Z danych wynika, że w Polsce prawie 20 proc. studentów studiuje dwa kierunki. Dlaczego jest tak wielu chętnych do przeżywania podwójnych sesji i bronienia dwóch prac magisterskich? Bo chcemy rozwijać swoje zainteresowania, uzupełniać wiedzę, by później mieć możliwość wyboru drogi zawodowej – wyznają jednomyślnie.
Bez różowych okularów
Od kilku lat można zauważyć „boom" na podejmowanie studiów na kilku kierunkach. Dla niektórych jest to okazja do rozwijania zainteresowań, dla innych inwestycja na przyszłość. Bez względu na powody, jakimi kierują się studenci przy rejestracji na drugi fakultet, zmagają się z licznymi problemami. Dla Magdy największym utrapieniem jest dojazd na zajęcia. – Studiuję animację społeczno-kulturalną na Akademii Pedagogiki Specjalnej oraz polonistykę na Uniwersytecie Warszawskim, a na stałe mieszkam pod Otwockiem. Codzienny dojazd zajmuje mi około trzy godziny – mówi. – Poza tym uczelnie oddalone są od siebie o co najmniej 40 minut drogi, a przerwa nie wystarcza na teleportację – dodaje. Dla niej studia są możliwością realizowanie pasji, bo literatura i plastyka to jej dwie miłości.
Podobnie uważa Sylwia, która jest na IV roku pedagogiki i na II roku psychologii. Oba kierunki studiuje na Uniwersytecie Warszawskim, więc – jej zdaniem – jedynym zmartwieniem studentów równoległych są problemy administracyjne tj. przepisywanie ocen, rozliczanie indeksów oraz nieinformowanie o zmianach w regulaminie. – Wydaje mi się, że jest to raczej związane z niekompetencją pewnych osób niż z nieprzychylnym nastawieniem uczelni – wyznaje. Pozostałymi minusami wynikającymi z podjęcia studiów równoległych jest głównie chroniczny brak czasu, poczucie bycia w nieustannym pośpiechu oraz – co tu ukrywać – mniejsza aktywność na polu towarzyskim. – Znam zdecydowanie mniej osób z moich grup. Kiedy oni się integrują, ja pędzę na kolejne zajęcia na drugi koniec miasta – wyjaśnia Sebastian łączący edukację medialną i dziennikarstwo na UKSW z logistyką na SGGW.
Na językach
Niejednokrotnie studenci równolegli spotykają się z niezrozumieniem. Część ludzi ma ich za szalonych, inni za niezdecydowanych. Niektórzy studiowanie na kilku kierunkach traktują jako modę. Zazwyczaj jednak rodziny dwukierunkowców są zadowolone z takiego obrotu sprawy. Rodzice są dumni, ze znajomymi różnie bywa. Potwierdza to Sebastian. – Zacząłem studia na dwóch kierunkach, bo dostałem się i na logistykę i na Edukację Medialną i Dziennikarstwo. Zaraz po maturze rok straciłem na nicnierobieniu. Miałem już tego dosyć. Bardzo chciałem studiować. Uwielbiam zgłębiać tajniki różnych profesji, dlatego zdecydowałem się na oba kierunki – tłumaczy. Koledzy różnie reagują. Jedni podziwiają, inni zazdroszczą. – Nie mogę jednak zapomnieć o ludziach, dzięki którym sobie radzę. To oni pożyczają zeszyty, kserują notatki, kolekcjonują wpisy – dodaje.
Groźne panie z dziekanatu i przygody z USOS-em
Przeróżne są też postawy wykładowców w stosunku do studentów równoległych. Ania, studentka V roku ekonomii na UW oraz III roku pedagogiki specjalnej na APSie, twierdzi, że wszelkie kolizje wynikające z niedopasowania planów zajęć są do rozwiązania. – Na pierwszym semestrze pedagogiki, mimo gigantycznej liczby zajęć nic mi się nie pokrywało. Na drugim musiałam opuszczać część wykładów. Później plany zaczęły coraz bardziej kolidować ze sobą. Kwestie zwalniania się z zajęć, spóźniania się na ćwiczenia czy eksternistycznego zaliczania wystarczyło wyjaśnić z wykładowcą w pierwszym tygodniu października – wyjaśnia. Takie samo zdanie ma Michał, który łączy ekonomię na Uniwersytecie Warszawskim z informatyką na Politechnice Warszawskiej. – Na Politechnice miałem z góry narzucony harmonogram zajęć, ale na UW – dzięki zapisywaniu się przez USOS – mogłem dostosować go do planu z drugiej uczelni. Ostatnią deską ratunku jest złożenie podania. Umotywowanie go studiami na innym kierunku zawsze skutkuje – śmieje się. Właśnie w kwestii podejścia wykładowców dwukierunkowcy są jednomyślni. – Wykładowcy są w większości ugodowi. Wiele da się z nimi załatwić. W razie problemów z dopasowaniem zajęć jedni każą przychodzić na każdy dyżur, inni co dział, a jeszcze inni raz czy dwa w semestrze – twierdzi Magda. Gorzej bywa z paniami z dziekanatu. – Od koleżanki, która również studiuje dwa kierunki wiedziałem, że lepiej się nie przyznawać – wyznaje Sebastian. W moim przypadku załatwianie spraw w dziekanacie to istny horror. Za każdym razem siedzące tam panie miały do mnie pretensje, że coś kombinuję i przeze mnie mają więcej pracy. Przy każdym spotkaniu od nowa musiałam wyjaśniać, czym jest indywidualny tok studiów – mówi nieco podenerwowana Magda.
Po co tyle zamieszania?
Chyba dla większości studentów czas studiów to możliwość zdobycia wiedzy niezbędnej do przyszłej pracy. Dla niektórych to również szansa realizowania swoich zainteresowań. Tak właśnie jest w przypadku studentów równoległych. Zazwyczaj jeden kierunek wybierają z rozsądku, drugi z pasji. Poza życiem w biegu, męczącymi dojazdami na uczelnie, spędzaniem na zajęciach całych dni, a nawet mimo podwójnej sesji, plusów studiowania dwóch kierunków jest sporo. Michał mówi o większych możliwościach kariery po studiach, a Sebastian o dużym zasobie wiedzy, także tej życiowej. – W obecnych czasach istotna jest umiejętność odpowiedniego planowania. Studia równoległe to świetna okazja nie tylko do poszerzania swoich horyzontów, ale i do nauki zarządzania czasem – wyjaśnia Sylwia. Zgadza się z nią Ania: - Człowiek zaczyna doceniać elastyczność dnia. Teraz mam dwa kierunki, dodatkowo pracę oraz działalność w akcji „Szlachetna Paczka". Z niczego nie musiałam rezygnować, bo i życie towarzyskie kwitnie – śmieje się. Studia równoległe to mnóstwo pracy, sporo nerwów, ogromne zmęczenie podczas sesji oraz koszmarny brak czasu. – Wszystko jednak wynagradza mi radość, że studiuję to, co lubię – wyznaje Magda. – Wszystko jest do przejścia. Trzeba tylko chcieć. Naprawdę chcieć.
Monika J. Chojnacka
Od kilku lat można zauważyć „boom" na podejmowanie studiów na kilku kierunkach. Dla niektórych jest to okazja do rozwijania zainteresowań, dla innych inwestycja na przyszłość. Bez względu na powody, jakimi kierują się studenci przy rejestracji na drugi fakultet, zmagają się z licznymi problemami. Dla Magdy największym utrapieniem jest dojazd na zajęcia. – Studiuję animację społeczno-kulturalną na Akademii Pedagogiki Specjalnej oraz polonistykę na Uniwersytecie Warszawskim, a na stałe mieszkam pod Otwockiem. Codzienny dojazd zajmuje mi około trzy godziny – mówi. – Poza tym uczelnie oddalone są od siebie o co najmniej 40 minut drogi, a przerwa nie wystarcza na teleportację – dodaje. Dla niej studia są możliwością realizowanie pasji, bo literatura i plastyka to jej dwie miłości.
Podobnie uważa Sylwia, która jest na IV roku pedagogiki i na II roku psychologii. Oba kierunki studiuje na Uniwersytecie Warszawskim, więc – jej zdaniem – jedynym zmartwieniem studentów równoległych są problemy administracyjne tj. przepisywanie ocen, rozliczanie indeksów oraz nieinformowanie o zmianach w regulaminie. – Wydaje mi się, że jest to raczej związane z niekompetencją pewnych osób niż z nieprzychylnym nastawieniem uczelni – wyznaje. Pozostałymi minusami wynikającymi z podjęcia studiów równoległych jest głównie chroniczny brak czasu, poczucie bycia w nieustannym pośpiechu oraz – co tu ukrywać – mniejsza aktywność na polu towarzyskim. – Znam zdecydowanie mniej osób z moich grup. Kiedy oni się integrują, ja pędzę na kolejne zajęcia na drugi koniec miasta – wyjaśnia Sebastian łączący edukację medialną i dziennikarstwo na UKSW z logistyką na SGGW.
Na językach
Niejednokrotnie studenci równolegli spotykają się z niezrozumieniem. Część ludzi ma ich za szalonych, inni za niezdecydowanych. Niektórzy studiowanie na kilku kierunkach traktują jako modę. Zazwyczaj jednak rodziny dwukierunkowców są zadowolone z takiego obrotu sprawy. Rodzice są dumni, ze znajomymi różnie bywa. Potwierdza to Sebastian. – Zacząłem studia na dwóch kierunkach, bo dostałem się i na logistykę i na Edukację Medialną i Dziennikarstwo. Zaraz po maturze rok straciłem na nicnierobieniu. Miałem już tego dosyć. Bardzo chciałem studiować. Uwielbiam zgłębiać tajniki różnych profesji, dlatego zdecydowałem się na oba kierunki – tłumaczy. Koledzy różnie reagują. Jedni podziwiają, inni zazdroszczą. – Nie mogę jednak zapomnieć o ludziach, dzięki którym sobie radzę. To oni pożyczają zeszyty, kserują notatki, kolekcjonują wpisy – dodaje.
Groźne panie z dziekanatu i przygody z USOS-em
Przeróżne są też postawy wykładowców w stosunku do studentów równoległych. Ania, studentka V roku ekonomii na UW oraz III roku pedagogiki specjalnej na APSie, twierdzi, że wszelkie kolizje wynikające z niedopasowania planów zajęć są do rozwiązania. – Na pierwszym semestrze pedagogiki, mimo gigantycznej liczby zajęć nic mi się nie pokrywało. Na drugim musiałam opuszczać część wykładów. Później plany zaczęły coraz bardziej kolidować ze sobą. Kwestie zwalniania się z zajęć, spóźniania się na ćwiczenia czy eksternistycznego zaliczania wystarczyło wyjaśnić z wykładowcą w pierwszym tygodniu października – wyjaśnia. Takie samo zdanie ma Michał, który łączy ekonomię na Uniwersytecie Warszawskim z informatyką na Politechnice Warszawskiej. – Na Politechnice miałem z góry narzucony harmonogram zajęć, ale na UW – dzięki zapisywaniu się przez USOS – mogłem dostosować go do planu z drugiej uczelni. Ostatnią deską ratunku jest złożenie podania. Umotywowanie go studiami na innym kierunku zawsze skutkuje – śmieje się. Właśnie w kwestii podejścia wykładowców dwukierunkowcy są jednomyślni. – Wykładowcy są w większości ugodowi. Wiele da się z nimi załatwić. W razie problemów z dopasowaniem zajęć jedni każą przychodzić na każdy dyżur, inni co dział, a jeszcze inni raz czy dwa w semestrze – twierdzi Magda. Gorzej bywa z paniami z dziekanatu. – Od koleżanki, która również studiuje dwa kierunki wiedziałem, że lepiej się nie przyznawać – wyznaje Sebastian. W moim przypadku załatwianie spraw w dziekanacie to istny horror. Za każdym razem siedzące tam panie miały do mnie pretensje, że coś kombinuję i przeze mnie mają więcej pracy. Przy każdym spotkaniu od nowa musiałam wyjaśniać, czym jest indywidualny tok studiów – mówi nieco podenerwowana Magda.
Po co tyle zamieszania?
Chyba dla większości studentów czas studiów to możliwość zdobycia wiedzy niezbędnej do przyszłej pracy. Dla niektórych to również szansa realizowania swoich zainteresowań. Tak właśnie jest w przypadku studentów równoległych. Zazwyczaj jeden kierunek wybierają z rozsądku, drugi z pasji. Poza życiem w biegu, męczącymi dojazdami na uczelnie, spędzaniem na zajęciach całych dni, a nawet mimo podwójnej sesji, plusów studiowania dwóch kierunków jest sporo. Michał mówi o większych możliwościach kariery po studiach, a Sebastian o dużym zasobie wiedzy, także tej życiowej. – W obecnych czasach istotna jest umiejętność odpowiedniego planowania. Studia równoległe to świetna okazja nie tylko do poszerzania swoich horyzontów, ale i do nauki zarządzania czasem – wyjaśnia Sylwia. Zgadza się z nią Ania: - Człowiek zaczyna doceniać elastyczność dnia. Teraz mam dwa kierunki, dodatkowo pracę oraz działalność w akcji „Szlachetna Paczka". Z niczego nie musiałam rezygnować, bo i życie towarzyskie kwitnie – śmieje się. Studia równoległe to mnóstwo pracy, sporo nerwów, ogromne zmęczenie podczas sesji oraz koszmarny brak czasu. – Wszystko jednak wynagradza mi radość, że studiuję to, co lubię – wyznaje Magda. – Wszystko jest do przejścia. Trzeba tylko chcieć. Naprawdę chcieć.
Monika J. Chojnacka