Warto zacząć od tego, że na rynku światowym książka „Ed i Lorraine Warren. Demonolodzy” nie jest nowością wydawniczą, tak jak „Obecność” i jej sequel nie są pierwszymi horrorami opartymi na relacjach słynnego małżeństwa. Materiały zebrane przez Geralda Brittle’a (tytuł oryginalny: „The Demonologist: The Extraordinary Career of Ed and Lorraine Warren”) ujrzały światło dzienne już w roku 1980, po czym wielokrotnie trafiły na półki księgarń we wznowieniach. Długo niedostępne dla polskiego czytelnika, doczekały się tłumaczenia dopiero w roku bieżącym, zapewne na skutek popularności filmów Jamesa Wana.
Choć malezyjski reżyser na nowo wzbudził zainteresowanie nieco przykurzonymi sprawami Warrenów (największym rozgłosem cieszyły się one w latach 70. i 80), to kino pozostawało im stosunkowo wierne. W roku 1979 premierę miał „Horror Amityville” Stuarta Rosenberga, który zapoczątkował całą serię straszaków (ciągnącą się do dziś – w roku 2017 na srebrne ekrany trafić ma trzynasta już część, „Amityville: The Awakening”). Rzecz jasna kolejne odsłony cyklu mają coraz mniej wspólnego z tym, czego naprawdę świadkami była rodzina Lutzów, lecz na uwagę zasługuje ciepło przyjęty remake „Amityville” Andrew Douglasa z roku 2005. Nawiedzeniami badanymi przez Warrenów inspirowali się także scenarzyści „Nawiedzonego domu” (1991, reż. Robert Mandel), „Udręczonych” (2009, reż. Peter Cornwell) oraz „Annabelle” (2014, reż. John R. Leonetti).
Powyższa lista nie skończy się na „Obecności 2”. Przemawia za tym nie tylko fakt, że James Wan przebąkuje o powstaniu trzeciej części cyklu, ale również bogata spuścizna Eda i Lorraine Warrenów, której elementem jest również recenzowana książka. „Demonolodzy” wyszli co prawda spod cudzego pióra, lecz przytaczają słowa pary, które padły podczas prowadzonych przez nią wykładów lub w rozmowach z Brittlem. Pozycja ta ma zatem charakter reportażowy, daleki od tego, do czego przyzwyczaiła nas literatura grozy.
Ważny jest kontekst historyczny, od wyjaśnienia którego rozpoczyna redakcja: w latach 70. okultyzm był na tyle modny, że stał się częścią pop-kultury. Dostępność podręczników do czarnej magii miała powodować falę nawiedzeń, dlatego Warrenowie nie zaniedbywali profilaktyki i w swych wystąpieniach wielokrotnie podkreślali, jakie konsekwencje często niosą za sobą te pozornie niewinne praktyki. „Naszym zdaniem odgrywamy role edukacyjne”, wyznaje Lorraine. Stwierdzenie to pobrzmiewa na każdej stronie „Demonologów” – książki pełnej okołoteologicznych rozważań i „nauk” Warrenów. Nieco mniej miejsca zajmują w niej dokładne opisy nawiedzeń czy opętań, choć nadal publikacja ta zawiera moc jeżących włos na głowie historii, które nie mogą ujść uwadze hollywoodzkich scenarzystów.
Z książki Brittle’a dowiemy się zatem, jaka różnica zachodzi między duchem ludzkim a nieludzkim, czym jest inkub lub jak zminimalizować ryzyko opętania. O filmowym potencjale książki nie stanowi jednak teoria, tylko ilustrujące ją przykłady. Oprócz tych strawionych przez kino, jak nawiedzenie domu w Enfield, autor „Demonologów” omawia wydarzenia mniej znane, lecz równie wstrząsające. Jedną z takich zapomnianych spraw jest przypadek Beckfordów – udokumentowany atak diabelski – inną opętanie pewnej dziewczyny, która wymarzonego mężczyznę usidliła dzięki symbolicznym zaślubinom z szatanem.
Brittle przyjmuje opowieści Warrenów bez śladu zwątpienia, a jego absolutny bezkrytycyzm niektórym czytelnikom może wydać się śmieszny. Jeśli wierzyć Edowi Warrenowi, kilkanaście razy uniknął śmiertelnego wypadku drogowego spowodowanego przez mszczące się demony. Te „rewelacje”, podane ze śmiertelną powagą, zmierżą zwłaszcza ateistów. Z drugiej strony, ci pewnie od „Demonologów” będą trzymać się z daleka (a przynamniej powinni). Pozostali, mniej sceptyczni czytelnicy, być może „uwierzą w ducha”.
Książkę tę trzeba również odradzić poszukiwaczom tanich sensacji. „Demonolodzy” to próba usystematyzowania obfitego dorobku Warrenów, uchwycenia ich światopoglądu i celów przyświecających misji (misji, gdyż za swą pomoc nigdy nie pobierali opłat). Sensacja gra tu drugie skrzypce, choć niektórych fragmentów tego niesamowitego reportażu pozazdrościłby sam Stephen King. Od „rozrywkowych” walorów publikacji istotniejsza jest jej wartość poznawacza. Nawet jeśli nie dacie wiary każdemu słowu Eda i Lorraine, ich opowieść poszerzy Wasze pole widzenia. Choćby dlatego, że zdemaskuje liczne w „Obecności” fantazje Jamesa Wana.