Nie chcę się pastwić nad reprezentacją Holandii, która przez ostatnie kilkanaście lat nie osiągnęła żadnego sukcesu, ale proszę mi wierzyć: trawka to nie wszystko. Pod Grunwaldem też była nierówna murawa, a my potrafiliśmy dokopać Krzyżakom tak, że poszło im w pięty.
Serce się raduje na wieść, że w naszym zwariowanym świecie są jeszcze ludzie sentymentalni, gotowi zaryzykować utratą intratnej posady w imię realizacji młodzieńczych marzeń. Selekcjoner Leo Beenhakker, który zrobił sobie dwutygodniową przerwę w zajmowaniu się piłkarską reprezentacją Polski i wyjechał trenować Feyenoord Rotterdam, tak uzasadnia swoją decyzję: „Mają kłopoty, więc postanowiłem im pomóc. To zawsze był dla mnie wyjątkowy klub. W Rotterdamie się wychowywałem od małego, a na świat przyszedłem w pobliżu stadionu Feyenoordu”.
Sęk w tym, że podobno w kolejce do Beenhakkera ustawiły się kolejne kluby, z którymi wiążą Holendra wspomnienia. Jeden z nich gra na stadionie, w pobliżu którego dorastający Leoś pierwszy raz całował się z dziewczyną, drugi pokonał kiedyś mistrza kraju, zapewniając Leosiowi spektakularną wygraną w totka, a trzeci występuje w koszulkach w ulubionym kolorze Leosia. Jak tak dalej pójdzie, selekcjoner nie zdąży obskoczyć wszystkich klubów przed rozpoczęciem Euro 2008 i w pierwszych meczach finału poprowadzi naszą reprezentację sympatyczny skądinąd duet Bobo Kaczmarek & Darek Dziekanowski.
Oczywiście, tak naprawdę Beenhakker niczym nie ryzykuje, bo PZPN go lubi i nie ma nic przeciwko rozmienianiu się trenera na drobne. Prezes Michał Listkiewicz sam chętnie pojedzie obejrzeć zmagania Feyenoordu, bo przecież Leoś to swój chłop, a poza tym na Zachodzie można się wiele nauczyć.
Nie to, co w Polsce. Sam Leoś wielokrotnie podkreślał, że nasze boiska są w beznadziejnym stanie i że on osobiście nie wyprowadziłby na nie nawet swojego psa, w obawie, że ten zwichnie łapę. Ostatnio Leoś stał się wręcz kimś w rodzaju autorytetu moralnego, wypełniając lukę po Adamie Michniku czy Bronisławie Geremku. „Dotąd tylko gadaliście i pisaliście o braku stadionów i koniecznych zmianach, ale przez dziesięciolecia nic się nie działo. Teraz, chcecie czy nie chcecie, musicie wziąć się do roboty. […] Gdyby nie przyznano wam Euro 2012, pewnie przez następnych 20 lat narzekalibyście na brak boisk, stadionów i zimę, podczas której nie ma gdzie grać” – mówił niedawno selekcjoner. Nie zawahał się przy tym użyć słów „do cholery!”, co miało świadczyć o tym, że jego troska o polski futbol jest naprawdę szczera. Po zaangażowaniu się trenera w pracę z Feyenoordem połowa narodu zadaje sobie jednak pytanie, czy jego wybór nie kłóci się aby z maską profesjonalisty, którą dotąd nosił. Sam Leoś nie widzi problemu i deklaruje, że chce trenować polską reprezentację jeszcze przez wiele lat.
Panie Leoś! Wiem, że leśne dziadki z PZPN nie zwolnią pana, choćby napisał pan sprayem na murze Stadionu Śląskiego „Gupia Polska!”. Mam też świadomość, że gdyby łączył pan pracę z reprezentacją Trynidadu i Tobago z fuchą w Feyenoordzie, nikt poza kilkoma biednymi Murzynami nie zaprzątałby sobie tym głowy. Ale tu jest Polska, środek Europy, a poza tym ojczyzna dwukrotnych srebrnych medalistów Mistrzostw Świata. Dlatego mam dla pana dobrą radę: proszę spakować walizki i na stałe wrócić do Holandii. Minął już prawie rok od objęcia stanowiska selekcjonera, a panu nie chciało się nawet nauczyć naszego języka. Wziąwszy pod uwagę, że tacy Włosi z Palermo nie wpuszczają Radka Matusiaka na boisko, bo nie zna makaronizmów, byliśmy dla pana stanowczo zbyt wyrozumiali. A kiedy już będzie się pan zbierał do podróży, proszę nie zapomnieć o spakowaniu holenderskich muraw z naszych ligowych boisk. Nie chcę się pastwić nad reprezentacją Holandii, która przez ostatnie kilkanaście lat nie osiągnęła żadnego sukcesu, ale proszę mi wierzyć: trawka to nie wszystko. Pod Grunwaldem też była nierówna murawa, a my potrafiliśmy dokopać Krzyżakom tak, że poszło im w pięty. Profesjonalizm – dobra rzecz, ale naprawdę liczy się serce. Wierne i waleczne, a nie takie, które biega po świecie jakby miało biegunkę.
Sęk w tym, że podobno w kolejce do Beenhakkera ustawiły się kolejne kluby, z którymi wiążą Holendra wspomnienia. Jeden z nich gra na stadionie, w pobliżu którego dorastający Leoś pierwszy raz całował się z dziewczyną, drugi pokonał kiedyś mistrza kraju, zapewniając Leosiowi spektakularną wygraną w totka, a trzeci występuje w koszulkach w ulubionym kolorze Leosia. Jak tak dalej pójdzie, selekcjoner nie zdąży obskoczyć wszystkich klubów przed rozpoczęciem Euro 2008 i w pierwszych meczach finału poprowadzi naszą reprezentację sympatyczny skądinąd duet Bobo Kaczmarek & Darek Dziekanowski.
Oczywiście, tak naprawdę Beenhakker niczym nie ryzykuje, bo PZPN go lubi i nie ma nic przeciwko rozmienianiu się trenera na drobne. Prezes Michał Listkiewicz sam chętnie pojedzie obejrzeć zmagania Feyenoordu, bo przecież Leoś to swój chłop, a poza tym na Zachodzie można się wiele nauczyć.
Nie to, co w Polsce. Sam Leoś wielokrotnie podkreślał, że nasze boiska są w beznadziejnym stanie i że on osobiście nie wyprowadziłby na nie nawet swojego psa, w obawie, że ten zwichnie łapę. Ostatnio Leoś stał się wręcz kimś w rodzaju autorytetu moralnego, wypełniając lukę po Adamie Michniku czy Bronisławie Geremku. „Dotąd tylko gadaliście i pisaliście o braku stadionów i koniecznych zmianach, ale przez dziesięciolecia nic się nie działo. Teraz, chcecie czy nie chcecie, musicie wziąć się do roboty. […] Gdyby nie przyznano wam Euro 2012, pewnie przez następnych 20 lat narzekalibyście na brak boisk, stadionów i zimę, podczas której nie ma gdzie grać” – mówił niedawno selekcjoner. Nie zawahał się przy tym użyć słów „do cholery!”, co miało świadczyć o tym, że jego troska o polski futbol jest naprawdę szczera. Po zaangażowaniu się trenera w pracę z Feyenoordem połowa narodu zadaje sobie jednak pytanie, czy jego wybór nie kłóci się aby z maską profesjonalisty, którą dotąd nosił. Sam Leoś nie widzi problemu i deklaruje, że chce trenować polską reprezentację jeszcze przez wiele lat.
Panie Leoś! Wiem, że leśne dziadki z PZPN nie zwolnią pana, choćby napisał pan sprayem na murze Stadionu Śląskiego „Gupia Polska!”. Mam też świadomość, że gdyby łączył pan pracę z reprezentacją Trynidadu i Tobago z fuchą w Feyenoordzie, nikt poza kilkoma biednymi Murzynami nie zaprzątałby sobie tym głowy. Ale tu jest Polska, środek Europy, a poza tym ojczyzna dwukrotnych srebrnych medalistów Mistrzostw Świata. Dlatego mam dla pana dobrą radę: proszę spakować walizki i na stałe wrócić do Holandii. Minął już prawie rok od objęcia stanowiska selekcjonera, a panu nie chciało się nawet nauczyć naszego języka. Wziąwszy pod uwagę, że tacy Włosi z Palermo nie wpuszczają Radka Matusiaka na boisko, bo nie zna makaronizmów, byliśmy dla pana stanowczo zbyt wyrozumiali. A kiedy już będzie się pan zbierał do podróży, proszę nie zapomnieć o spakowaniu holenderskich muraw z naszych ligowych boisk. Nie chcę się pastwić nad reprezentacją Holandii, która przez ostatnie kilkanaście lat nie osiągnęła żadnego sukcesu, ale proszę mi wierzyć: trawka to nie wszystko. Pod Grunwaldem też była nierówna murawa, a my potrafiliśmy dokopać Krzyżakom tak, że poszło im w pięty. Profesjonalizm – dobra rzecz, ale naprawdę liczy się serce. Wierne i waleczne, a nie takie, które biega po świecie jakby miało biegunkę.