Milion podpisów, które przynieśli do Sejmu zwolennicy referendum w sprawie edukacji sześciolatków wyląduje w koszu na śmieci. Referendum nie będzie, bo po pięciu latach wahań i ustępstw premier postanowił być twardy i wysłać sześciolatki do szkoły. Ma większość w Sejmie, więc wyśle. Zrobi to z przekonaniem, że ciemnemu ludowi czasem na siłę trzeba nieść kaganek oświaty. Z przekonaniem, które stało się gwoździem do trumny niejednego rządu.
Ta reforma powinna zostać opisana w książkach dla tych, którzy chcą rządzić. Bo to przykład najlepszy tego , jak rządzić nie można. Jak pomysł jednego ministra, niedoceniony przez premiera zaczyna budzić protest, którego się nikt nie przewidział. Jak spóźniony w reakcji premier próbuje ten protest uspokajać odwlekając reformę i dając najpierw nadzieję, a później prawie pewność, ze zmian nie będzie. Jak pełzająca i cofająca się reforma paraliżuje system edukacji od przedszkoli, które nie wiedzą co w kolejnym roku z sześciolatkami, przez szkoły, które nie mają pojęcia ile klas pierwszych tworzyć , gminy, którym sypią się budżety przez inwestycje w szkoły dla sześciolatków, które zostają w przedszkolach. Te pięć lat „sześciolatkowej huśtawki” to lata demontażu wczesnoszkolnej edukacji w Polsce. Robienia wody z mózgów milionów rodziców, którzy nie wiedzą jak planować edukację swoich dzieci. Z punktu widzenia „politycznej kuchni” wystarczający czas, by z grupki przeciwników reformy wyhodować zgraną armię, która pójdzie na edukacyjną wojnę z rządem.
Armia się zebrała. Liczy milion najaktywniejszych. Pewnie ze trzy razy tyle przychylnych. Chce referendum. Sięga po kolejny (po obywatelskim projekcie ustawy) przewidziany w konstytucji argument. Nie rzuca butelkami z benzyną. Nie podpala Kancelarii Premiera. Nawet nie strajkuje. Po prostu czyta prawo. I z niego korzysta. Tym samym budzi sympatię i szacunek obserwatorów – że obywatelsko, że demokratycznie, że niepartyjnie ( choć rząd by ich chętnie do PiS zapisał) no i, że w obronie dzieci. Czyli budzi uczucia dokładnie odwrotne niż rząd, który w swej misji niesienia kaganka, a może zwykłej arogancji władzy, kompletnie stracił umiejętność słuchania społecznych nastrojów i rozmowy z własnymi obywatelami. Tego obrazu nic już nie zmieni. Nawet gdyby rząd wpompował ( czego nie zrobi) miliardy złotych w świetlice, klasy, toalety i szkolne place zabaw. Donald Tusk już przegrał wojnę o sześciolatki. Bez względu czy je w końcu pośle do szkoły czy nie.
Armia się zebrała. Liczy milion najaktywniejszych. Pewnie ze trzy razy tyle przychylnych. Chce referendum. Sięga po kolejny (po obywatelskim projekcie ustawy) przewidziany w konstytucji argument. Nie rzuca butelkami z benzyną. Nie podpala Kancelarii Premiera. Nawet nie strajkuje. Po prostu czyta prawo. I z niego korzysta. Tym samym budzi sympatię i szacunek obserwatorów – że obywatelsko, że demokratycznie, że niepartyjnie ( choć rząd by ich chętnie do PiS zapisał) no i, że w obronie dzieci. Czyli budzi uczucia dokładnie odwrotne niż rząd, który w swej misji niesienia kaganka, a może zwykłej arogancji władzy, kompletnie stracił umiejętność słuchania społecznych nastrojów i rozmowy z własnymi obywatelami. Tego obrazu nic już nie zmieni. Nawet gdyby rząd wpompował ( czego nie zrobi) miliardy złotych w świetlice, klasy, toalety i szkolne place zabaw. Donald Tusk już przegrał wojnę o sześciolatki. Bez względu czy je w końcu pośle do szkoły czy nie.