I bardzo dobrze. Poprzedni system był fatalny, szczególnie, gdy inna koalicja rządziła w kraju, a inna w Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji. Propaganda, której kierunki określają zawsze tzw. narady redakcyjne, nie powinna być anonimowa, a tym bardziej stroić się w fałszywe szaty neutralnego obiektywizmu. Od upadku komunizmu przekaz medialny służył propagandzie określonych sił politycznych, czasem pro, a czasem przeciwrządowych. Można to łatwo prześledzić i zidentyfikować.
Dokonana przez partię rządząca zmiana niesie wiele skutków. Oczywistym jest podnoszona przez NYT kwestia licznych odejść. Jakość tych, którzy odchodzą pozwoli nam ocenić, czy odchodzą propagandyści poprzedniego rządu, co byłoby zrozumiałe, czy też osoby, które w tamtej nie uczestniczyły, a nie godzą się uczestniczyć w obecnej propagandzie. Należy pilnie śledzić.
Zmiana w publicznych mediach powinna mieć swój logiczny ciąg dalszy, jakim jest odseparowanie programów informacyjnych rządu od programów realizujących tzw. misję telewizji publicznej (edukacja, historia, kultura itd..). Programy propagandowe rządu nie powinny korzystać z wpływów z reklamy. Zresztą finansowanie publicznych mediów powinno być uczciwe: albo korzystają z wpływów z reklam, albo są finansowane z podatków. Hybryda pozwalająca na oba źródełka jest szkodliwym rozwiązaniem.
Nareszcie naród będzie wiedział, kto osobiście odpowiada za linię propagandową rządu. I nikt nie będzie miał wątpliwości, że narracja w nadawanych przez rząd wiadomościach jest narracją rządu, a nie spreparowanych „autorytetów”.
Władza jednak musi pamiętać, że po przegranych wyborach zabawki propagandowe (przepraszam: instrumenty) wpadną w ręce przeciwników. Chyba, że obóz większości parlamentarno - komitetowej kieruje się programem Gomułki: „władzy raz zdobytej nie oddamy nigdy”. I ten program zrealizuje.
Przeprowadzone zmiany obnażyły słabość konstytucji. Przepisy dotyczące Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji (art.213-215 konstytucji) nie przewidziały mechanizmów gwarantujących temu organowi możliwości „stania na straży interesu publicznego w radiofonii i telewizji”. W każdym razie jeśli chodzi o przekształcenie telewizji publicznej w telewizję rządową przy pomocy zwykłej ustawy.
W końcu liczyć się będzie smak tej propagandy. Już wiele lat temu przestałem oglądać telewizję, w szczególności publiczną. Poza kwestią ramówki, która prześcigała się w jarmarcznych quizach i była przerywana zawsze zbyt głośną i nieokreśloną czasowo reklamą, przesądziła kwestia właśnie parcianej propagandy. W dodatku miałem płacić za to, że władza chce mi coś zakomunikować albo przedstawić.
Jeśli propaganda będzie nazbyt parciana, obywatelowi pozostanie „wyjść skrzywić się wycedzić szyderstwo”.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.