nie wyśledził, jako dziennikarz śledczy, że sędzia Tuleya ma rodzinne esbeckie korzenie, czyli w służbach PRL-u, to wciąż obowiązywałaby teoria, że to nie było żadne państwo. Tym razem, cała Polska, jak długa i szeroka, mogła w końcu przekonać się, że Polacy dzielą się przede wszystkim, na ludzi przyzwoitych i szmaty, a dopiero później idą wszystkie inne podziały. Dzięki publikacji redaktora Gmyza, każdy mógł poczuć się jakby dostał potężnego końskiego kopa prosto w twarz. Teraz ludzie przyzwoici mogą wyjść z ukrycia, bo Cezary Gmyz i Igor Tuleya uzmysłowili wszystkim, że Polska to kraj nas wszystkich.
Wspaniały styczeń 2013, rocznica powstania, które jak wielu polityków uważa, właściwie było w listopadzie a inni, że nie, że w sierpniu. Okazało się nawet, że ojcowie, wujkowie i mamy niektórych z nich, brali udział w nim, więc wiedzą co mówią i mają do tego wyjątkowe prawo. Większe niż wszyscy inni. Wystarczy poczytać niektóre charkospluwe wpisy pod ciekawym i mądrym wywiadem z profesorem Radosławem Markowskim w PTT. Od razu widać kto spał w szkole, albo nie lubił Żeromskiego. Dzisiaj „sumienie polskiej literatury”, byłoby jeszcze łatwiej potępić i to nie tylko za „Rozdziobią nas kruki i wrony” ale za „Przedwiośnie” przecież też. Żeromski także może już wyjść z ukrycia i to dzięki sędziemu i dziennikarzowi. Przedstawicielom drugiej i czwartej władzy, jak najbardziej słusznie określanych tym mianem.
Wychodzę i ja z ukrycia, praprawnuk powstańca od Narbutta.
Gdy oddziały powstańcze przechodziły przez wieś Rejszaliszki na Litwie, ojcowie i matki krępowali synów i zamykali w domach, by nie uciekli do walki, wykazując tym samym słaby patriotyzm, chociaż byli szaraczkową szlachtą. Mój prapradziadek i jego dwóch kuzynów z więzów się wyzwolili i do oddziału dołączyli, ratując tym samym honor Stefanowiczów, którzy od wieków wojowali na Wschodzie, tucząc się głównie łupami. Walka moich przodków trwała krótko. Jednego Rosjanie pojmali i powiesili na drzewie, drugiego zesłali na Sybir. Trzeci wrócił do Rejszaliszek i dzięki temu jestem na świecie. Wbrew pozorom, najgorzej Polsce przysłużył się ten zesłany na Syberię, bo jego syn dosłużył się stopnia generała w NKWD. Ot ciekawostka! To po kądzieli, a po mieczu?!
Mój dziadek jako podoficer rosyjskiej armii imperialnej służył do wielkiej wojny w forcie na pustyni w Turkmenistanie. Gdy dotarł do Europy, wojna już była na całego, ale dziadek nie powalczył sobie bo Niemcy rozbili armię Samsonowa pod Tannenbergiem i trafił do obozu w Chojnicach. W niewoli szalał tyfus i bolszewicka agitacja, która trafiała na podatny grunt, tak wśród żołnierzy jak i Niemców. W końcu Niemcy rozbili elitarną rosyjską armię, a bolszewicy chcieli pokoju. I tak dziadek z kilkoma towarzyszami z łatwością dostał się do Piotrogrodu - jako niemiecki agent pewnie - i brał udział w bolszewickiej rewolucji. Potem tłumił powstania kozackie nad Donem. W 1919 zdezerterował i w 1920 wrócił do Wilna czyli II RP, gdzie nie było jednak żadnych szklanych domów, więc żył w zwykłej nędzy, z której zmarło jego dwoje dzieci, moja niedoszła ciocia i wujek. Dlatego dziadek z lubością wdawał się we wszystkie uliczne zadymy z granatowymi. I tak też skończył, na ulicy w Wilnie, zastrzelony przez pijanych litewskich faszystów. Nie on jeden. Polacy nie ginęli tylko w Katyniu, ginęli z rąk Niemców, Ukraińców, Łotyszy, Litwinów, Białorusinów, Azerów, Kozaków... a oni ginęli z naszej. Tak już na Wschodzie jest, a raczej było, na szczęście.
Otóż, opisując losy mojej rodziny, ujawniłem się po raz drugi. I to ujawnienie jest nawet ważniejsze niż tamto pierwsze. Oprócz polskiej, litewskiej, tatarskiej i żydowskiej krwi, mam też trochę bolszewickiej, może nawet nie mało. Chciałem zatem podziękować sędziemu i dziennikarzowi! Wielkie dzięki panowie! Dotąd nie miałem sobie nic do zarzucenia, ale dzięki wam jestem dzisiaj bardziej dumny... z moich przodków, jakby ich nie wychłostała historia tego kraju.