Nostalgia bywa zgubnym doradcą. Nie wystarczy chcieć wejść drugi raz do tej samej rzeki i zobaczyć co u starych znajomych, by stworzyć dzieło godne uwagi. Trzeba jeszcze mieć co opowiedzieć. "Trainspotting 2" natomiast w zasadzie nie ma nic nowego do przekazania, powielając jedynie wątki z pierwszego filmu, pokazując tym samym, że pewnych nawyków nie da się zmienić. Można wprawdzie powiedzieć, że takie przedstawienie sprawy stanowi wyraziste i niezwykle pesymistyczne unaocznienie tego, że niektóre błędy młodości będą piętnować nas całe życie. Wydaje się jednak, że to za mało, by w pełni uzasadnić powstanie dzieła. A przynajmniej za mało, w formie, w której opowiedziany został film. Nie dość, że Boyle nadmiernie cytuje fragmenty poprzedniego obrazu i powiela jedynie jego stylistyczne zagrania, (a jego filmy zawsze pełne były ciekawych zagrań formalnych), wprowadza też sceny niczym z "Seksu w wielkim mieście 2", w których każe bohaterom śpiewać na żywo przed nieprzychylnym tłumem. Wydaje się, że to właśnie wpływ źle wykorzystanej nostalgii, która sprowadza ich do roli śpiewających grajków, a nie postaci z krwi i kości.
Chciałoby się rzec, że dwadzieścia lat minęło jak jeden dzień. Dlatego spora część obrazu to opowiadanie co w tym czasie przydarzyło się bohaterom. Irytuje jednak mnogość, a nie jakość wątków. Większość z nich jest bowiem niestety jedynie zaznaczona, a nie w pełni rozwinięta, przez co trudniej jest się w nie zaangażować. Jedyną sceną rzeczywiście wartą uwagi jest ta, w której Renton opowiada młodszej dziewczynie o zasadach swoistej "filozofii" "Choose Life" ("Wybierz życie"). Będąc wariacją na temat tego motywu z pierwszej części (a nie jedynie pustą kopią), budzi emocje i pozwala dostrzec zmiany, jakie zaszły w bohaterze Evana McGregora. Stanowi też ciekawe uzupełnienie innej koncepcji, o której Boyle mówił podczas wywiadów z prasą, w której (odmiennie od oryginału) nie dostajemy narracji z offu. To stylistyczne odejście od pomysłu pierwowzoru zostaje skomentowane w tej scenie, pozwalając Rentonowi przywrócić dawny porządek rzeczy i zwiększyć własne poczucie sprawstwa.
Niestety jedna dobra scena wiosny nie czyni i nie naprawia faktu, że reszta obrazu stanowi niepotrzebną powtórkę z rozrywki. Przez to, że jedynie powiela stare motywy, nieumiejętnie próbując postawić je w nowym kontekście, to nie daje prawdziwie emocjonalnego wydźwięku, przez co film ogląda się raczej ze wzruszeniem ramion niż z wypiekami na twarzy. Lepiej więc po prostu obejrzeć oryginał raz jeszcze.
Ocenal 5/10