Opowieść rozpoczyna się, gdy na obiad do Evy i Rocco stawia się grupa starych dobrych znajomych. Rozmawiają, przekomarzają się, rzucają żartami, wszystko upływa w miłej atmosferze. W pewnym momencie jednak gospodyni, Eva (dobra Kasia Smutniak), decyduje się podsunąć towarzystwu ryzykowną grę - wyciągnijmy nasze telefony na wierzch i czytajmy na głos każdą wiadomość, którą otrzymamy i odbierajmy każdy telefon, który do nas przyjdzie. Niby nic strasznego. A jednak. Im dalej w wieczór, tym większe sekrety wychodzą na jaw, a spirala kłamstw w pewnym momencie osiągnie apogeum nie do przeskoczenia.
Film ogląda się z niegasnącym zaangażowaniem, dzięki temu, że reżyser prostymi środkami zjednuje nam bohaterów już w pierwszych scenach. Przedstawiając ich w pozytywnym świetle, uśmiechniętych, rzucających żartami, sprawia, że zaczynami ich lubić i dobrze czuć się w ich towarzystwie. W pewnym momencie ma się wręcz wrażenie, jak gdyby było się jednym z członków paczki. To zagranie jest niezwykle ważne dla dalszej części obrazu, w której na jaw wyjdą wszystkie skrywane kłamstwa i dawno zasypane niesnaski. Wtedy zaczniemy stresować się wraz z poszczególnymi bohaterami i współodczuwać każdą zdradę zaufania.
Film swoją strukturą przypomina „Rzeź” Romana Polańskiego (a co za tym idzie pierwowzór w postaci „Boga Mordu” Yasminy Rezy), pod tym względem, że tutaj również mamy grupę ludzi zamkniętą w jednej przestrzeni, którzy nagle zaczynają wzajemnie mieć do siebie pretensje o niewypowiedziane sprawy, które podświadomie mają wpływ na ich życie. O ile jednak tam postawiono bardziej na humor sytuacyjny, tutaj wielokrotnie podbijany jest dramatyzm kolejnych wyznań. Oczywiście humor też jest obecny w dziele Genovese, zwłaszcza w jego pierwszej połowie. Im dalej w las, tym bliżej nam jednak do niszczącej siły nadmiernej szczerości i pewnego katharsis, które następuje w wyniku rozpadu dotychczasowego status quo. Scenariusz filmu jest niezwykle skrupulatnie napisany, serwując nam nową niespodziankę w równych odstępach czasowych i każący zastanowić się jak sami zachowalibyśmy się w podobnej sytuacji.
Każda kolejna rewelacja jest większa i bardziej przejmująca niż poprzednia, a twórcy umiejętnie żonglują dramatem i komedią zaistniałej sytuacji. Dość powiedzieć, że jeden z bohaterów ma dzwonek telefoniczny w rytm melodii „I Will Survive” Glorii Gaynor. Pierwsze słowa utworu idealnie oddają nastrój, który od pewnego momentu panuje w filmie Genovese - „Na początku się bałam, byłam przerażona…”. Wyśmienite, przewrotne zagranie, zdradzające przestrach bohaterów co do tego co za chwilę może ujrzeć światło dzienne.
„Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie” ogląda się niemal, jak opowieść ku przestrodze przed nadmierną szczerością. A jednocześnie ukazujące, iż życie pełne sekretów może nie być tak naprawdę prawdziwe. Inteligentna diagnoza, z której wnioski należy wyciągnąć samemu.
Ocena: 7,5/10