Kto wygra wybory, Panie Premierze - zapytano Leszka Millera. Jak to kto? Nasz przyszły koalicjant - odparł bez wahania Miller.
To nie déjà vu. Coś, co zdarzyło się w przeszłości. Niegdysiejsza odpowiedź Waldemara Pawlaka, na pytanie o wynik wyborów. Dziś to samo powtórzy szef SLD, Leszek Miller.
Przyzwyczailiśmy się już do tego, że Donald Tusk i Leszek Miller budują grunt pod nową koalicję. W SLD od wielu miesięcy obowiązuje zakaz "twardej" krytyki poczynań rządu. A Donald Tusk zwierzył się dziennikarzom, że tak naprawdę czuje w sobie duszę socjaldemokraty.
Dla obu premierów, byłego i obecnego, wybory w 2015 roku będą ich "być albo nie być". Przejście Platformy Obywatelskiej do opozycji to koniec ery Donalda Tuska. Możemy się spierać, czy będzie to ostateczny rozpad tej formacji? Czy może tylko przegrupowanie sił i odwet przegranego dziś na wszystkich frontach Grzegorza Schetyny? Ale jedno jest poza dyskusją. Donald Tusk nie będzie na dłużej przywódcą opozycyjnej Platformy Obywatelskiej.
Również Leszek Miller nie zachowa po wyborach pozycji "wodza" SLD, jeśli nie potrafi zapewnić swoim ludziom przynajmniej cząstki tego, co było ich udziałem w latach 2001-2005. Taki cel wyznaczyła mu partia po wyborach w 2011 roku. I zrobi wszystko, by móc za półtora roku oznajmić: "zadanie wykonałem".
Jeśli tylko arytmetyka wyborcza będzie sprzyjająca, koalicja Platformy z SLD stanie się faktem. Co z PSL-em? Sejmowa przyszłość ludowców prezesa Piechocińskiego, to wielka niewiadoma.
Okey! A jeśli wybory wygra Kaczyński? I to on będzie szukał koalicjanta. To wizja dla wielu z nas porażająca. Ale jeśli sondaże nie kłamią...
Czy koalicja Sojuszu Lewicy Demokratycznej i Prawa i Sprawiedliwości to political fiction? Nie!
W roku wyborczym 2015 Jarosław Kaczyński będzie miał 66 lat, Leszek Miller - 69 lat. I ten biologiczny wiek obu panów bardziej ich połączy, niż cokolwiek innego ich podzieli. Obaj będą wiedzieli, że to ich ostatnia polityczna kadencja jako "wodzów" swoich ugrupowań. Dlatego, jeśli zmusi ich do tego wynik wyborów, będzie koalicja PiS i SLD! Po wicepremierze Lepperze nic już nie jest w stanie zaskoczyć wyborców Kaczyńskiego. A Miller? Jak da "swoim" iluś tam ministrów, podsekretarzy i innych pomniejszych - wszystko mu wybaczą.
Jakbym miał dzisiaj meblować taką koalicję, zrobiłbym to tak. Kaczyński premierem - to oczywiste. Miller wicepremierem? Nie! Premier nie może być wicepremierem. Ale Marszałkiem Sejmu? Druga osoba w państwie. Jeszcze takim nie był!
A do rządu posłałbym Czarzastego, by pilnował interesów postkomuny. Ma niebywały dar przekonywania. Bez trudu przekona Kaczyńskiego, że tak naprawdę, od zawsze był PiS-owcem. I tylko dla zmyłki schował się w SLD i na Ordynackiej. A poza tym ma "ciąg" do mediów. Więc już widzę, jak w toruńskiej rozgłośni, wita się pobożnym "szczęść Boże".
Związki partnerskie? Aborcja? In vitro? Jak takie "fanaberie" zniesie elektorat Kaczyńskiego? I czy posłowie SLD zapiszą się do zespołu Macierewicza? To też da się uzgodnić w tej egzotycznej koalicji.
Panowie Miller i Kaczyński staną na baczność przed kamerami. I oznajmią, że są sprawy najważniejsze. Bezrobocie. Biedni ludzie. Niedożywione dzieci. Za wysoki wiek emerytalny. Nieopodatkowane supermarkety i banki. I wiele innych.
I że oni tym wszystkim się zajmą. A na sprawy światopoglądowe ogłoszą moratorium. I zostawią następcom. To zresztą też nic nowego. Taką, na przykład, ustawę o związkach partnerskich, Miller zostawia swoim następcom już od lat.
Kto wygra wybory? Zapytajcie Millera. Tusk? Czy Kaczyński? To bez znaczenia - odpowie bez wahania Miller. Kręcąc piruet.
Przyzwyczailiśmy się już do tego, że Donald Tusk i Leszek Miller budują grunt pod nową koalicję. W SLD od wielu miesięcy obowiązuje zakaz "twardej" krytyki poczynań rządu. A Donald Tusk zwierzył się dziennikarzom, że tak naprawdę czuje w sobie duszę socjaldemokraty.
Dla obu premierów, byłego i obecnego, wybory w 2015 roku będą ich "być albo nie być". Przejście Platformy Obywatelskiej do opozycji to koniec ery Donalda Tuska. Możemy się spierać, czy będzie to ostateczny rozpad tej formacji? Czy może tylko przegrupowanie sił i odwet przegranego dziś na wszystkich frontach Grzegorza Schetyny? Ale jedno jest poza dyskusją. Donald Tusk nie będzie na dłużej przywódcą opozycyjnej Platformy Obywatelskiej.
Również Leszek Miller nie zachowa po wyborach pozycji "wodza" SLD, jeśli nie potrafi zapewnić swoim ludziom przynajmniej cząstki tego, co było ich udziałem w latach 2001-2005. Taki cel wyznaczyła mu partia po wyborach w 2011 roku. I zrobi wszystko, by móc za półtora roku oznajmić: "zadanie wykonałem".
Jeśli tylko arytmetyka wyborcza będzie sprzyjająca, koalicja Platformy z SLD stanie się faktem. Co z PSL-em? Sejmowa przyszłość ludowców prezesa Piechocińskiego, to wielka niewiadoma.
Okey! A jeśli wybory wygra Kaczyński? I to on będzie szukał koalicjanta. To wizja dla wielu z nas porażająca. Ale jeśli sondaże nie kłamią...
Czy koalicja Sojuszu Lewicy Demokratycznej i Prawa i Sprawiedliwości to political fiction? Nie!
W roku wyborczym 2015 Jarosław Kaczyński będzie miał 66 lat, Leszek Miller - 69 lat. I ten biologiczny wiek obu panów bardziej ich połączy, niż cokolwiek innego ich podzieli. Obaj będą wiedzieli, że to ich ostatnia polityczna kadencja jako "wodzów" swoich ugrupowań. Dlatego, jeśli zmusi ich do tego wynik wyborów, będzie koalicja PiS i SLD! Po wicepremierze Lepperze nic już nie jest w stanie zaskoczyć wyborców Kaczyńskiego. A Miller? Jak da "swoim" iluś tam ministrów, podsekretarzy i innych pomniejszych - wszystko mu wybaczą.
Jakbym miał dzisiaj meblować taką koalicję, zrobiłbym to tak. Kaczyński premierem - to oczywiste. Miller wicepremierem? Nie! Premier nie może być wicepremierem. Ale Marszałkiem Sejmu? Druga osoba w państwie. Jeszcze takim nie był!
A do rządu posłałbym Czarzastego, by pilnował interesów postkomuny. Ma niebywały dar przekonywania. Bez trudu przekona Kaczyńskiego, że tak naprawdę, od zawsze był PiS-owcem. I tylko dla zmyłki schował się w SLD i na Ordynackiej. A poza tym ma "ciąg" do mediów. Więc już widzę, jak w toruńskiej rozgłośni, wita się pobożnym "szczęść Boże".
Związki partnerskie? Aborcja? In vitro? Jak takie "fanaberie" zniesie elektorat Kaczyńskiego? I czy posłowie SLD zapiszą się do zespołu Macierewicza? To też da się uzgodnić w tej egzotycznej koalicji.
Panowie Miller i Kaczyński staną na baczność przed kamerami. I oznajmią, że są sprawy najważniejsze. Bezrobocie. Biedni ludzie. Niedożywione dzieci. Za wysoki wiek emerytalny. Nieopodatkowane supermarkety i banki. I wiele innych.
I że oni tym wszystkim się zajmą. A na sprawy światopoglądowe ogłoszą moratorium. I zostawią następcom. To zresztą też nic nowego. Taką, na przykład, ustawę o związkach partnerskich, Miller zostawia swoim następcom już od lat.
Kto wygra wybory? Zapytajcie Millera. Tusk? Czy Kaczyński? To bez znaczenia - odpowie bez wahania Miller. Kręcąc piruet.