"Donald Tusk wie, że aby choć pomarzyć o dobrym wyniku wyborczym, za każdy głos wyborcy będzie musiał płacić. Przywilejami. Podwyżkami. Świadczeniami. Ulgami. Kiełbasą wyborczą." Gdy mówiłem te słowa w Sejmie, podczas debaty budżetowej w grudniu 2013 roku, panowie Belka i Sienkiewicz byli już "po słowie" w restauracji "Sowa i Przyjaciele". Właśnie wysłuchaliśmy tamtej rozmowy.
Nie każdy śledzi poczynania rządu. Nie każdy emocjonuje się poziomem polskiego długu. Dlatego, jako członek sejmowej Komisji Finansów Publicznych, postaram się wyjaśnić w paru słowach - o co chodzi? Przełożyć rozmowę Belka - Sienkiewicz na polski.
Po sześciu latach rządów PO, budżet państwa jest w opłakanym stanie. Deficyt budżetowy w 2013 roku przekroczył 40 mld złotych. Przekładając to na finanse domowe. Oznacza to, że w ciągu ubiegłego roku zarobiliśmy 12 pensji, a wydaliśmy prawie 14. Te dwie brakujące pensje - to kredyt.
W połowie roku 2013 wszyscy ekonomiści wiedzieli, że rok będzie słaby i rządowi Tuska zabraknie w budżecie dwudziestu paru miliardów złotych. Stąd zapewne ta kolacja (może obiad?) prezesa Belki i ministra Sienkiewicza. W Narodowym Banku Polskim ulokowane są gigantyczne pieniądze. Nasze rezerwy walutowe - wynoszące około 300 miliardów złotych. Statystycznie każdy Polak ma tam "odłożone" 10 tysięcy złotych. Ale te pieniądze są nie do wydania! Stanowią zabezpieczenie spokojnego i bezpiecznego bytu finansowego i ekonomicznego Polski. Pierwszym, który chciał wyciągnąć łapę po tę kasę był Andrzej Lepper. Dostał po łapach. I skończyło się.
Drugim okazał się Donald Tusk. I o dziwo - tym razem prezes NBP - nie powiedział "nie". Z fragmentów ujawnionych rozmów dowiadujemy się o planach skoku na tę gigantyczną kasę. Że trzeba zmienić polskie prawo tak, by bez przeszkód można było z pieniędzy ulokowanych w NBP finansować potrzeby budżetu państwa. Że trzeba zmienić ministra finansów Jana Vincenta Rostowskiego, bo on na taki deal nie pójdzie (chapeau bas - Panie ministrze Rostowski). Że trzeba ograć "pieprzoną" Radę Polityki Pieniężnej (to prezes Belka bierze na siebie). I w końcu trzeba wyznaczyć jakiegoś ministerka finansów. Szczurka. Wtedy wszystko to, czego życzy sobie Donald Tusk, będzie załatwione.
"Ja wtedy mówię premierowi: bardzo dużo jest możliwe". To słowa prezesa Belki - słyszane na nagraniu. Dzięki pomocy NBP, rząd będzie miał przed wyborami pieniądze na wyborczą kiełbasę. PiS przegra. I przez następne 4 lata, Tusk będzie mógł mówić o ciepłej wodzie w kranie. Po nagraniach opublikowanych we Wprost, zamiast ciepłej wody, mamy lodowaty prysznic.
Co dalej? Na razie wszyscy stoimy z rozdziawionymi gębami. Przyznając rację ministrowi Sienkiewiczowi: "żyjemy w teoretycznym państwie". A jak już ochłoniemy - spróbujmy zrobić z Polski Państwo prawdziwe.
Postscriptum: Wpis blogowy ma swoje prawa, więc siłą rzeczy cała opowieść musi być skrótowa. Dla jasności, trzy dodatkowe uwagi:
1) Minister Rostowski w listopadzie 2013 stracił posadę i zastąpił go "techniczny" minister Szczurek. Kto go wskazał? Belka? Jeszcze tego nie wiemy.
2) Zmiany w ustawie o NBP, m. in. ułatwiające NBP skupowanie polskich papierów z pominięciem otwartego rynku, dopiero 2 tygodnie temu zostały przyjęte przez rząd. Skąd taka zwłoka? W międzyczasie rząd zaliczył skuteczny "skok na kasę" zgromadzoną w OFE. Dodatkowe sto kilkadziesiąt miliardów w budżecie dało Tuskowi oddech w finansach państwa.
3) Zdaniem komentatorów, w rozmowie mówi się o przekazywaniu zysku NBP do budżetu (co zresztą miało miejsce w latach poprzedzających rozmowę Belki i Sienkiewicza). Po tamtej rozmowie NBP nie wpłacił do budżetu ani złotówki. Prawda. Ale stało się tak dlatego, że w 2013 roku Narodowy Bank Polski nie wypracował zysku. Nie było więc czego wpłacać.
Po sześciu latach rządów PO, budżet państwa jest w opłakanym stanie. Deficyt budżetowy w 2013 roku przekroczył 40 mld złotych. Przekładając to na finanse domowe. Oznacza to, że w ciągu ubiegłego roku zarobiliśmy 12 pensji, a wydaliśmy prawie 14. Te dwie brakujące pensje - to kredyt.
W połowie roku 2013 wszyscy ekonomiści wiedzieli, że rok będzie słaby i rządowi Tuska zabraknie w budżecie dwudziestu paru miliardów złotych. Stąd zapewne ta kolacja (może obiad?) prezesa Belki i ministra Sienkiewicza. W Narodowym Banku Polskim ulokowane są gigantyczne pieniądze. Nasze rezerwy walutowe - wynoszące około 300 miliardów złotych. Statystycznie każdy Polak ma tam "odłożone" 10 tysięcy złotych. Ale te pieniądze są nie do wydania! Stanowią zabezpieczenie spokojnego i bezpiecznego bytu finansowego i ekonomicznego Polski. Pierwszym, który chciał wyciągnąć łapę po tę kasę był Andrzej Lepper. Dostał po łapach. I skończyło się.
Drugim okazał się Donald Tusk. I o dziwo - tym razem prezes NBP - nie powiedział "nie". Z fragmentów ujawnionych rozmów dowiadujemy się o planach skoku na tę gigantyczną kasę. Że trzeba zmienić polskie prawo tak, by bez przeszkód można było z pieniędzy ulokowanych w NBP finansować potrzeby budżetu państwa. Że trzeba zmienić ministra finansów Jana Vincenta Rostowskiego, bo on na taki deal nie pójdzie (chapeau bas - Panie ministrze Rostowski). Że trzeba ograć "pieprzoną" Radę Polityki Pieniężnej (to prezes Belka bierze na siebie). I w końcu trzeba wyznaczyć jakiegoś ministerka finansów. Szczurka. Wtedy wszystko to, czego życzy sobie Donald Tusk, będzie załatwione.
"Ja wtedy mówię premierowi: bardzo dużo jest możliwe". To słowa prezesa Belki - słyszane na nagraniu. Dzięki pomocy NBP, rząd będzie miał przed wyborami pieniądze na wyborczą kiełbasę. PiS przegra. I przez następne 4 lata, Tusk będzie mógł mówić o ciepłej wodzie w kranie. Po nagraniach opublikowanych we Wprost, zamiast ciepłej wody, mamy lodowaty prysznic.
Co dalej? Na razie wszyscy stoimy z rozdziawionymi gębami. Przyznając rację ministrowi Sienkiewiczowi: "żyjemy w teoretycznym państwie". A jak już ochłoniemy - spróbujmy zrobić z Polski Państwo prawdziwe.
Postscriptum: Wpis blogowy ma swoje prawa, więc siłą rzeczy cała opowieść musi być skrótowa. Dla jasności, trzy dodatkowe uwagi:
1) Minister Rostowski w listopadzie 2013 stracił posadę i zastąpił go "techniczny" minister Szczurek. Kto go wskazał? Belka? Jeszcze tego nie wiemy.
2) Zmiany w ustawie o NBP, m. in. ułatwiające NBP skupowanie polskich papierów z pominięciem otwartego rynku, dopiero 2 tygodnie temu zostały przyjęte przez rząd. Skąd taka zwłoka? W międzyczasie rząd zaliczył skuteczny "skok na kasę" zgromadzoną w OFE. Dodatkowe sto kilkadziesiąt miliardów w budżecie dało Tuskowi oddech w finansach państwa.
3) Zdaniem komentatorów, w rozmowie mówi się o przekazywaniu zysku NBP do budżetu (co zresztą miało miejsce w latach poprzedzających rozmowę Belki i Sienkiewicza). Po tamtej rozmowie NBP nie wpłacił do budżetu ani złotówki. Prawda. Ale stało się tak dlatego, że w 2013 roku Narodowy Bank Polski nie wypracował zysku. Nie było więc czego wpłacać.