Jesteśmy świadkami bitwy o Trybunał Konstytucyjny. Smutnej i bezwzględnej. I chyba nieuchronnej.
Współczesne systemy prawne odchodząc od obiektywnej podstawy obowiązywania prawa jaką było prawo naturalne i budowana w oparciu o nie aksjologia doszły do formalnej miary obowiązywania prawa, jaką jest wyrażona w ustalonej procedurze wola większości.
Nawet tak ustalone prawo poddano jednak tzw. kontroli konstytucyjnej. W większości państw jak u nas powołano stosowny trybunał uprawniony do orzekania o zgodności określonego prawa z ustawa zasadniczą, czyli konstytucją.
Okazało się jednak, że rozstrzygnięcia sądów konstytucyjnych zależą nie tyle od treści konstytucji, ile od poglądów podzielanych przez większość składu orzekającego. I tak niedawno byliśmy świadkami rewolucji w USA, gdzie Barak Obama obsadzając uwolnione w Sądzie Najwyższym stanowiska sędziami o poglądach liberalnych doprowadził do takiej interpretacji konstytucji, która pozwala na legalizację związków jednopłciowych na równi z małżeństwami. Prawo staje się znów w rękach klasy panującej narzędziem do zmiany stosunków społecznych.
Sądy konstytucyjne w swoich rozstrzygnięciach wkraczają na pole władzy ustawodawczej i swoimi orzeczeniami tworzą nowy stan prawny. To poddaje w wątpliwość zasadę podziału władzy.
Większość sejmowa poprzedniej kadencji chciała taką przewagę sobie stworzyć albo zapewnić i nadużyła prawa powołując dwóch sędziów przed czasem. Nowa większość sejmowa korzysta z okazji i walczy tą samą bronią, której użyli poprzednicy, unieważnia wybór nie dwóch, ale pięciu sędziów. Ale skoro może uchwalić, że wybory sędziów były nieważne, to jakie jeszcze wybory i decyzje można unieważnić? Gdzie i kto postawi granicę takich unieważnień?
Prawo i jego instytucje kształtują obywateli, pełnią rolę wychowawczą. Jaki będzie autorytet prawa, na którego straży stał będzie Trybunał Konstytucyjny po zakończonej bitwie? A może wyroki Trybunału, który nie jest po naszej stronie, będziemy unieważniać? To może niech Trybunał Konstytucyjny będzie Trzecią Izbą, wybieraną w wyborach, skoro jego rozstrzygnięcia mają polityczne znaczenie, a walka o obsadę jest walką politycznych partii? Będzie to zdrowsze niż udawanie, że ideolodzy w tytułami naukowymi z zakresu prawa lub bez takich tytułów są niezależni, neutralni i nie realizują ideologicznych założeń inżynierii społecznej.
Każdej władzy grozi przekonanie o nieomylności. Dlatego cywilizacja łacińska dopracowała się zasady podziału władzy, za Lockiem i Monteskiuszem dzielonych na ustawodawczą, wykonawczą i sądową. Władze te zostały rozdzielone po to, aby się wzajemnie powstrzymywały. Taki system hamulców i równoważenia się poszczególnych organów państwa (checks and balances), uniemożliwiający dominację któregoś z nich nad pozostałymi, wpisano w konstytucję USA, a problem neutralności Sądu Konstytucyjnego nie został rozwiązany.
Niezależnie od wyniku bitwy chciałbym, żeby Trybunał Konstytucyjny miał odwagę i siłę sprzeciwić się władzy ustawodawczej, jeśli stanowione przez nią prawa okażą się niesprawiedliwe. Gdy władza ta nie będzie po naszej stronie.
Nawet tak ustalone prawo poddano jednak tzw. kontroli konstytucyjnej. W większości państw jak u nas powołano stosowny trybunał uprawniony do orzekania o zgodności określonego prawa z ustawa zasadniczą, czyli konstytucją.
Okazało się jednak, że rozstrzygnięcia sądów konstytucyjnych zależą nie tyle od treści konstytucji, ile od poglądów podzielanych przez większość składu orzekającego. I tak niedawno byliśmy świadkami rewolucji w USA, gdzie Barak Obama obsadzając uwolnione w Sądzie Najwyższym stanowiska sędziami o poglądach liberalnych doprowadził do takiej interpretacji konstytucji, która pozwala na legalizację związków jednopłciowych na równi z małżeństwami. Prawo staje się znów w rękach klasy panującej narzędziem do zmiany stosunków społecznych.
Sądy konstytucyjne w swoich rozstrzygnięciach wkraczają na pole władzy ustawodawczej i swoimi orzeczeniami tworzą nowy stan prawny. To poddaje w wątpliwość zasadę podziału władzy.
Większość sejmowa poprzedniej kadencji chciała taką przewagę sobie stworzyć albo zapewnić i nadużyła prawa powołując dwóch sędziów przed czasem. Nowa większość sejmowa korzysta z okazji i walczy tą samą bronią, której użyli poprzednicy, unieważnia wybór nie dwóch, ale pięciu sędziów. Ale skoro może uchwalić, że wybory sędziów były nieważne, to jakie jeszcze wybory i decyzje można unieważnić? Gdzie i kto postawi granicę takich unieważnień?
Prawo i jego instytucje kształtują obywateli, pełnią rolę wychowawczą. Jaki będzie autorytet prawa, na którego straży stał będzie Trybunał Konstytucyjny po zakończonej bitwie? A może wyroki Trybunału, który nie jest po naszej stronie, będziemy unieważniać? To może niech Trybunał Konstytucyjny będzie Trzecią Izbą, wybieraną w wyborach, skoro jego rozstrzygnięcia mają polityczne znaczenie, a walka o obsadę jest walką politycznych partii? Będzie to zdrowsze niż udawanie, że ideolodzy w tytułami naukowymi z zakresu prawa lub bez takich tytułów są niezależni, neutralni i nie realizują ideologicznych założeń inżynierii społecznej.
Każdej władzy grozi przekonanie o nieomylności. Dlatego cywilizacja łacińska dopracowała się zasady podziału władzy, za Lockiem i Monteskiuszem dzielonych na ustawodawczą, wykonawczą i sądową. Władze te zostały rozdzielone po to, aby się wzajemnie powstrzymywały. Taki system hamulców i równoważenia się poszczególnych organów państwa (checks and balances), uniemożliwiający dominację któregoś z nich nad pozostałymi, wpisano w konstytucję USA, a problem neutralności Sądu Konstytucyjnego nie został rozwiązany.
Niezależnie od wyniku bitwy chciałbym, żeby Trybunał Konstytucyjny miał odwagę i siłę sprzeciwić się władzy ustawodawczej, jeśli stanowione przez nią prawa okażą się niesprawiedliwe. Gdy władza ta nie będzie po naszej stronie.