Polski emigrant Roman P. został zatrzymany przez policję w Szwajcarii. W 1977 r. mężczyzna był oskarżony przez amerykański sąd o czyn pedofilski – zgwałcenie 13-letniej dziewczynki. Rok później wydano nakaz aresztowania. Od tego czasu P. skutecznie ukrywał się przed policją. Do wczoraj.
Obrońcom Romana Polańskiego radzę się zastanowić, jaka byłaby ich reakcja na tak sformułowaną informację prasową. Czy równie ochoczo stanęliby w obronie anonimowego Romana P. jak czynią to w przypadku znanego reżysera? Czy też odczuliby satysfakcję z triumfu wymiaru sprawiedliwości?
Kazimierz Kutz broniąc Polańskiego, zauważa, że w środku jest on rozdygotanym chłopcem, świat jego emocji jest niepoukładany. To prawda odnosząca się do większości artystów. Tyle że czynienie z niej argumentu obrony jest absurdalne.
Nie ulega wątpliwości, że jeśli zasługi dla kultury zdejmowałyby z człowieka czy choćby ograniczały jego odpowiedzialność za własne czyny, każdy artysta miałby na sumieniu niejedną zbrodnię. Błogosławieństwem dla nas – zdziecinniałych nadwrażliwców – jest fakt, że podlegamy tym samym prawom, co reszta społeczeństwa. To „dura lex, sed lex” chroni „zwykłych ludzi” przed naszą pychą, egoizmem, chorą wyobraźnią.
Jaką pogardę dla owych „zwykłych ludzi” trzeba mieć, żeby traktować ich jak oprawców, a samych siebie przedstawiać jako sprowokowanych geniuszy, którzy przeżyli chwilę słabości?
Kazimierz Kutz broniąc Polańskiego, zauważa, że w środku jest on rozdygotanym chłopcem, świat jego emocji jest niepoukładany. To prawda odnosząca się do większości artystów. Tyle że czynienie z niej argumentu obrony jest absurdalne.
Nie ulega wątpliwości, że jeśli zasługi dla kultury zdejmowałyby z człowieka czy choćby ograniczały jego odpowiedzialność za własne czyny, każdy artysta miałby na sumieniu niejedną zbrodnię. Błogosławieństwem dla nas – zdziecinniałych nadwrażliwców – jest fakt, że podlegamy tym samym prawom, co reszta społeczeństwa. To „dura lex, sed lex” chroni „zwykłych ludzi” przed naszą pychą, egoizmem, chorą wyobraźnią.
Jaką pogardę dla owych „zwykłych ludzi” trzeba mieć, żeby traktować ich jak oprawców, a samych siebie przedstawiać jako sprowokowanych geniuszy, którzy przeżyli chwilę słabości?