Tribeca '16 - Nerdland

Tribeca '16 - Nerdland

Nerdland (2016)
Nerdland (2016) Źródło: Titmouse Inc.
Dodano:   /  Zmieniono: 
„Nerdland” Chrisa Prynoskiego, czyli animowana satyra na obsesję bycia sławnym, to obraz, który ostrze swojej krytyki kieruje nie tylko w szeroko pojęty świat mediów (z tablotdami, programi telewizyjnymi, czy Hollywood na czele), co także w stronę „everymana”, który za wszelką cenę chce stać w błysku fleszy.

Film przedstawia więc wiele nieudanych sposobów dojścia do sławy przez Johna (Paul Rudd) i Elliotta (Patton Oswalt), dwóch przeciętnych 30-latków mieszkajuących w La, a każdy z nich kończy się wyolbrzymioną humorystyczną wpadką. Mężczyźni jednak nie dają za wygraną i próbują kolejnego, jeszcze bardziej szalonego pomysłu. Każda z sytuacji korzysta jednak z utartego schematu, w którym bohaterowie zastanawiają się „co pokazuje telewizja” i jak mogą wkręcić się w taką sytuację. Krytyka filmu Prynoskiego wylewa się z ekranu w niemal każdym kadrze, gdzie często nawet w tle pojawiają się billboardy z takimi napisami, jak: „Kupuj więcej produktów konsumenckich”.

Obraz posiada kilka humorystycznych perełek, które wybijają się z morza bardziej lub mniej udanych pomysłów. Dla tych kilku scen, które potrafią rozbawić do rozpuku, warto pochylić się nad dziełem. W dużej mierze są to żarty autotematyczne, związane z branżą filmową. Jak początkowa scena, pokazująca zestresowanego dziennikarza, któremu udaje się wkręcić na press-junket filmu znanej gwiazdy. Tendencyjne pytania, pot lejący się z czoła, próba dania kopa własnej karierze, jak i lekceważące podejście aktora, czy wszechogarniające użycie komórek w tle, pokazują w krzywym zwierciadle, jak takie wydarzenie może wyglądać w najgorszych snach. Oglądanie więc tego filmu podczas festiwalu filmowego ma dodatkowy smaczek.

Satyra filmu, choć nie jest szczególnie wysmakowana, chwilami jest wyjątkowo celna. Ostrze krytyki zostaje tu wyjątkowo dobrze naostrzone, dzięki czemu niektóre fragmenty dzieła robią piorunujące wrażenie. W swoich najlepszych chwilach obraz pzywodzi na myśl „Wolnego Strzelca” Dana Gilroya, w tym znaczeniu, że oba filmy pięknie ukazują chorą pogoń mediów za sensacją oraz kult tego co „widzimy w telewizji”.

twitter

Warto pochylić się także nad animacją debiutującego studia Titmouse, Inc., która przywodzi na myśl rysunki z zeszytów znudzonych studentów kierunków artystycznych. W tym znaczeniu, że wiele tu nieestetycznych, koślawych i przerysowanych postaci, które często bardziej odrzucają niż przyciągają uwagę. Pierwsze piętnaście minut to zresztą atak na zmysły widza, który będzie musiał oswoić się ze specyficznym stylem dzieła. Wszystko to jednak również pięknie uzupełnia się z samym tematem obrazu, dlatego zupełnie nie przeszkadza to w pozytywnym odbiorze dzieła.

„Nerdland”, choć nie pozbawione błędów posiada tak wiele świetnych momentów, że nie sposób nie oglądać go z rosnącym zainteresowaniem, czekając na kolejną nietrafioną decyzję bohaterów.

Ocena: 7/10