Pomyślcie tylko, ile nowych czynów korupcyjnych wyszłoby na jaw, gdyby agent Tomek uwodził swoje ofiary, powiedzmy, „na Miłosza”, a nie tylko „na Osiecką”.
Niedawno, po wielu miesiącach lekturowej przerwy, postanowiłem sprawdzić, co się dzieje w polskiej poezji. – Daj spokój – usłyszałem od aktywnych twórczo kolegów po klawiaturze. – Nie ma już nic. Wydawnictwa przestały publikować książki poetyckie, bo nikt nie był nimi zainteresowany.
Nie uwierzyłem. Udałem się do najbliższego empiku z zamiarem odnalezienia tzw. półki z poezją. Okazało się, że półka z poezją, owszem, jest, tyle że stoją na niej dzieła Krzysztofa Daukszewicza, Stana Borysa i Agnieszki Osieckiej. Oraz zbiory aforyzmów, głównie o tematyce erotycznej. Natychmiast przypomniała mi się scena z komedii „Kogel mogel”, w której pani z miasta pyta właścicielkę gospodarstwa agroturystycznego, czy w domu jest toaleta. – Jest, a jakże, a co ma nie być – odpowiada gospodyni i prowadzi wczasowiczkę do zagraconego pomieszczenia z nieczynnym węzłem sanitarnym.
Podobną rolę odgrywa półka z poezją w empiku. Jest po to, żeby ludzie nie myśleli, że to byle jaki salon, którego nie stać na taką półkę. Ale aby kupić wartościowy tom wierszy, i tak trzeba pobiec do wychodka, czyli do komputera, i złożyć zamówienie przez internet w niszowej oficynie.
Oczywiście rozumiem, że poezja słabo się sprzedaje. Pewnie ma rację niemiecki poeta Hans Magnus Enzensberger, który twierdzi, że w każdym kraju ilość osób zainteresowanych poezją jest stała i wynosi plus minus 1354. Nie zmienia to faktu, że dyrekcja empiku powinna ze szczególnym pietyzmem dobierać książki do ekspozycji na półce z poezją. Nieliczni miłośnicy wierszy mieliby dzięki temu mniejsze poczucie wyobcowania. A i agent Tomek z CBA, który przed akcją z pewnością robi zakupy w empiku, miałby większe możliwości operacyjne. Pomyślcie tylko, ile nowych czynów korupcyjnych wyszłoby na jaw, gdyby uwodził swoje ofiary, powiedzmy, „na Miłosza”, a nie tylko „na Osiecką”. Inna sprawa, że Grześ, Zbych i Miro nawet na taki haczyk by się nie złapali, bo – jak przystało na grube ryby polityki i biznesu – korzystają tylko z jednej książki. Adresowej w telefonie komórkowym.
Nie uwierzyłem. Udałem się do najbliższego empiku z zamiarem odnalezienia tzw. półki z poezją. Okazało się, że półka z poezją, owszem, jest, tyle że stoją na niej dzieła Krzysztofa Daukszewicza, Stana Borysa i Agnieszki Osieckiej. Oraz zbiory aforyzmów, głównie o tematyce erotycznej. Natychmiast przypomniała mi się scena z komedii „Kogel mogel”, w której pani z miasta pyta właścicielkę gospodarstwa agroturystycznego, czy w domu jest toaleta. – Jest, a jakże, a co ma nie być – odpowiada gospodyni i prowadzi wczasowiczkę do zagraconego pomieszczenia z nieczynnym węzłem sanitarnym.
Podobną rolę odgrywa półka z poezją w empiku. Jest po to, żeby ludzie nie myśleli, że to byle jaki salon, którego nie stać na taką półkę. Ale aby kupić wartościowy tom wierszy, i tak trzeba pobiec do wychodka, czyli do komputera, i złożyć zamówienie przez internet w niszowej oficynie.
Oczywiście rozumiem, że poezja słabo się sprzedaje. Pewnie ma rację niemiecki poeta Hans Magnus Enzensberger, który twierdzi, że w każdym kraju ilość osób zainteresowanych poezją jest stała i wynosi plus minus 1354. Nie zmienia to faktu, że dyrekcja empiku powinna ze szczególnym pietyzmem dobierać książki do ekspozycji na półce z poezją. Nieliczni miłośnicy wierszy mieliby dzięki temu mniejsze poczucie wyobcowania. A i agent Tomek z CBA, który przed akcją z pewnością robi zakupy w empiku, miałby większe możliwości operacyjne. Pomyślcie tylko, ile nowych czynów korupcyjnych wyszłoby na jaw, gdyby uwodził swoje ofiary, powiedzmy, „na Miłosza”, a nie tylko „na Osiecką”. Inna sprawa, że Grześ, Zbych i Miro nawet na taki haczyk by się nie złapali, bo – jak przystało na grube ryby polityki i biznesu – korzystają tylko z jednej książki. Adresowej w telefonie komórkowym.