Rektor przyszłości – wiedza, pasja, kreatywność...
Artykuł sponsorowany

Rektor przyszłości – wiedza, pasja, kreatywność...

Rektor Przyszłości
Rektor Przyszłości Źródło: Materiał Partnera
Wczesne wstawanie to nawyk wielu ludzi sukcesu – tak czynią Oprah Winfrey, Tony Robbins i Bill Gates. Czy Pan Rektor zgadza się z twierdzeniem Hala Elroda, autora książki „Fenomen poranka”, że dzień rozpoczęty o 5 rano pozwala osiągnąć o wiele więcej?

Wstawanie o 5 jest torturą dla mózgu, zwłaszcza jesienią. Na tak wczesne rozpoczynanie dnia nie zgodziłby się zresztą mój pies, który wypuszcza mnie z łóżka nie wcześniej niż o 6. Ale pełna zgoda – wstawanie bladym świtem wydłuża życie i poprawia jego jakość. Badania, które przeprowadzili niedawno Bailey Bosch i Marny Lishman, para psychologów z Australii, wskazują, że poranne wstawanie przynosi szereg korzyści dla zdrowia. Podobno ryzyko depresji u osób, które wstają około 6, jest mniejsze o 25 proc. Tej wersji trzymam się przynajmniej od 10 lat. Wczesnym rankiem mam czas, by trochę poćwiczyć, pójść na spacer do lasu albo usiąść do pisania książki, zanim jeszcze rozpocznie się codzienny harmider. Najbardziej produktywnie mój umysł pracuje rano. Pamiętam, że ucząc się do matury, też wstawałem około 6. Długie spanie wcale nie zapewnia lepszego wypoczynku. Przeciwnie, może zwiększać podatność na stres i uczucie zmęczenia w ciągu dnia, a ponadto powoduje, że bardziej się spieszymy, zaczynamy funkcjonować pod presją zegara, co generuje chaos. I jeszcze jedna ciekawostka: badania przeprowadzone przez zespół University of Bristol na grupie 400 tys. kobiet wykazały, że u pań – „rannych ptaszków” o 48 proc. spada prawdopodobieństwo zachorowania na raka piersi. Co prawda ten argument dotyczy mnie w ograniczonym zakresie, ale i tak wolę zaczynać dzień razem ze słońcem. Wykłady dla studentów też zawsze przygotowuję rano. Najbardziej nienawidzi mnie za to mój asystent, który często już około 6 otrzymuje telefon, np. z prośbą o pilne sczytanie prezentacji na zajęcia.

Pamięta Pan swoje pierwsze zajęcia dydaktyczne ze studentami? Czego one dotyczyły?

To były ćwiczenia z nauki o polityce dla studentów administracji. Dyskutowaliśmy o różnicach pomiędzy republiką a monarchią. Zastanawialiśmy się też nad fenomenem popularności popkulturowej brytyjskiej rodziny królewskiej. Ostatnio, przy okazji pogrzebu Elżbiety II, przypomniałem sobie te zajęcia sprzed ponad 15 lat. Odkąd pamiętam, zawsze starałem się na moich wykładach poruszać tematy wykraczające poza „schemat” danego przedmiotu. Gdy rok temu prowadziłem zajęcia z metodyki orzekania w sprawach karnych, zaproponowałem studentom warsztaty poświęcone ocenie, na podstawie stylów komunikacji świadka, wiarygodności jego zeznań. Zajęcia, które miały trwać 60 minut, rozrosły nam się do 3 godzin. Lata pracy na uczelni nauczyły mnie, że studenci oczekują od wykładowcy nie referowania wiedzy z książek, ale „żywej” nauki, a przy okazji oryginalnego podejścia, innowacyjnego, autorskiego pomysłu, kreatywności oraz wykazania związków wiedzy z praktyką. Prawa można uczyć na różne sposoby. Można wymagać od studentów wkuwania kodeksu karnego, ale można też pracować metodą symulacji rozprawy sądowej. Wolę ten drugi model. W przekazywaniu wiedzy ważna jest też dla mnie interdyscyplinarność. Jeśli mówię o metodach przesłuchiwania świadków, to staram się uświadomić studentom, że sędzia czy prokurator musi być nie tylko dobrym prawnikiem, ale też psychologiem, pedagogiem, socjologiem, specjalistą od komunikacji. Wykorzystywanie wiedzy z różnych dyscyplin przydaje się w rozmaitych zawodach i jest niezwykłą umiejętnością. Tyleż cenną, co niedocenianą. Gdyby Kopernik znał się wyłącznie na medycynie i prawie, które studiował, być może do dziś Słońce krążyłoby wokół Ziemi…

Dr hab. Michał Kaczmarczyk to naukowiec, publicysta, menedżer nauki i szkolnictwa wyższego, a także politolog, medioznawca, specjalista w zakresie zarządzania, praktyk w wymiarze sprawiedliwości, od 2014 roku rektor Wyższej Szkoły Humanitas. Sporo obszarów badawczych, podejmowanych projektów i wiele wyzwań jak na jedną osobę. Jak im sprostać?

O kilku pan zapomniał. Jeszcze scenarzysta teatralny, autor tekstów piosenek, reżyser koncertów, doradca prezydentów miast, podróżnik i kiper-amator. Jak to pogodzić? To już ustaliliśmy, wstawać codziennie około 6. A poważnie, trzeba starać się być uporządkowanym, systematycznym, ciekawym świata i ludzi, otwartym na nowości i wyzwania. Tylko tyle i aż tyle. Człowiek, który ma zbyt dużo wolnego czasu, często go traci, bezproduktywnie mitręży. Osoba wciąż zajęta i zatracająca się w pracy, a ja należę do tej kategorii ludzi, potrafi czas twórczo wykorzystywać, a co najważniejsze – doceniać jego wartość. Jeśli do odpowiedniej organizacji dnia dołożymy otwartą głowę, pasje poznawcze i chęć ciągłego smakowania życia, w tym nauki, która potrafi być autentycznie fascynująca, dostaniemy receptę na moje CV. Wydaje mi się, że wciąż mam w sobie te cechy, które sprawiły, że zostałem naukowcem i zamiast kariery dziennikarskiej wybrałem tę akademicką: głód wiedzy, przygód i wyzwań, zwłaszcza intelektualnych, ale też biznesowych i artystycznych (wszak jeszcze w liceum chciałem zdawać do szkoły aktorskiej). Dzięki temu staram się robić w życiu wiele rzeczy i spełniać się na rozmaitych polach, które zresztą świetnie się uzupełniają. Orzekając w sądzie, wykorzystuję swoją wiedzę naukową z zakresu komunikacji, np. do oceny wiarygodności zeznań świadków. Z kolei do wykładów ze studentami bardzo przydają mi się kazusy poznane na sali sądowej, dzięki którym wiedzę o przepisach mogę wzbogacić przykładami z życia. Rozmaitość zajęć z jednej strony mnie napędza i zabija nudę, z drugiej – daje szerokie, wieloaspektowe spojrzenie na wiele spraw i dzięki temu pomaga, zarówno w zarządzaniu uczelnią, jak i w prowadzeniu ciekawych wykładów czy własnych projektów biznesowych czy artystycznych.

Rektor Przyszłości

W 2022 roku otrzymał Pan Polską Nagrodę Inteligentnego Rozwoju w Kategorii „Rektor Przyszłości” – zdaniem Kapituły Konkursowej o przyznaniu nagrody zdecydował wkład w rozwój polskiej edukacji i umiejętne tworzenie dialogu pomiędzy światem biznesu i nauki. Kim według Pana powinien być rektor przyszłości?

Rzutkim menedżerem z charyzmą, wyrazistą osobowością i innymi kompetencjami liderskimi. Kreatorem i innowatorem, który potrafi znaleźć pomysł na miejsce swojej uczelni w konkurencyjnym środowisku szkół wyższych i ten pomysł konsekwentnie realizować. Do tego naukowcem o szerokich horyzontach intelektualnych i autorytecie w danej dyscyplinie. Bo ów autorytet, dzięki swojej sile, może i powinien inspirować i motywować innych, w tym zwłaszcza pracowników i studentów uczelni. Zarządzanie uczelnią to dziś przede wszystkim zarządzanie jej relacjami z otoczeniem, wizerunkiem i kapitałem ludzkim. Rektor przyszłości to szef i partner, który w tych obszarach potrafi osiągać sukcesy.

Wyższa Szkoła Humanitas jest miejscem szczególnym dla Pana Rektora, dlaczego?

Bo to uczelnia, w której przeszedłem wszystkie szczeble kariery akademickiej: od asystenta do rektora. Miejsce, które umożliwiło mi rozwój zawodowy, realizację pomysłów, planów, często odważnych, nietuzinkowych projektów, jak konkurs o Nagrodę „Złotej Temidy”, w którym nagradzamy niezależnych prawników czy musical „Karol” – spektakl teatralny z udziałem Anny Wyszkoni i Edyty Geppert życiu Jana Pawła II. Uczelnia to też ludzie, którzy są moimi przyjaciółmi, do których mam zaufanie, i z którymi potrafię robić rzeczy wielkie i ważne. Nie jest przypadkiem, że motto Wyższej Szkoły Humanitas brzmi „Człowiek. To się liczy”. Rzeczywiście jest tak, że w WSH relacje z ludźmi, odpowiednia atmosfera pracy i studiowania, wartości humanistyczne są zawsze na pierwszym miejscu i stanowią fundament tożsamości uczelni. Wiele lat pracowałem na uczelni państwowej, nie jest mi obca działalność w biznesie i administracji publicznej. Z żadnym innym miejscem, z którym byłem zawodowo związany, nie czułem tak silnej więzi emocjonalnej jak z Humanitas. I to nie jest tylko kwestia rektorowania w tej uczelni. To przede wszystkim pochodna kultury organizacyjnej, jaką udało się wypracować całemu zespołowi WSH przez 25 lat funkcjonowania uczelni. Tutaj naprawdę przychodzi się do pracy z przyjemnością i myślę, że także z przyjemnością się studiuje. Mimo że trzymamy poziom, a wymagania wykładowców wobec studentów nie należą do niskich.

Współczesna edukacja na poziomie akademickim. Jakie są jej wady, co Pana zdaniem należy poprawić?

W polskim szkolnictwie wyższym przechodzimy ze skrajności w skrajność. W okresie PRL kształciliśmy teoretycznie i w oderwaniu od realnego świata. Po roku 1989 zaczęliśmy z kolei fetyszyzować rynek i traktować szkoły wyższe jak „wytwórnie” specjalistów do wykonywania określonych zadań zawodowych na potrzeby gospodarki rynkowej. Wciąż jesteśmy rozdarci między dwiema skrajnościami: modelem uczelni jako wieży z kości słoniowej, która uprawia naukę dla nauki i świat zewnętrzny jest jej niepotrzebny, a modelem akademickiej „zawodówki”, która powinna łasić się do biznesu i spełniać jego oczekiwania w zakresie kształcenia pracowników, których ów biznes w danej chwili potrzebuje. Funkcjonowanie pod presją jednego lub drugiego paradygmatu kształcenia uniwersyteckiego jest, moim zdaniem, największą bolączką współczesnych uczelni. Szkoły wyższe często nie potrafią znaleźć złotego środka – realizować swojej misji „odkrywania prawdy”, kształtowania horyzontów intelektualnych młodych ludzi i kreowania elit z jednoczesnym otwarciem się i wrażliwością na potrzeby rynku pracy, ale przy zachowaniu autonomii wobec tego rynku. Uczelnie nie mogą być „fabrykami” absolwentów na potrzeby wąskich, biznesowych specjalizacji. Od tego są firmy szkoleniowe, a nie uniwersytety. Ale jednocześnie szkoły wyższe nie mogą też być oderwane od wyzwań i problemów współczesności – powinny te problemy diagnozować i pomagać je rozwiązywać. Droga do tego wiedzie poprzez wysokiej jakości badania, wartościowe innowacje, oddziaływanie autorytetów, nowoczesne, interdyscyplinarne programy studiów. A nie poprzez pełnienie roli „szkółek przyzakładowych” wielkich korporacji czy administracji publicznej. To zaprzeczenie idei uniwersytetu.

Słyszałem, że jest Pan szczególnie dumny z najnowszych publikacji. Których obszarów badawczych dotyczą?

Z wykształcenia jestem politologiem i specjalistą od komunikacji społecznej, ale od lat fascynuje mnie również prawo i zarządzanie. Moje najnowsze badania łączą te dziedziny. Zajmuję się m.in. rolą komunikacji w sądownictwie, udziałem obywateli w wykonywaniu wymiaru sprawiedliwości i prawnymi instrumentami zarządzania. Politologia, którą ukończyłem, dała mi świetne przygotowanie do prowadzenia badań interdyscyplinarnych, wykraczających poza wąskie specjalizacje. Także dzięki temu w 2015 roku miałem zaszczyt otrzymać Stypendium Ministra Nauk i Szkolnictwa Wyższego dla Wybitnych Młodych Naukowców, co było wielkim wyróżnieniem przyznanym mi za nowatorskie badania przełamujące konwenanse i utrwalone w nauce schematy. Staram się to podejście kontynuować.

Rozmawiał Tomasz Burek

Źródło: Materiał Partnera