Deficyt budżetowy. Magiczne słowa i klucz sukcesu polityków. Zaklęcie, za pomocą którego polityczni szarlatani tumanią nas. Obiecują zapewnić szczęście, ale szczęście to trzeba drogo kupić.
Poprzednicy wszystko wydali i narobili długów w kasie państwowej. Te długi trzeba spłacić. Więc uchwali się budżet, czyli plan wydatków państwowej kasy. W planie wpisze się, że trzeba pożyczyć odpowiednio w stosunku do obietnic i rozrzutności władzy wielką kwotę pieniędzy. A spłata? Nieważne. Ważne jest to, żebyśmy ich wybrali i wierzyli, że realizują swoje obietnice. Dla naszego szczęścia. Za pieniądze, które w przyszłości my, Naród, będziemy musieli spłacić.
To wielki oszustwo trwa i jest powielane przez kolejne rządy. Kiedy w Polsce upadał komunizm martwiliśmy się, że zostawili Polskę z ogromnymi zaciągniętymi w zachodnich bankach długami. Nie mieliśmy odwagi powiedzieć bankierom, że nie spłacimy pożyczek udzielonych moskiewskim marionetkom. W roku 1990 dług publiczny wynosił 49 mld dolarów i 5 mld złotych. Dziś wynosi … 780 miliardów złotych, a ta kwota i tak została za rządów premiera Tuska zmanipulowana przez skok na kasę Otwartych Funduszy Emerytalnych i umorzenie rządowych obligacji na kwotę 150 mld złotych (bez skoku dług wynosiłby 930 mld). Dlaczego politycy opozycji nie krzyczą, że dług państwowej kasy wzrósł od 1990 r. między 16 a 19 razy?! Bo sami przykładali do tego rękę, a jak ich wybierzemy, sami za kolejną podwyżkę deficytu budżetowego dostarczą nam obiecanego w kampanii wyborczej szczęścia. Na rachunek nasz i naszych synów.
Współczesny system konstytucyjny i parlamentarny powstał z konieczności uzyskania przez władzę (króla) zgody rządzonych na zadłużenie państwowej kasy. W zamian za zgodę przedstawicieli narodu na określone podatki król zobowiązywał się przestrzegać ustalonych praw. A kiedy powstała potrzeba (wojna, klęska) zgromadzenie przedstawicieli narodu zbierało się, aby wyrazić zgodę na pobranie określonej wielkości podatku. Tak było w Anglii za Jana Bez Ziemi (1215 Magna Charta Libertatum), we Francji za Filipa Pięknego (1302 Stany Generalne), w Małopolsce za Władysława III Laskonogiego Polsce (1228 przywilej z Cieni), w Polsce za Ludwika Węgierskiego (1374 przywilej koszycki).
A dziś? W konstytucji jedynym ograniczeniem samowoli władzy, która jest jednocześnie wykonawczą i ustawodawczą (królem i parlamentem) jest ustęp 5 w art. 216: „Nie wolno zaciągać pożyczek lub udzielać gwarancji i poręczeń finansowych, w następstwie których państwowy dług publiczny przekroczy 3/5 wartości rocznego produktu krajowego brutto”.
Dla jasności. Produkt krajowy brutto w roku 2014 to 1724,7 mld złotych. Na rok 2015 szacowany był na 1771,2 mld zł. Konstytucyjne 3/5 tej kwoty to 1062,7 mld złotych (bilion złotych z okładem!) To dlatego potrzebny był skok na OFE, bo rząd doszedłby do konstytucyjnej granicy zadłużenia, a tu idą wybory, i trzeba płacić za wyborczą kiełbasę.
Ale żeby szarlatanom było łatwiej, na końcu wpisano że „Sposób obliczania wartości rocznego produktu krajowego brutto oraz państwowego długu publicznego określa ustawa”. Zajrzyjmy. Ustawa z 2000 r o sposobie obliczania wartości rocznego produktu krajowego brutto określa sposoby obliczania, które polegają na oszacowaniu (art.2) tych tajemniczych i elastycznych liczb. Niezależnie od ich elastyczności jest to ustawa zwykła, która pozwala większości rządowej dość swobodnie powiększyć w razie potrzeby konstytucyjną granicę zadłużania państwa.
Rządy pana Tuska i pani Kopacz zwiększyły państwowy dług publiczny o 280 mld złotych w ciągu 8 lat. To daje średnio 70 miliardów rocznie. Każdego roku rząd zadłużył każdego z obywateli na dodatkowe 2000 złotych, przez 8 lat na 16 tys. złotych, pozostawiając nie spłacony dotychczasowy dług. A przecież nie było wojny ani innej ostatecznej potrzeby.
Dlatego słuszne jest pytanie, która pan Kukiz postawił w Sejmie większości rządowej w trakcie debaty nad budżetem na rok 2016: „Po co w ogóle chcecie zwiększać wydatki budżetowe?”
Dyskutujemy o zmianach w konstytucji. Trzeba pozbawić szarlatanów możliwości mamienia obywateli obietnicami, na które w imieniu omamianych zaciągają niespłacalne długi. Długi, które może kupić bogaty szejk albo posłuszny junkier. Konstytucja musi uniemożliwić takie zadłużanie Polski. Jeśli rząd potrzebuje wydać więcej niż dostaje, niech wniesie projekt specjalnego podatku i uzyska na to zgodę przedstawicieli Narodu. Każdy będzie wiedział, na co te podatki, i ile. Prawo pozwalające rządowi w niejasny sposób i bez uzasadnionej przyczyny zaciągać w imieniu naszego państwa dług w wysokości biliona złotych jest złe. Królowie w średniowieczu nie mieli takiej władzy. A gdyby bez zgody rządzonych zechcieli takie podatki pobierać, zostaliby pozbawieni władzy, a może i życia.
Politycy zamiast powiększać deficyt budżetowy, żeby nam zrobić dobrze, powinni nam zrobić dobrze i deficyt zlikwidować.
To wielki oszustwo trwa i jest powielane przez kolejne rządy. Kiedy w Polsce upadał komunizm martwiliśmy się, że zostawili Polskę z ogromnymi zaciągniętymi w zachodnich bankach długami. Nie mieliśmy odwagi powiedzieć bankierom, że nie spłacimy pożyczek udzielonych moskiewskim marionetkom. W roku 1990 dług publiczny wynosił 49 mld dolarów i 5 mld złotych. Dziś wynosi … 780 miliardów złotych, a ta kwota i tak została za rządów premiera Tuska zmanipulowana przez skok na kasę Otwartych Funduszy Emerytalnych i umorzenie rządowych obligacji na kwotę 150 mld złotych (bez skoku dług wynosiłby 930 mld). Dlaczego politycy opozycji nie krzyczą, że dług państwowej kasy wzrósł od 1990 r. między 16 a 19 razy?! Bo sami przykładali do tego rękę, a jak ich wybierzemy, sami za kolejną podwyżkę deficytu budżetowego dostarczą nam obiecanego w kampanii wyborczej szczęścia. Na rachunek nasz i naszych synów.
Współczesny system konstytucyjny i parlamentarny powstał z konieczności uzyskania przez władzę (króla) zgody rządzonych na zadłużenie państwowej kasy. W zamian za zgodę przedstawicieli narodu na określone podatki król zobowiązywał się przestrzegać ustalonych praw. A kiedy powstała potrzeba (wojna, klęska) zgromadzenie przedstawicieli narodu zbierało się, aby wyrazić zgodę na pobranie określonej wielkości podatku. Tak było w Anglii za Jana Bez Ziemi (1215 Magna Charta Libertatum), we Francji za Filipa Pięknego (1302 Stany Generalne), w Małopolsce za Władysława III Laskonogiego Polsce (1228 przywilej z Cieni), w Polsce za Ludwika Węgierskiego (1374 przywilej koszycki).
A dziś? W konstytucji jedynym ograniczeniem samowoli władzy, która jest jednocześnie wykonawczą i ustawodawczą (królem i parlamentem) jest ustęp 5 w art. 216: „Nie wolno zaciągać pożyczek lub udzielać gwarancji i poręczeń finansowych, w następstwie których państwowy dług publiczny przekroczy 3/5 wartości rocznego produktu krajowego brutto”.
Dla jasności. Produkt krajowy brutto w roku 2014 to 1724,7 mld złotych. Na rok 2015 szacowany był na 1771,2 mld zł. Konstytucyjne 3/5 tej kwoty to 1062,7 mld złotych (bilion złotych z okładem!) To dlatego potrzebny był skok na OFE, bo rząd doszedłby do konstytucyjnej granicy zadłużenia, a tu idą wybory, i trzeba płacić za wyborczą kiełbasę.
Ale żeby szarlatanom było łatwiej, na końcu wpisano że „Sposób obliczania wartości rocznego produktu krajowego brutto oraz państwowego długu publicznego określa ustawa”. Zajrzyjmy. Ustawa z 2000 r o sposobie obliczania wartości rocznego produktu krajowego brutto określa sposoby obliczania, które polegają na oszacowaniu (art.2) tych tajemniczych i elastycznych liczb. Niezależnie od ich elastyczności jest to ustawa zwykła, która pozwala większości rządowej dość swobodnie powiększyć w razie potrzeby konstytucyjną granicę zadłużania państwa.
Rządy pana Tuska i pani Kopacz zwiększyły państwowy dług publiczny o 280 mld złotych w ciągu 8 lat. To daje średnio 70 miliardów rocznie. Każdego roku rząd zadłużył każdego z obywateli na dodatkowe 2000 złotych, przez 8 lat na 16 tys. złotych, pozostawiając nie spłacony dotychczasowy dług. A przecież nie było wojny ani innej ostatecznej potrzeby.
Dlatego słuszne jest pytanie, która pan Kukiz postawił w Sejmie większości rządowej w trakcie debaty nad budżetem na rok 2016: „Po co w ogóle chcecie zwiększać wydatki budżetowe?”
Dyskutujemy o zmianach w konstytucji. Trzeba pozbawić szarlatanów możliwości mamienia obywateli obietnicami, na które w imieniu omamianych zaciągają niespłacalne długi. Długi, które może kupić bogaty szejk albo posłuszny junkier. Konstytucja musi uniemożliwić takie zadłużanie Polski. Jeśli rząd potrzebuje wydać więcej niż dostaje, niech wniesie projekt specjalnego podatku i uzyska na to zgodę przedstawicieli Narodu. Każdy będzie wiedział, na co te podatki, i ile. Prawo pozwalające rządowi w niejasny sposób i bez uzasadnionej przyczyny zaciągać w imieniu naszego państwa dług w wysokości biliona złotych jest złe. Królowie w średniowieczu nie mieli takiej władzy. A gdyby bez zgody rządzonych zechcieli takie podatki pobierać, zostaliby pozbawieni władzy, a może i życia.
Politycy zamiast powiększać deficyt budżetowy, żeby nam zrobić dobrze, powinni nam zrobić dobrze i deficyt zlikwidować.