Trasa była historyczna także ze względu na inne kraje Ameryki Łacińskiej i Południowej, które zespół odwiedził po raz pierwszy. Wydarzenie było tak ważne, że w trasę z członkami zespołu postanowił wybrać się filmowiec Paul Dugdale. Chciał zarejestrować proces przygotowania do tej historycznej trasy koncertowej. Historia przedstawiona w jego filmie prowadzona jest jednak kilkutorowo. Z jednej strony to dynamiczny zapis poszczególnych koncertowych utworów, wprost z perspektywy sceny. Tak ciekawie poprowadzony, że czujemy się jakbyśmy sami występowali z członkami grupy przed wielotysięczna publicznością. Z drugiej strony jest to zapis trasy koncertowej i otaczającego świata z perspektywy zespołu - próby, rytuały przed kolejnymi występami, przemieszczanie się samolotem, wanem czy limuzynami, oprowadzanie po pokojach hotelowych i wieczornych wypadach na miasto w celu poznania lokalnej kultury, ręka w rękę z członkami grupy.
Z trzeciej wreszcie - historią o problemach organizacyjnych przy przygotowaniu trasy. W tym dylematy z rozwiązaniem niezwykle trudnego logistycznie faktu organizacji koncertu na Kubie. Kraj ten przez lata był bowiem zamknięty na jakiekolwiek kontakty z Zachodem, dlatego sprawa jest niezwykle skomplikowana. Ta część obrazu obfituje w zaskakujące zwroty akcji, na dodatek okraszona jest ogromną dawką humoru. Dość powiedzieć, że wszystko, co może przeszkodzić w organizacji imprezy masowej, ma miejsce podczas kilku tygodni przed datą sławetnego koncertu.
Z czwartej zaś - „Ole! Ole! Ole!” jest zapisem dnia przed koncertem poszczególnych grup fanów z różnych krajów, którzy przez lata wyczekiwali przyjazdu wymarzonego zespołu. Ta perspektywa nabiera dodatkowego znaczenia, ukazując impakt, jaki muzyka Stonesów wywarła na świat i ludzi reprezentujących różne kultury.
Reżyser bardzo umiejętnie przemieszał te perspektywy, tworząc niezwykle ciekawą mozaikę, która razem tworzy „świat z perspektywy Rolling Stones”, jak w pewnym momencie padnie z ekranu. Wyśmienitym zagraniem było chociażby wyłapywanie w koncertowym tłumie osób, które mieliśmy szanse poznać bliżej, podczas krótkich segmentów im poświęconych. Fakt, ze kamera skupia się na nich w dużym zbliżeniu, a potem odjeżdża, ukazując nieprzebrany tłum widzów zebranych na imprezie, godny jest wynotowania i pochwalenia.
Film Dugdale’a nie jest więc typowym zapisem trasy koncertowej. To raczej szeroko skrojona opowieść, która nie tylko przybliża codzienne życie członków zespołu i ich pasje i zainteresowania, ale przygląda się także w jaki sposób muzyka zespołu oddziaływała na kulturę i światopogląd przedstawicieli różnorodnych nacji. Przy tym jednak reżyser potrafił uchwycić także koncertową gorączkę, wzajemną nić porozumienia, która wywiązuje się między zespołem, a fanami oraz to zarażanie się pozytywną energią, które następuje podczas najlepszych występów na żywo.
"The Rolling Stones: Ole! Ole! Ole!” to rzeczywista filmowa petarda. Obraz, który zaraza pozytywna energia i sprawia, że nie tylko będziemy nucić piosenki zespołu, ale i wyjdziemy z kina z szerokim uśmiechem na ustach. Wspaniała rozrywka!
Ocena: 8/10
ZapiszZapisz