Każdy z nas może coś zrobić, by ochronić środowisko i zapobiec katastrofalnemu ociepleniu klimatu – przekonują eksperci podczas konferencji na Bali. Jedyny problemem polega na tym, że dla każdego z nas jest to dość kłopotliwe. Jeżeli poważnie myślimy o uratowaniu Ziemi nie powinniśmy się rozwodzić. Z kolei osoby samotne jak najszybciej powinny znaleźć sobie partnera. Z badań specjalistów z University of Michigan wynika, że nic tak nie jest antyekologiczne, jak życie w pojedynkę. Single mieszkają osobno, dlatego w większym stopniu przyczyniają się do emisji dwutlenku węgla, w przeliczeniu na jednego mieszkańca zużywają też więcej energii. Przykładem są amerykańscy rozwodnicy - wydają o 46 proc. więcej pieniędzy na wodę i o 56 proc. więcej płacą z prąd.
Wychodząc z tego założenia należałoby dobrowolnie zrezygnować z posiadania dzieci. Nie dość, że są dodatkowym wydatkiem, to jeszcze zaśmiecają środowisko. Takie zresztą są hasła radykalnych organizacji ekologicznych, takich jak The Voluntary Human Extinction Movement (Ruch Dobrowolnego Zakończenia Rasy Ludzkiej). To typowy przykład pożerania własnego ogona. Nasza rasa równie dobrze może się skończyć, gdy nie uda się nam zapobiec katastrofie ekologicznej.
Niestety, dla uratowania ludzkości nie wystarczy żyć w zgodnie z partnerem. Trzeba też zmienić dietę, najlepiej na wegetariańską. Hodowla zwierząt bardziej przyczynia się do ocieplenia klimatu niż spalanie paliw kopalnych. Codziennie 1,5 mld sztuk bydła emituje do atmosfery 300 mld l metanu, który również jest gazem cieplarnianym. Liczony jednostkowo jest on bardziej szkodliwy niż CO2 (jedna molekuła metanu ma 23 razy większy wpływ na efekt cieplarniany niż CO2).
To nie wszystko. Jeszcze bardziej przyczyniamy się do katastrofy klimatycznej, gdy kupujemy żywność ekologiczną. Wprawdzie do jej produkcji nie wolno stosować nawozów sztucznych, mimo to bardziej szkodzi środowisku niż żywność tradycyjna. Produkty organiczne są energochłonne, w dodatku muszą być transportowane z odległych rejonów, na przykład z Nowej Zelandii do Europy. Jedyne co nas może jeszcze uratować to odrobina zdrowego rozsądku.
Wychodząc z tego założenia należałoby dobrowolnie zrezygnować z posiadania dzieci. Nie dość, że są dodatkowym wydatkiem, to jeszcze zaśmiecają środowisko. Takie zresztą są hasła radykalnych organizacji ekologicznych, takich jak The Voluntary Human Extinction Movement (Ruch Dobrowolnego Zakończenia Rasy Ludzkiej). To typowy przykład pożerania własnego ogona. Nasza rasa równie dobrze może się skończyć, gdy nie uda się nam zapobiec katastrofie ekologicznej.
Niestety, dla uratowania ludzkości nie wystarczy żyć w zgodnie z partnerem. Trzeba też zmienić dietę, najlepiej na wegetariańską. Hodowla zwierząt bardziej przyczynia się do ocieplenia klimatu niż spalanie paliw kopalnych. Codziennie 1,5 mld sztuk bydła emituje do atmosfery 300 mld l metanu, który również jest gazem cieplarnianym. Liczony jednostkowo jest on bardziej szkodliwy niż CO2 (jedna molekuła metanu ma 23 razy większy wpływ na efekt cieplarniany niż CO2).
To nie wszystko. Jeszcze bardziej przyczyniamy się do katastrofy klimatycznej, gdy kupujemy żywność ekologiczną. Wprawdzie do jej produkcji nie wolno stosować nawozów sztucznych, mimo to bardziej szkodzi środowisku niż żywność tradycyjna. Produkty organiczne są energochłonne, w dodatku muszą być transportowane z odległych rejonów, na przykład z Nowej Zelandii do Europy. Jedyne co nas może jeszcze uratować to odrobina zdrowego rozsądku.