Zewsząd słychać głosy oburzenia. Po przekazaniu 16 milionów złotych na budowę Świątyni Opatrzności Bożej. Tymczasem dla Kościoła katolickiego te miliony wyciągnięte z kieszeni podatników, to raptem kilka brzęczących monet rzuconych na kościelną tacę. Co Kościół ma?
Co Kościół ma? Tego nikt w Polsce nie wie. GUS omija ten temat szerokim łukiem. Z wydanej pół roku temu publikacji "Kościół katolicki w Polsce 1991-2011" możemy dowiedzieć się o wszystkich świętych rodem z Polski. O pielgrzymkach przemierzających Polskę wzdłuż i wszerz. Ale na przykład o ilości nieruchomości Kościoła katolickiego? Ani słowa!
Na pytanie o nieruchomości Kościoła w Polsce, zadane ponad rok temu, nie znalazło prostej odpowiedzi Biuro Analiz Sejmowych. Starało się czegoś dowiedzieć od Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji. W tym ministerstwie znajduje się bowiem Departament Wyznań Religijnych oraz Mniejszości Narodowych i Etnicznych. Ale Andrzej Marciniak - zastępca dyrektora departamentu, uprzejmie poinformował Sejm, że: "ministerstwo nie posiada urzędowych danych dotyczących całkowitej powierzchni nieruchomości będących własnością lub w użytkowaniu wieczystym Kościoła katolickiego w Rzeczypospolitej Polskiej".
Ostatnią deską ratunku wydawało się być Ministerstwo Finansów. Wszak każdy, kto ma skrawek ziemi, wie, że płacić trzeba podatek od nieruchomości. A nawet jak ktoś jest z tego podatku zwolniony, to przynajmniej wiadomo z czego jest zwolniony. Ale ta oczywista oczywistość nie dotyczy gruntów kościelnych. Ministerstwo Finansów oświadczyło, że: "nie posiada danych o skali stosowanych zwolnień z podatku od nieruchomości dla kościołów i innych związków wyznaniowych, gdyż kościoły i związki wyznaniowe nie mają obowiązku składania deklaracji o nieruchomościach zwolnionych z podatku..."
I chyba tylko Benicjusz Głębocki czegoś się dowiedział o "bożych gruntach". W publikacji "Nieruchomości gruntowe własności kościelnej i związków wyznaniowych w Polsce" podliczył stan posiadania Kościoła. Wyszło mu, że w roku 2007 było w Polsce ponad 132 tysiące hektarów gruntów kościelnych. Ale tylko nieco ponad 10% z nich - to tereny zurbanizowane. Czyli , można się domyślać, zabudowane kościołami, kaplicami, domami zakonnymi lub będące obszarami cmentarzy. Prawie 90% gruntów kościelnych - to użytki rolne (102 tys. hektarów) oraz lasy i zadrzewienia (12,7 tys. hektarów). Respektuję zasadę rozdziału państwa i kościoła w Polsce, więc nie zamierzam dociekać, jak Kościół realizuje swoją ziemską misję na ponad 100 tysiącach hektarów ziemi rolnej i w lasach o powierzchni 13 tysięcy hektarów. Ale o podliczenie stanu posiadania Kościoła - pokuszę się.
To tylko zgrubne wyliczenie. Byśmy znali skalę bogactwa. Lub biedy? Przyjmijmy średnią cenę 1 hektara użytku rolnego wynoszącą 32,4 tys. zł (dane GUS - 22.09.2014). Z lasem jest trudniej, bo zależy jaki to las i jak stary. Załóżmy średnią cenę - 4 zł za m2. Różnice w cenach działek budowlanych są jeszcze większe. Trudno porównać działkę z kościołem mariackim w centrum Krakowa i wiejską parafię. Biorąc pod uwagę, że działki kościelne położone są raczej w dobrych lokalizacjach - można chyba zaryzykować cenę w przedziale 40-50 zł za m2. Po podliczeniu wszystkich gruntów kościelnych otrzymamy okrągłą liczbę - jedynkę i 10 zer. To 10 miliardów złotych!
Oczywiście każdy ma prawo mieć. Kościół ma prawo do "bożych gruntów" wartych 10 miliardów złotych takie samo jak wielu z nas - będących mniejszymi "właścicielami ziemskimi". Ale jak ktoś wyciąga rękę po ciężko zapracowane pieniądze z naszych podatków - mamy prawo wiedzieć. Czyja to jest ręka? Biedaka?
Na pytanie o nieruchomości Kościoła w Polsce, zadane ponad rok temu, nie znalazło prostej odpowiedzi Biuro Analiz Sejmowych. Starało się czegoś dowiedzieć od Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji. W tym ministerstwie znajduje się bowiem Departament Wyznań Religijnych oraz Mniejszości Narodowych i Etnicznych. Ale Andrzej Marciniak - zastępca dyrektora departamentu, uprzejmie poinformował Sejm, że: "ministerstwo nie posiada urzędowych danych dotyczących całkowitej powierzchni nieruchomości będących własnością lub w użytkowaniu wieczystym Kościoła katolickiego w Rzeczypospolitej Polskiej".
Ostatnią deską ratunku wydawało się być Ministerstwo Finansów. Wszak każdy, kto ma skrawek ziemi, wie, że płacić trzeba podatek od nieruchomości. A nawet jak ktoś jest z tego podatku zwolniony, to przynajmniej wiadomo z czego jest zwolniony. Ale ta oczywista oczywistość nie dotyczy gruntów kościelnych. Ministerstwo Finansów oświadczyło, że: "nie posiada danych o skali stosowanych zwolnień z podatku od nieruchomości dla kościołów i innych związków wyznaniowych, gdyż kościoły i związki wyznaniowe nie mają obowiązku składania deklaracji o nieruchomościach zwolnionych z podatku..."
I chyba tylko Benicjusz Głębocki czegoś się dowiedział o "bożych gruntach". W publikacji "Nieruchomości gruntowe własności kościelnej i związków wyznaniowych w Polsce" podliczył stan posiadania Kościoła. Wyszło mu, że w roku 2007 było w Polsce ponad 132 tysiące hektarów gruntów kościelnych. Ale tylko nieco ponad 10% z nich - to tereny zurbanizowane. Czyli , można się domyślać, zabudowane kościołami, kaplicami, domami zakonnymi lub będące obszarami cmentarzy. Prawie 90% gruntów kościelnych - to użytki rolne (102 tys. hektarów) oraz lasy i zadrzewienia (12,7 tys. hektarów). Respektuję zasadę rozdziału państwa i kościoła w Polsce, więc nie zamierzam dociekać, jak Kościół realizuje swoją ziemską misję na ponad 100 tysiącach hektarów ziemi rolnej i w lasach o powierzchni 13 tysięcy hektarów. Ale o podliczenie stanu posiadania Kościoła - pokuszę się.
To tylko zgrubne wyliczenie. Byśmy znali skalę bogactwa. Lub biedy? Przyjmijmy średnią cenę 1 hektara użytku rolnego wynoszącą 32,4 tys. zł (dane GUS - 22.09.2014). Z lasem jest trudniej, bo zależy jaki to las i jak stary. Załóżmy średnią cenę - 4 zł za m2. Różnice w cenach działek budowlanych są jeszcze większe. Trudno porównać działkę z kościołem mariackim w centrum Krakowa i wiejską parafię. Biorąc pod uwagę, że działki kościelne położone są raczej w dobrych lokalizacjach - można chyba zaryzykować cenę w przedziale 40-50 zł za m2. Po podliczeniu wszystkich gruntów kościelnych otrzymamy okrągłą liczbę - jedynkę i 10 zer. To 10 miliardów złotych!
Oczywiście każdy ma prawo mieć. Kościół ma prawo do "bożych gruntów" wartych 10 miliardów złotych takie samo jak wielu z nas - będących mniejszymi "właścicielami ziemskimi". Ale jak ktoś wyciąga rękę po ciężko zapracowane pieniądze z naszych podatków - mamy prawo wiedzieć. Czyja to jest ręka? Biedaka?