1. „Różyczka”, reż. Jan Kidawa-Błoński (2010)
Małgorzata Czop: Dualizm postaci zatopionej w realiach Polski lat 60. jest największym atutem Romana Rożka. Pochodzenie żydowskie potęguje kompleksy i lęki, które stara się przykryć bezwzględnością i emocjonalną oschłością. Odcięcie od korzeni i złość napędzają jego działania wobec kochanki i pisarza Adama Warczeskiego. Robert Więckiewicz tworzy postać negatywną, której nie sposób polubić, ale pokazuje, że pod powłoką odważnego agenta SB czai się kruchy i w gruncie rzeczy mały człowiek. „Różyczka” jest ważnym i subtelnym kinem niosącym niesamowite kreacje aktorskie, a uczuciowy trójkąt, pełen napięć i rozczarowań, emocjonalnym orzeźwieniem.
2. „Wymyk”, reż. Grzegorz Zgliński (2011)
Arkadiusz Szpak: W filmie Zglińskiego Więckiewicz kreuje postać tak zwanego człowieka sukcesu, szefa z pewnym siebie cwaniactwem w sposobie bycia, z wypasioną furą pod ręką i ostrym słowem nagany dla podwładnego na ustach. Od pierwszych scen grany przez niego Alfred sprawia wrażenie człowieka o silnej potrzebie manifestowania swego społecznego statusu, przewagi i męskości. Jednak od początku też czuć w tej postaci kompleks i niepewność, z zachowania przebija poza, obnażona – najpierw przed nim samym, potem całym jego światem – w centralnej części filmu. Więckiewicz jest znakomity w tych początkowych partiach „Wymyku”, ale jest też bardzo sobą aktorsko – gra postać „rodzimego macho” dość charakterystyczną i dla wielu innych jego ról, choćby i mocno zróżnicowanych w szczegółach (Blacha z „Odwróconych”, Rożek z „Różyczki”, Szacki z „Ziarna prawdy”...). To, co czyni z Alfreda jedną z najlepszych, najbardziej sugestywnych kreacji w jego karierze, to wyciszenie, które zaczyna się z czasem, już po tym, gdy staje się jasne, że chwila próby złamała jego fałsz: wygrany na półtonach, często w milczeniu – bo w miarę upływu akcji osamotniony Alfred mówi coraz mniej – przejmujący portret człowieka, który zawiódł.
3. „W ciemności”, reż. Agnieszka Holland (2011)
Jędrzej Dudkiewicz: W filmie tym Robert Więckiewicz dostał do zagrania postać bardzo skomplikowaną. Agnieszka Holland dopilnowała bowiem, żeby Leopold Socha nie był kryształowym bohaterem, tylko mężczyzną niejednoznacznym, skrywającym ciemną stronę. Różne wymiary osobowości Sochy Więckiewicz oddał znakomicie, ze szczególnym uwzględnieniem zmiany, jaka w nim zachodzi. Kwintesencją tego jest scena, w której odnalezione zostają zagubione w kanałach dzieci – do przyglądającemu się radości Sochy dociera, że mimo niebezpieczeństwa nadal musi pomagać ukrywającym się Żydom. Bo tak po prostu trzeba. Więckiewicz wyraził to w zasadzie wyłącznie przy pomocy spojrzenia. Umiejętność przekazania skomplikowanych emocji za pomocą oczu jest chyba w zawodzie aktora jedną z najtrudniejszych do wyuczenia. Robert Więckiewicz opanował tę sztukę mistrzowsko.
4. „Wałęsa. Człowiek z nadziei”, reż. Andrzej Wajda (2013)
Dominika Pietraszek: Po premierze ostatniego filmu Andrzeja Wajdy pewien dziennikarz zapytał Roberta Więckiewicza, jakim cudem jest lepszy w byciu Wałęsą od Wałęsy. To pytanie i konstatacja w jednym najlepiej określa miarę wirtuozerii aktora, żartobliwie nazywanego przez niektórych „Wałęckiewiczem”. Pójdźmy o krok dalej: jak Więckiewicz osiągnął to, że jako lider Solidarności jest lepszy niż sam film? „Wałęsie” nie można postawić wielu poważnych zarzutów, lecz rzecz w tym, że o ile obraz ten nie ma wiele do zaoferowania zagranicznej publiczności, to Więckiewicz w niczym nie ustępuje chociażby Danielowi Day-Lewisowi, który za rolę Abrahama Lincolna otrzymał w tym samym roku Oscara. I nie chodzi tu jedynie o mistrzowskie naśladowanie charakterystycznej wymowy prezydenta, lecz odzwierciedlenie jego zapalczywości ocierającej się o maniactwo.
5. „Pod Mocnym Aniołem”, reż. Wojciech Smarzowski (2014)
Piotr Nowakowski: Po rozprawieniu się z Polską Brzydką, Zakłamaną i Skorumpowaną, Wojtek Smarzowski postanowił rozprawić się z Polską Pijaną, a w centrum wydarzeń umieścił właśnie Roberta Więckiewicza. W „Pod Mocnym Aniołem” ten utalentowany polski aktor wciela się w rolę pisarza, który zmaga się z problemem alkoholizmu. W filmie pojawia się mnóstwo innych znanych twarzy (m.in. Jacek Braciak, Kinga Preis, Marian Dziędziel), lecz to właśnie Więckiewicz skupia na sobie całą uwagę widza i po raz kolejny udowadnia, że nie ma najmniejszych problemów z odgrywaniem tak trudnych ról. To nie jest lekkie kino, oglądając film nie zrelaksujecie się. I choć niektóre sceny bez wątpienia wywołają na Waszych twarzach uśmiech, po chwili sami będziecie się wstydzić, że sobie na niego pozwoliliście. A po seansie zamiast krzyków czy śmiechów będziecie słyszeć jedynie ciszę. Magia? Nic takiego, to po prostu Wojtek Smarzowski, który za pomocą Roberta Więckiewicza przyprawił nas wszystkich o kaca-moralniaka, który będzie nam towarzyszył jeszcze przez kilka dobrych miesięcy po seansie… Ponadczasowy film, wybitna rola.
6. „Ziarno prawdy”, reż. Borys Lankosz (2015)
Paulina Wójtowicz: Każdy, kto pochłonął trylogię Zygmunta Miłoszewskiego o prokuratorze Teodorze Szackim, stworzył w swojej wyobraźni mniej lub bardziej precyzyjny obraz bohatera. Idę o zakład, że nawet najbardziej szalone fantazje nie uwzględniły w wizerunku Szackiego rysów Roberta Więckiewicza. Bo nie te włosy, bo nie ta postura, bo nie ten czar. Robert Więckiewicz zdecydowanie nie jest także moim Szackim. Co ciekawe jednak, Szacki aktora – choć inny od wyobrażeń większości czytelników – doskonale oddaje charakter, mentalność i temperament bohatera. Prokurator w wydaniu Więckiewicza to wciąż ten sam przenikliwy, bystry, ale cyniczny szowinista, traktujący kobiety, ale i ludzi w ogóle powierzchownie, doskonale zdający sobie sprawę z własnych przywar i jednocześnie niemogący powstrzymać się przed ich wzmocnieniem. Więckiewicz świetnie oddaje jedną z najważniejszych cech charakteryzujących Szackiego – jego permanentne zmęczenie psychiczne życiem, którym musi żyć i leniwe zniechęcenie do zmian, dających perspektywę na bardziej satysfakcjonujące jutro. Szacki mógłby się pogniewać, że odebrano mu jego wyróżnik pod postacią zbyt wcześnie posiwiałych włosów, a w miejsce trudno uchwytnego uroku zimnego drania wstawiono stalowe spojrzenie i wieczny grymas bólu istnienia, ale doskonale wie, że... wygląd to nie wszystko. Liczy się wnętrze, a to Więckiewicz oddał paskudnie [sic!] dobrze.