Nasłuchałem się ostatnio entuzjastycznych opinii o serialu szpiegowskim "Homeland". Postanowiłem go obejrzeć i zasiadłem przed telewizorem z nadzieją, że doznam niezapomnianego przeżycia. I rzeczywiście, doznałem przeżycia i naszły mnie refleksje.
Pewnie narażę się teraz miłośnikom tego serialu i powiedzą, że Severski się sadzi i zazdrości, ale dla mnie "Homeland" to straszny crap i przy tej opinii pozostanę.
Obejrzałem serial do połowy drugiego sezonu i wyłączyłem w momencie, gdy sierżant Brody na podwórku swojego domu w Wirginii urządza pogrzeb zbezczeszczonemu Koranowi i kiedy z sukcesem kończą się egzorcyzmy rabina Saula nad opętaną nimfomanką z CIA Carrie (jakże podobna do tej z powieści Kinga). Jej wytrzeszczone oczy były autentycznie przerażające.
"Homeland" obfituje w szereg podobnych wyśmienitych scen i nie mniej ciekawych dialogów. Bardzo spodobała mi się scena, kiedy żona Brody'ego, Jessica, ciepła i miła amerykańska mamusia dostaje furii na wieść, że jej mąż modli się do Allaha. To najbardziej poruszająca scena w całym filmie i niezwykle przekonująca.
Drobna próbka dialogów:
- Jak minął lot?
- Trochę trzęsło, ale poradziłem sobie.
Nadmieniam, że to nie jest rozmowa pilotów.
Są też bardzo mi bliskie sceny. Na przykład centrala CIA w Langley, przypomina mi oddział mojego Citibanku na Alei KEN z tą różnicą, że na szczęście mój bank jest trochę lepiej zabezpieczony. Teraz wiadomo dlaczego CIA tak przecieka.
Właściwie można by przejść do porządku dziennego nad tym filmem i nie pastwić się nad nim, bo to tylko zabawa. A jednak!
Jeżdżę na spotkania z czytelnikami i występuję w roli łącznika między szpiegowską fikcją a faktem. Staram się tłumaczyć czytelnikom, na tyle na ile mogę, jak wygląda rzeczywistość i muszę przyznać, że zdecydowana większość ocenia ją normalnie, czyli logicznie, na luzie i z dystansem.
Na prawie wszystkich spotkaniach pojawiają się jednak czytelnicy, którzy są odporni na luz, myślenie logiczne i z zacięciem mieszają fikcję i fakty. I nie ma w tym nic niezwykłego, po prostu jest pewien odsetek ludzi, którzy tacy są, nie tylko w Polsce. Więcej, są autorzy publikacji naukowych i dziennikarze, którzy traktują nawet moje powieści jako literaturę faktu.
Wydawałoby się, że "Homeland" to czysta fikcja, horror szpiegowski, a jednak dla wielu odbiorców to najprawdziwsza prawda i kiedy popatrzy się na naszą scenę polityczną, to trudno im odmówić racji. Rzeczywistość zawsze przegoni fikcję.
Zmanipulowany i podstępny konwertyta, sierżant Brody zostaje kongresmenem i przewodniczącym komisji obrony. Poziom sierżanta marines jaki jest, każdy wie, czyli... dokładnie taki jak Kongresu USA? Kto w to uwierzy? Każdy! U nas przecież jest podobnie, też mamy takiego sierżanta w Sejmie.
Psychicznie chora agentka CIA Carrie z sukcesem rozpracowująca terrorystów? Ależ oczywiście. Wystarczy rozejrzeć się wokół, włączyć radio, internet, telewizor. Od razu wyskoczy kilku... z podobnym zespołem.
Na dzisiejszy wieczór proponuje sprawdzoną "Stawkę większą niż życie".
Obejrzałem serial do połowy drugiego sezonu i wyłączyłem w momencie, gdy sierżant Brody na podwórku swojego domu w Wirginii urządza pogrzeb zbezczeszczonemu Koranowi i kiedy z sukcesem kończą się egzorcyzmy rabina Saula nad opętaną nimfomanką z CIA Carrie (jakże podobna do tej z powieści Kinga). Jej wytrzeszczone oczy były autentycznie przerażające.
"Homeland" obfituje w szereg podobnych wyśmienitych scen i nie mniej ciekawych dialogów. Bardzo spodobała mi się scena, kiedy żona Brody'ego, Jessica, ciepła i miła amerykańska mamusia dostaje furii na wieść, że jej mąż modli się do Allaha. To najbardziej poruszająca scena w całym filmie i niezwykle przekonująca.
Drobna próbka dialogów:
- Jak minął lot?
- Trochę trzęsło, ale poradziłem sobie.
Nadmieniam, że to nie jest rozmowa pilotów.
Są też bardzo mi bliskie sceny. Na przykład centrala CIA w Langley, przypomina mi oddział mojego Citibanku na Alei KEN z tą różnicą, że na szczęście mój bank jest trochę lepiej zabezpieczony. Teraz wiadomo dlaczego CIA tak przecieka.
Właściwie można by przejść do porządku dziennego nad tym filmem i nie pastwić się nad nim, bo to tylko zabawa. A jednak!
Jeżdżę na spotkania z czytelnikami i występuję w roli łącznika między szpiegowską fikcją a faktem. Staram się tłumaczyć czytelnikom, na tyle na ile mogę, jak wygląda rzeczywistość i muszę przyznać, że zdecydowana większość ocenia ją normalnie, czyli logicznie, na luzie i z dystansem.
Na prawie wszystkich spotkaniach pojawiają się jednak czytelnicy, którzy są odporni na luz, myślenie logiczne i z zacięciem mieszają fikcję i fakty. I nie ma w tym nic niezwykłego, po prostu jest pewien odsetek ludzi, którzy tacy są, nie tylko w Polsce. Więcej, są autorzy publikacji naukowych i dziennikarze, którzy traktują nawet moje powieści jako literaturę faktu.
Wydawałoby się, że "Homeland" to czysta fikcja, horror szpiegowski, a jednak dla wielu odbiorców to najprawdziwsza prawda i kiedy popatrzy się na naszą scenę polityczną, to trudno im odmówić racji. Rzeczywistość zawsze przegoni fikcję.
Zmanipulowany i podstępny konwertyta, sierżant Brody zostaje kongresmenem i przewodniczącym komisji obrony. Poziom sierżanta marines jaki jest, każdy wie, czyli... dokładnie taki jak Kongresu USA? Kto w to uwierzy? Każdy! U nas przecież jest podobnie, też mamy takiego sierżanta w Sejmie.
Psychicznie chora agentka CIA Carrie z sukcesem rozpracowująca terrorystów? Ależ oczywiście. Wystarczy rozejrzeć się wokół, włączyć radio, internet, telewizor. Od razu wyskoczy kilku... z podobnym zespołem.
Na dzisiejszy wieczór proponuje sprawdzoną "Stawkę większą niż życie".