Energia odnawialna to przyszłość energetyki. Może się przydać w twojej firmie i może być dobrym pomysłem na biznes. Nawet jeśli na polską ustawę o źródłach energii odnawialnej będziemy musieli jeszcze poczekać.
Pan Krzysztof prowadzi hotel w wypoczynkowej miejscowości w Bieszczadach. Kiedy 25 lat temu kupił stare schronisko, nikt nie wróżył mu sukcesu. Dziś w hotelu po kilkakrotnej rozbudowie jest 40 pokoi, siłownia, a nawet 25-metrowy basen. Hotel działa non stop, niezależnie od pory roku. Ale zimą koszty utrzymania rosną. – Ogrzanie mojego obiektu w zimie to co najmniej kilka tysięcy złotych dziennie – mówi pan Krzysztof. Z początku nie wiedział, jak je zmiejszyć. Ale gdy kilka lat temu latem rozpoczęła się fala upałów, coś tego przedsiębiorczego Polaka tknęło. – Znajomi pracujący w branży turystycznej już od jakiegoś czasu opowiadali o możliwościach, jakie daje promowana w krajach Unii Europejskiej energia odnawialna – mówi pan Krzysztof. – W końcu trzy lata temu zdecydowałem się na kolektory słoneczne, dzięki którym mogę podgrzewać w swoim obiekcie wodę. Zamontowałem je na dachu.
Czy inwestycja się opłaciła? – Nie mogę powiedzieć, że opłaty za ogrzewanie spadły do zera, ale zamontowanie instalacji bez dwóch zdań się opłaciło. Dziś płacę za ogrzewanie połowę mniej niż kiedyś – mówi pan Krzysztof, zapowiadając kolejne innowacje. – Byłem ostatnio w Niemczech. Mój znajomy z branży turystycznej oprócz kolektorów podgrzewających wodę ma kolektory fotowoltaiczne, czyli produkujące prąd. Zamontował je, kiedy obowiązywały dopłaty od Unii Europejskiej, i wciąż na nich zarabia. Nadmiar wytworzonego prądu może z zyskiem sprzedać.
Z czego żyją EKO-Niemcy
Żeby zrozumieć, w jaki sposób można zarabiać na odnawialnych źródłach energii, wystarczy się przyjrzeć, jak to robią właśnie Niemcy. To ten kraj jako pierwszy w Europie zdecydowanie postawił na odnawialne źródła energii (OZE). Rosnąca świadomość szkodliwości dla środowiska tradycyjnych źródeł energii doprowadziła do powstania koncepcji zupełnie nowej gałęzi przemysłu, związanej ze źródłami odnawialnymi. To źródła energii, których zasób odnawia się w stosunkowo krótkim czasie. Energia słoneczna, wiatrowa, wodna czy geotermalna miała w zamyśle wizjonerów nie tylko zwiększyć niezależność energetyczną Niemiec oraz zapewnić im wizerunek kraju dbającego o środowisko, lecz także, a może przede wszystkim, pobudzić niemiecką gospodarkę. Dzięki stworzeniu nowej gałęzi przemysłu miały zarobić niemieckie przedsiębiorstwa – zarówno te kupujące, jak i sprzedające ekologiczne technologie.
Niemieccy politycy, chcąc wprowadzić w życie pomysł na nowy przemysł, stanęli przed nie lada wyzwaniem: jak spowodować, aby to rzeczywiście opłacało się wszystkim zainteresowanym? Po pierwsze, sam skok technologiczny wymagał poniesienia ogromnych kosztów związanych z badaniami nowych technologii. Kto miał wyłożyć na te badania pieniądze: państwo czy kapitał prywatny? Po drugie, aby produkcja instalacji OZE przynosiła zyski, trzeba było spowodować, aby przedsiębiorcy rzeczywiście zaczęli je kupować i instalować. W jaki sposób do tego ich zachęcić? Po trzecie, jeśli projekt odniósłby sukces w kraju, to jak można poszerzyć rynek na niemieckie technologie za granicą? Te trzy pytania spędzały sen z powiek niemieckim politykom. Ale się udało. Niemiecka ustawa o odnawialnych źródłach energii jest dziś uznawana za modelowy przykład prawa, które umożliwia włączenie energii odnawialnej w skomplikowaną machinę sektora energetycznego. Dzięki niej Niemcy stworzyli duży rynek zbytu na produkty branży OZE i zapewnili swoim firmom badawczym zajęcie na przyszłość.
Jak twierdzi Hans-Josef Fell, współtwórca niemieckiej ustawy, nowa branża przemysłu dała pracę prawie 400 tys. Niemców i doprowadziła do powstania wielu nowych firm oraz rozwoju już istniejących. Dzisiaj branża OZE kwitnie, m.in. dzięki temu, że Niemcom udało się ustanowić wymóg wykorzystania źródeł odnawialnych przez wszystkie państwa Unii Europejskiej. Nic dziwnego, że w Niemczech OZE są nazywane technologicznym projektem stulecia.
Halo, tu rynek
A jak będzie w przyszłości? Do tej pory każdy, kto zainstalował u siebie wytwarzający prąd wiatrak lub panel słoneczny, mógł się czuć w miarę bezpiecznie. Przedsiębiorca, który wyprodukował więcej prądu, niż zużywał np. jego hotel czy zakład produkcyjny,nadwyżkę prądu mógł sprzedać po taryfach gwarantowanych (ustawowo zagwarantowano przez 20 lat cenę skupu kilowata ekoenergii). Umożliwiało to obliczenie opłacalności biznesu jeszcze przed zakupem instalacji OZE.
Niedawno Niemcy uchwalili jednak ustawę o energiach odnawialnych 2.0. Ma ona tę energię urynkowić i stopniowo odciążać państwo od konieczności dopłat. System dotacji jest niespójny z wymaganiami konkurencyjności rynkowej, dlatego długofalowo niemieckim politykom marzy się, aby energia z OZE była sprzedawana na aukcjach. Na razie jednak zakładają, że stopniowe urynkowienie cen energii nie będzie szło wbrew opłacalności dla przedsiębiorców. Technologie tanieją, więc koszty instalacji i obsługi OZE przez przedsiębiorców spadną.
Polskie OZE
W Polsce wciąż czekamy na ostateczny kształt ustawy o odnawialnych źródłach energii. W projekcie najprawdopodobniej także znajdą się 20-letnie taryfy gwarantowane na odkupywanie energii elektrycznej. Jak donosił w lipcu serwis BiznesAlert, ostatnia wersja ustawy o OZE (projekt nr 6.3) została ukończona i ma niebawem trafić do Sejmu. Ale w sejmowych salach projekt może być długo dyskutowany, zanim ustawa zostanie w końcu uchwalona. Polski rząd najwyraźniej chciałby, aby ustawa umożliwiła spełnienie europejskich regulacji klimatycznych, według których udział energii odnawialnej w miksie energetycznym (czyli wszystkich źródłach energii) powinien wynosić 15 proc. Ale nic ponadto. Taka perspektywa denerwuje gorących zwolenników OZE.
Z danych Polskiego Towarzystwa Przesyłu i Rozdziału Energii Elektrycznej wynika, że do osiągnięcia 15-procentowego udziału OZE w energetyce wciąż brakuje nam siedmiu procent. Polska energetyka jest dziś oparta na tradycyjnych źródłach, ogromną większość energii czerpiemy ze spalania węgla kamiennego i brunatnego. Co do energii odnawialnej, najwięcej wytwarzamy jej z biogazu oraz biomasy (13 tys. GWh) oraz energii wiatrowej (7,6 tys. GWh).
Co ciekawe, ze względu na wykorzystanie węgla europejscy politycy uważają, że jesteśmy wyjątkiem od europejskiej reguły, bo inne kraje stawiają na źródła odnawialne lub energię atomową. Według dziennika „The Guardian” brytyjski sekretarz ds. energetyki Ed Davey stwierdził ostatnio, że Polska jest wyzwaniem dla europejskiej polityki klimatycznej. Tak samo zresztą, jak: Rumunia, Bułgaria, Czechy, Słowacja Chorwacja czy Węgry, które również preferują tradycyjne źródła energii, takie jak węgiel, ropa czy gaz. Jak sugeruje Davey, gdyby Polska w przyszłości twardo stawiała jednak na węgiel, z pewnością będzie musiała zainwestować w filtry wychwytujące dwutlenek węgla.
Kto zarobi na upałach
Nawet gdyby polski rząd potraktował ustawę o OZE po macoszemu i na jej ostateczny kształt musielibyśmy jeszcze poczekać, odnawialne źródła energii na pewno przydadzą się polskim przedsiębiorcom. Dlaczego? Bo nawet jeśli nie byłoby satysfakcjonującychtaryf gwarantowanych, to według prognoz ryzyko inwestowania w OZE z roku na rok będzie maleć. Dlaczego? Ze względu na popularyzację i starzenie się innowacji technicznych technologie fotowoltaiczne czy wiatrowe będą coraz tańsze. Koszty utrzymania oraz serwisowania instalacji OZE również będą spadać. Magazyn biznesowy „Bloomberg” przewiduje na przykład, że do 2020 r. jedynie morskie elektrownie wiatrowe będą potrzebowały dopłat, by przeżyć. Inne źródła energii odnawialnej będą opłacalne i zarobią na siebie same. Magazyn prognozuje również, że udział OZE w światowym miksie energetycznym w ciągu najbliższych kilkudziesięciu lat będzie się zwiększał. Ten wzrost będzie powolny, lecz stabilny i nieustanny.
Takie prognozy to dobra zachęta dla polskiego biznesu, zwłaszcza że na OZE mogą skorzystać nie tylko hotelarze montujący na dachach ogrzewnicze panele słoneczne. W Polsce powstaje coraz więcej małych inwestycji OZE – w internecie można znaleźć interaktywne mapy Polski z dokładną lokalizacją obiektów. Na przykład według mapy instalacji OZE na GramwZielone.pl promującej energię odnawialną w co najmniej 120 miejscach w Polsce stoją wiatraki, a biogazowni jest nie mniej niż 56. Ten biznes może przynosić pieniądze – na przykład istniejąca od 2011 r. farma solarna, czyli elektrownia słoneczna zbudowana przez gminę Wierzchosławice, przyniosła do dziś prawie 900 tys. zł przychodu.Stała się też miejscem odwiedzin przedsiębiorców, którzy chcą powtórzyć ten sukces. Największa farma solarna w Polsce powstaje w gminie Bochnia pod Krakowem. W elektrowni słonecznej Gierczyce długie rzędy paneli fotowoltaicznych będą wytwarzać energię elektryczną o mocy nawet 1,4 MW.
Dopływ gotówki ze ścieków i z wichur
Dzięki OZE w Polsce powoli powstają też spółdzielnie energetyczne. Pierwsza z nich to Nasza Energia na Zamojszczyźnie. Będzie to zespół 15 współpracujących z sobą biogazowni – instalacji produkujących gaz z biomasy, czyli roślinnych i zwierzęcych odpadów oraz ścieków. Prywatna firma energetyczna z Zamościa współpracuje w tym projekcie z kilkoma gminami – według wyliczeń energia z biogazowni będzie o 20 proc. tańsza od tej pobieranej z systemu elektroenergetycznego. Szacowany przychód z inwestycji to ponad 20 mln zł rocznie.
Także energia wiatrowa może wnieść świeży powiew do polskiej energetyki odnawialnej. Największą dziś elektrownią wiatrową jest farma wiatrowa w wielkopolskim Margoninie. Powstała cztery lata temu. 60 wiatraków o łącznej mocy 120 MW przetwarza tam wiatr na pieniądze. Inwestycja kosztowała 166 mln euro, co czyni ją największą inwestycją ekologiczną w Polsce. Farma zaczyna się opłacać inwestorowi, poprawiła też kondycję finansową gminy, która dzięki temu już nie należy do grupy najbiedniejszych w Polsce. Według samorządowców 20 proc. dochodów gminy, czyli ok. 5 mln zł rocznie, to dochody z farmy wiatrowej. Dlatego tak jak inne udane projekty OZE Margonin stał się celem pielgrzymek przedsiębiorców i lokalnych polityków chcących powtórzyć ten sukces u siebie.
To tylko kilka przykładów udanych inwestycji w źródła odnawialne w Polsce. Z całą pewnością ta branża w najbliższych latach będzie się rozwijała. Ustawa o OZE może spowodować, że ten rozwój będzie wolniejszy lub szybszy. Jednak nie zmienia to faktu, że mądre inwestowanie w OZE i wykorzystywanie dopłat unijnych do instalacji to nie tylko sposób na oszczędności dla przedsiębiorców, lecz także ciekawy i perspektywiczny sposób na biznes.
Zbigniew Zaka
Czy inwestycja się opłaciła? – Nie mogę powiedzieć, że opłaty za ogrzewanie spadły do zera, ale zamontowanie instalacji bez dwóch zdań się opłaciło. Dziś płacę za ogrzewanie połowę mniej niż kiedyś – mówi pan Krzysztof, zapowiadając kolejne innowacje. – Byłem ostatnio w Niemczech. Mój znajomy z branży turystycznej oprócz kolektorów podgrzewających wodę ma kolektory fotowoltaiczne, czyli produkujące prąd. Zamontował je, kiedy obowiązywały dopłaty od Unii Europejskiej, i wciąż na nich zarabia. Nadmiar wytworzonego prądu może z zyskiem sprzedać.
Z czego żyją EKO-Niemcy
Żeby zrozumieć, w jaki sposób można zarabiać na odnawialnych źródłach energii, wystarczy się przyjrzeć, jak to robią właśnie Niemcy. To ten kraj jako pierwszy w Europie zdecydowanie postawił na odnawialne źródła energii (OZE). Rosnąca świadomość szkodliwości dla środowiska tradycyjnych źródeł energii doprowadziła do powstania koncepcji zupełnie nowej gałęzi przemysłu, związanej ze źródłami odnawialnymi. To źródła energii, których zasób odnawia się w stosunkowo krótkim czasie. Energia słoneczna, wiatrowa, wodna czy geotermalna miała w zamyśle wizjonerów nie tylko zwiększyć niezależność energetyczną Niemiec oraz zapewnić im wizerunek kraju dbającego o środowisko, lecz także, a może przede wszystkim, pobudzić niemiecką gospodarkę. Dzięki stworzeniu nowej gałęzi przemysłu miały zarobić niemieckie przedsiębiorstwa – zarówno te kupujące, jak i sprzedające ekologiczne technologie.
Niemieccy politycy, chcąc wprowadzić w życie pomysł na nowy przemysł, stanęli przed nie lada wyzwaniem: jak spowodować, aby to rzeczywiście opłacało się wszystkim zainteresowanym? Po pierwsze, sam skok technologiczny wymagał poniesienia ogromnych kosztów związanych z badaniami nowych technologii. Kto miał wyłożyć na te badania pieniądze: państwo czy kapitał prywatny? Po drugie, aby produkcja instalacji OZE przynosiła zyski, trzeba było spowodować, aby przedsiębiorcy rzeczywiście zaczęli je kupować i instalować. W jaki sposób do tego ich zachęcić? Po trzecie, jeśli projekt odniósłby sukces w kraju, to jak można poszerzyć rynek na niemieckie technologie za granicą? Te trzy pytania spędzały sen z powiek niemieckim politykom. Ale się udało. Niemiecka ustawa o odnawialnych źródłach energii jest dziś uznawana za modelowy przykład prawa, które umożliwia włączenie energii odnawialnej w skomplikowaną machinę sektora energetycznego. Dzięki niej Niemcy stworzyli duży rynek zbytu na produkty branży OZE i zapewnili swoim firmom badawczym zajęcie na przyszłość.
Jak twierdzi Hans-Josef Fell, współtwórca niemieckiej ustawy, nowa branża przemysłu dała pracę prawie 400 tys. Niemców i doprowadziła do powstania wielu nowych firm oraz rozwoju już istniejących. Dzisiaj branża OZE kwitnie, m.in. dzięki temu, że Niemcom udało się ustanowić wymóg wykorzystania źródeł odnawialnych przez wszystkie państwa Unii Europejskiej. Nic dziwnego, że w Niemczech OZE są nazywane technologicznym projektem stulecia.
Halo, tu rynek
A jak będzie w przyszłości? Do tej pory każdy, kto zainstalował u siebie wytwarzający prąd wiatrak lub panel słoneczny, mógł się czuć w miarę bezpiecznie. Przedsiębiorca, który wyprodukował więcej prądu, niż zużywał np. jego hotel czy zakład produkcyjny,nadwyżkę prądu mógł sprzedać po taryfach gwarantowanych (ustawowo zagwarantowano przez 20 lat cenę skupu kilowata ekoenergii). Umożliwiało to obliczenie opłacalności biznesu jeszcze przed zakupem instalacji OZE.
Niedawno Niemcy uchwalili jednak ustawę o energiach odnawialnych 2.0. Ma ona tę energię urynkowić i stopniowo odciążać państwo od konieczności dopłat. System dotacji jest niespójny z wymaganiami konkurencyjności rynkowej, dlatego długofalowo niemieckim politykom marzy się, aby energia z OZE była sprzedawana na aukcjach. Na razie jednak zakładają, że stopniowe urynkowienie cen energii nie będzie szło wbrew opłacalności dla przedsiębiorców. Technologie tanieją, więc koszty instalacji i obsługi OZE przez przedsiębiorców spadną.
Polskie OZE
W Polsce wciąż czekamy na ostateczny kształt ustawy o odnawialnych źródłach energii. W projekcie najprawdopodobniej także znajdą się 20-letnie taryfy gwarantowane na odkupywanie energii elektrycznej. Jak donosił w lipcu serwis BiznesAlert, ostatnia wersja ustawy o OZE (projekt nr 6.3) została ukończona i ma niebawem trafić do Sejmu. Ale w sejmowych salach projekt może być długo dyskutowany, zanim ustawa zostanie w końcu uchwalona. Polski rząd najwyraźniej chciałby, aby ustawa umożliwiła spełnienie europejskich regulacji klimatycznych, według których udział energii odnawialnej w miksie energetycznym (czyli wszystkich źródłach energii) powinien wynosić 15 proc. Ale nic ponadto. Taka perspektywa denerwuje gorących zwolenników OZE.
Z danych Polskiego Towarzystwa Przesyłu i Rozdziału Energii Elektrycznej wynika, że do osiągnięcia 15-procentowego udziału OZE w energetyce wciąż brakuje nam siedmiu procent. Polska energetyka jest dziś oparta na tradycyjnych źródłach, ogromną większość energii czerpiemy ze spalania węgla kamiennego i brunatnego. Co do energii odnawialnej, najwięcej wytwarzamy jej z biogazu oraz biomasy (13 tys. GWh) oraz energii wiatrowej (7,6 tys. GWh).
Co ciekawe, ze względu na wykorzystanie węgla europejscy politycy uważają, że jesteśmy wyjątkiem od europejskiej reguły, bo inne kraje stawiają na źródła odnawialne lub energię atomową. Według dziennika „The Guardian” brytyjski sekretarz ds. energetyki Ed Davey stwierdził ostatnio, że Polska jest wyzwaniem dla europejskiej polityki klimatycznej. Tak samo zresztą, jak: Rumunia, Bułgaria, Czechy, Słowacja Chorwacja czy Węgry, które również preferują tradycyjne źródła energii, takie jak węgiel, ropa czy gaz. Jak sugeruje Davey, gdyby Polska w przyszłości twardo stawiała jednak na węgiel, z pewnością będzie musiała zainwestować w filtry wychwytujące dwutlenek węgla.
Kto zarobi na upałach
Nawet gdyby polski rząd potraktował ustawę o OZE po macoszemu i na jej ostateczny kształt musielibyśmy jeszcze poczekać, odnawialne źródła energii na pewno przydadzą się polskim przedsiębiorcom. Dlaczego? Bo nawet jeśli nie byłoby satysfakcjonującychtaryf gwarantowanych, to według prognoz ryzyko inwestowania w OZE z roku na rok będzie maleć. Dlaczego? Ze względu na popularyzację i starzenie się innowacji technicznych technologie fotowoltaiczne czy wiatrowe będą coraz tańsze. Koszty utrzymania oraz serwisowania instalacji OZE również będą spadać. Magazyn biznesowy „Bloomberg” przewiduje na przykład, że do 2020 r. jedynie morskie elektrownie wiatrowe będą potrzebowały dopłat, by przeżyć. Inne źródła energii odnawialnej będą opłacalne i zarobią na siebie same. Magazyn prognozuje również, że udział OZE w światowym miksie energetycznym w ciągu najbliższych kilkudziesięciu lat będzie się zwiększał. Ten wzrost będzie powolny, lecz stabilny i nieustanny.
Takie prognozy to dobra zachęta dla polskiego biznesu, zwłaszcza że na OZE mogą skorzystać nie tylko hotelarze montujący na dachach ogrzewnicze panele słoneczne. W Polsce powstaje coraz więcej małych inwestycji OZE – w internecie można znaleźć interaktywne mapy Polski z dokładną lokalizacją obiektów. Na przykład według mapy instalacji OZE na GramwZielone.pl promującej energię odnawialną w co najmniej 120 miejscach w Polsce stoją wiatraki, a biogazowni jest nie mniej niż 56. Ten biznes może przynosić pieniądze – na przykład istniejąca od 2011 r. farma solarna, czyli elektrownia słoneczna zbudowana przez gminę Wierzchosławice, przyniosła do dziś prawie 900 tys. zł przychodu.Stała się też miejscem odwiedzin przedsiębiorców, którzy chcą powtórzyć ten sukces. Największa farma solarna w Polsce powstaje w gminie Bochnia pod Krakowem. W elektrowni słonecznej Gierczyce długie rzędy paneli fotowoltaicznych będą wytwarzać energię elektryczną o mocy nawet 1,4 MW.
Dopływ gotówki ze ścieków i z wichur
Dzięki OZE w Polsce powoli powstają też spółdzielnie energetyczne. Pierwsza z nich to Nasza Energia na Zamojszczyźnie. Będzie to zespół 15 współpracujących z sobą biogazowni – instalacji produkujących gaz z biomasy, czyli roślinnych i zwierzęcych odpadów oraz ścieków. Prywatna firma energetyczna z Zamościa współpracuje w tym projekcie z kilkoma gminami – według wyliczeń energia z biogazowni będzie o 20 proc. tańsza od tej pobieranej z systemu elektroenergetycznego. Szacowany przychód z inwestycji to ponad 20 mln zł rocznie.
Także energia wiatrowa może wnieść świeży powiew do polskiej energetyki odnawialnej. Największą dziś elektrownią wiatrową jest farma wiatrowa w wielkopolskim Margoninie. Powstała cztery lata temu. 60 wiatraków o łącznej mocy 120 MW przetwarza tam wiatr na pieniądze. Inwestycja kosztowała 166 mln euro, co czyni ją największą inwestycją ekologiczną w Polsce. Farma zaczyna się opłacać inwestorowi, poprawiła też kondycję finansową gminy, która dzięki temu już nie należy do grupy najbiedniejszych w Polsce. Według samorządowców 20 proc. dochodów gminy, czyli ok. 5 mln zł rocznie, to dochody z farmy wiatrowej. Dlatego tak jak inne udane projekty OZE Margonin stał się celem pielgrzymek przedsiębiorców i lokalnych polityków chcących powtórzyć ten sukces u siebie.
To tylko kilka przykładów udanych inwestycji w źródła odnawialne w Polsce. Z całą pewnością ta branża w najbliższych latach będzie się rozwijała. Ustawa o OZE może spowodować, że ten rozwój będzie wolniejszy lub szybszy. Jednak nie zmienia to faktu, że mądre inwestowanie w OZE i wykorzystywanie dopłat unijnych do instalacji to nie tylko sposób na oszczędności dla przedsiębiorców, lecz także ciekawy i perspektywiczny sposób na biznes.
Zbigniew Zaka