Michał Kaczoń, FILM: Zacznijmy od rozmowy o samym scenariuszu. Co Cię zainspirowało, ile trwały prace nad skryptem?
Asaph Polonsky: Zaczęło się od bardzo smutnej historii. Mojemu znajomemu zmarła dziewczyna. Długo chorowała. Kiedy się o tym dowiedzieliśmy, razem z grupą przyjaciół poszliśmy do niego do domu. Siedzieliśmy razem na werandzie, milcząc, bo w zasadzie nie pozostało nic do powiedzenia. Kiedy w pewnym momencie jedno z nas zapytało - Czy nie została Ci jeszcze jej medyczna marihuana? - byliśmy skonsternowani. Było to bowiem okropne, a jednocześnie niezwykle zabawne. Czuć było w tym jakiś śmiech przez łzy. Coś z tej sytuacji mocno zostało we mnie w środku. Dlatego pomyślałem, że chciałbym wykorzystać tę sytuację w krótkim filmie. Kiedy jednak zacząłem nad tym pracować, szybko zorientowałem się, że ta historia ma potencjał na więcej.
Odłożyłem więc moje notatki na bok, zrobiłem innego shorta, który zainteresował dwójkę producentów, którzy chcieli ze mną pracować. W międzyczasie doszlifowywałem swój pomysł w Jerusalem Film Lab. Kilka miesięcy przed rozpoczęciem zdjęć otworzyłem zaś pusty dokument i zacząłem pisać wszystko od początku. Było to niezwykle odświeżające przeżycie, które odblokowało moją wyobraźnię. Pomysł był taki, żeby nabrać nowego spojrzenia na całą historię. Bardzo wiele rzeczy z tej nowej wersji scenariusza trafiło do finalnego filmu.
Dlaczego zdecydowałeś się osadzić swój film w pierwszy dzień po zakończeniu shivy?
Asaph: Zacznę może od tego, aby wyjaśnić na czym w zasadzie polega shiva. W tradycji żydowskiej, a w szczególności w Izraelu, kiedy umierasz, Twój pogrzeb odbywa się naprawdę szybko. Jeśli zmarłeś rano, jest wielkie prawdopowobieństwo, że zostaniesz pochowany tego samego popołudnia. Tuż po pogrzebie rozpoczyna się okres żałoby, tygodniowa shiva, okres w którym nie pracujesz, siedzisz z rodziną i opłakujesz zmarłego. Sądzę, że jest to niezwykle pomocna tradycja, która pomaga Ci oswoić się z tragicznymi wydarzeniami, które wydarzyły się w twoim życiu. To także taki okres, w którym Twoje życie jest jakby zatrzymane. Powstało trochę filmów, które opowiadają o shivie i o problemach, które może ona rodzić. Mnie bardziej ciekawił jednak moment, w którym następuje powrót do życia, chwila w której trzeba wyłączyć przycisk pauzy. Sądzę bowiem, że tak naprawdę to właśnie wtedy człowiek naprawdę musi poradzić sobie z tym, co się zdarzyło. Może to zająć dekadę, może to zająć całe życie, ale to właśnie w tym momencie, tuż po końcu shivy, rozpoczyna się proces prawdziwego zderzenia się z nową rzeczywistością. Wydało mi się to niezwykle ciekawe.
Porozmawiajmy teraz o bohaterach, castingu i specyficznym stylu ubioru, w którym bohaterowie się noszą. W szczególności uwagę zwraca Zooler, dawny przyjaciel syna.
Asaph: Jeśli chodzi o kostiumy, pamiętam, że zależało mi na tym, aby nie używać czarnych strojów. W całym filmie nie pojawia się więc ani jeden czarny kostium. W dużej mierze wynika to z tego, że w filmach zawsze widzimy sceny pogrzebowe w czerni. Każdy nosi ten strój na znak żałoby. Tak naprawdę jednak ludzie w Izraelu ubierają się zwyczajnie, bardzo kolorowo. Na cmentarzach mamy więc feerię barw. To bardzo swobodny kraj. W zasadzie nikt nie nosi garniturów. Chyba, że jest burmistrzem (śmiech). Zależało mi więc, aby trzymać się tej prawdy.
Tę kolorowość strojów chciałem wykorzystać też przy tworzeniu ubioru samych postaci. Zależało mi, aby ich stroje w pewien sposób oddawały nastrój, w którym się znajdują. Można powiedzieć, że zielony, czy szary strój Eyala (głównego bohatera, granego przez Shaia Aviviego, przyp. red.), koresponduje z jego stanem wewnętrznym, jak i bladością twarzy. Jedyny raz, kiedy może założyć jakiś barwniejszy, bardziej optymistyczny strój, jest moment, w którym prawie idzie do pracy i prawie zakłada swój pomarańczowy uniform. Jeśli zaś chodzi o Zoolera, to, no cóż, to po prostu chłopak, który lubi wygodę. Dlatego nosi swoje zwiewne ciuchy, krótkie spodenki, snekarsy, luźne t-shirty. Dodatkowo wraz z Tomerem Kaponem, który gra Zoolera, chcieliśmy, aby nasz bohater miał własnoręcznie robiony strój, który wykorzystuje do grania w air-guitar w jednej ze scen. Nie wiem czy wiesz, ale te kostiumy mogą być prawdziwie szalone. Stwierdziliśmy, że nasz bohater nie jest jeszcze tym etapie, by mieć super ekstrawagancki ubiór, ale zależało nam na tym, by miał szczególny strój, który będzie wiadomo, że zrobił własnoręcznie w domu. Że poświęcił swój prywatny czas, aby go doszlifować.
W pewnym momencie bohaterowie trafiają na pogrzeb kogoś innego. W tym momencie pokazujesz absurdy dnia innego mężczyzny, któremu zmarła bliska osoba. Dlaczego było dla Ciebie ważne, aby pokazać jego historię?
A Ty co z tego wyciągnąłeś?
Uważam, że świetnie uzupełniło to cały film, nadało właściwej historii jeszcze większej wyrazistości, będąc niejako małą reprezentacją całego dzieła. Ta historia jest bowiem tragikomiczna, pięknie zaciera granicę między smutkiem, a śmiechem.
Cieszę się, że tak to czytasz. Takie było mniej więcej nasze założenie. Przede wszystkim wiedziałem, że będziemy mieli w tej scenie mowę pogrzebową. Aby była ona bardziej wyrazista, wiedziałem że muszę dodać jakąś wizualną reprezentację tego, co słyszymy z offu. Chciałem także niejako pokazać początek procesu żałoby. Nasza historia zaczyna się bowiem pod koniec shivy, jednak Eyal i jego żona też musieli przeżyć te pierwsze godziny. Chciałem więc, aby ta krótka historia nawiązywała do właściwej historii filmu. Sądzę, że to jest kluczowy moment dla rozwoju Eyala. Mam więc nadzieję, że to, że widzimy tę scenę na ekranie, a nie jedynie ją słyszymy, pomoże widzowi jeszcze lepiej wczuć się w sytuację bohatera. Na dodatek i przychodzi to do mnie teraz, myślę, że to, co dzieje się w tej małej historii, pozwoliło w jakiś sposób tamtemu bohaterowie przeżyć te pierwsze tragiczne chwile. Skupiając się na czymś innym, ulżyło mu jakoś w jego bólu. A nam, jako widzom, dało miniaturkę całego dzieła, czyli zalążki humoru w tragicznej sytuacji.
Porozmawiajmy o lokacjach. Dlaczego to konkretne miasto, a przede wszystkim dlaczego właśnie ten cmentarz?
Nakręciłem to w mojej rodzinnej miejscowości, niedaleko Tel-Avivu. Kiedy zacząłem pisać scenariusz, zacząłem pisać o miejscach, które znałem. Wiedziałem że chcę aby akcja rozgrywała się właśnie tutaj. Mimo, że temat nie jest bardzo izraelski, już sami bohaterowie jak najbardziej są. Zależało mi więc na tym, aby dobrze oddać to na ekranie, a ta miejscowość wydawała się idealnym miejscem osadzenia akcji.
Jeśli zaś chodzi o cmentarz, zależało mi na tym, aby był ogromny, a nasz bohater mały. Aby mógł się w nim zagubić. Aby początkowo nie mógł nawet odnaleźć grobu swojego syna. Chciałem, aby sama obecność na cmenatrzu była swoistą wyprawą, misją. Lokalizacja okazała się świetna, gdyż cmenatarz, na którym kręciliśmy nasze sceny, był tak ogromny, że w filmie nawet nie widać jego całości.
Porozmawiajmy o muzyce.
Asaph: Na początku zauważę może, że celowo wydłużyłem moment, w którym utwory muzyczne rzeczywiście pojawiają się w filmie. Chciałem, aby widz miał przez jakiś czas poczucie, że „być może będzie to film bez muzyki?”.
Poszukiwanie muzyki zacząłem od odnalezienia najlepszego utworu do sceny gry na air-guitar. W scenariuszu zapisałem sobie bowiem tylko: „Zooler wykonuje najlepszy w swoim życiu pokaz gry na air-guitar”. Wiedziałem, że od muzyki bardzo wiele zależy. Chciałem mocnego rockowego utworu, ale równocześnie takiego, który rzeczywiście będziemy mogli zdobyć przy naszym budżecie. Wtedy na szczęście przypomniałem sobie ten świetny indie-rockowy utwór grupy, która pochodzi z Izraela. Równocześnie wiedziałem też, że potrzebuje bardzo wyrazistego utworu do sceny z operacją. Zacząłem więc przeglądać inne utwory Tamar Apher i znalazłem idealnego kandydata. Napisałem więc do artystki, podesłałem swoje shorty, spotkaliśmy się i miałem tyle szczęścia, że zgodziła się na wykorzystanie swojej twórczości. Wiedziałem, że te utwory musimy mieć szybko, bo chciałem z nich korzystać także przy samych zdjęciach, w trakcie kręcenia.
O reszcie utworów zdecydowałem dopiero przy montażu. Pierwotnie w filmie miało być więcej muzyki komponowanej. Szybko jednak zorientowałem się, ile gotowych utworów pasuje do naszego dzieła. Finalnie w gotowym filmie mamy tylko dwa momenty z muzyką komponowaną. Nie przeszkadzało to jednak naszemu kompozytorowi, Ranowi Bagno, który powiedział do mnie, że dobrałem tak dobrą muzykę, że jest ona niemal kolejnym bohaterem.
Skoro rozmawiamy już o muzyce i scenie z air-guitar - kto był choreografem tej sekwencji?
Asaph: (śmiech) Na drugim przesłuchaniu Tomer przyszedł z własnym utworem, który de facto był mash-upem dwóch czy trzech utworów i był w tym świetny. Kiedy już wiedziałem, że to właśnie jego obsadzimy w roli Zoolera, a ja zdecydowałem się na utwór, podesłałem mu ten kawałek, a on powiedział, że w wolnych chwilach (pracował wtedy nad innym projektem), będzie nad nim pracować, a potem podeśle mi wideo z efektem końcowym. Kiedy juz plik dotarł w moje ręce, byłem zachwycony. Było to nieco nieokrzesane, ale posiadało świetną energię. Na jednej z prób zepsuł stolik do kawy (śmiech), a kiedy przyszło do finalnego dnia zdjęciowego, powtórzyliśmy tę sekwencję trzy razy i wykorzystaliśmy ujęcie numer trzy. Tylko tyle, bo to jest naprawdę wyczerpujące, na dodatek chcieliśmy, aby ta scena była nagrana w jednym ciągłym ujęciu.