„Dunkierka” przedstawia akcję ewakuacji brytyjskich żołnierzy, wypartych przez niemiecką armię nad sam brzeg morza podczas jednej z największych bitew II wojny światowej. Setki tysięcy żołnierzy, zamkniętych na plaży francuskiej Dunkierki, czeka na ratunek. Film skupia się na kilku perspektywach, z których ukazane jest to zdarzenie – młodego szeregowego (Fionn Whitehead), pilota RAF (Tom Hardy) oraz cywila, który wypływa na morze, by ratować szukających drogi do domu żołnierzy (Mark Rylance).
Gdy w pierwszej scenie filmu grupka brytyjskich żołnierzy kroczy opustoszałą ulicą malowniczej Dunkierki, zaś w tle słychać tykającą bombę ścieżki Hansa Zimmera, widz od razu wie, że trafił pod właściwy adres – to musi być dzieło enfant prodige nowoczesnego kina. „Dunkierka” stanowi bowiem dowód wielkości brytyjskiego reżysera, lecz przede wszystkim – jego dojrzałości twórczej.
O tej świadomości własnych możliwości świadczy to, że brytyjski reżyser wyzbywa się sztampy kina wojennego. Podobnie jak w „Mrocznym rycerzu”, gdy komiksowość zastąpił nowatorskim realizmem, w „Dunkierce” także szuka własnej ścieżki. Wyciąga lekcje z wcześniejszych klasyków gatunku i tworzy coś unikatowego. Zachowując zatem przytłaczający ogrom wojennego chaosu znany z „Szeregowca Ryana”, pomija realistyczną brutalność z filmu Spielberga. Gdy myśliwce z przestworzy bombardują brzeg, Nolan unika potępiającego tonu „Czasu apokalipsy”, gdzie „Lot walkirii” stanowił obraz czystego, ludzkiego okrucieństwa. Trup ściele się gęsto, ale kamera nigdy nie poświęca nawet chwili, by to zaobserwować. W „Dunkierce” stroni się bowiem od drastycznych scen - od tej wojny, którą serwowano nam w kinie od lat.
Zamiast tego Nolan pokazuje inne jej aspekty. Interesują go niepokój, oczekiwanie, niepewność. Okrucieństwo jest gdzieś za rogiem, dopowiedziane w głowie widza. Bardziej od znanego nam realizmu, reżysera interesuje nieznośna presja czasu, dramaturgia losu jednostki i jej walka o przetrwanie. Używając kilku postaci, Nolan komponuje kompleksowe spojrzenie na jeden, historyczny moment – zetknięcie klęski i zwycięstwa. Maniera narracji przypomina dzięki temu „Cienką czerwoną linię” Terrence’a Malicka, gdzie wiele wątków i bohaterów składa się na jeden, kompletny obraz. Fionn Whitehead to milczący wojak, który desperacko szuka ucieczki z piekła. Zamaskowany pilot (Tom Hardy) jest symbolem niezmordowanej walki z wrogiem oraz poświęcenia w imię wyższych celów. Natomiast Mark Rylance, w roli cywila ratującego żołnierzy, symbolizuje, że to wojna wszystkich – nie tylko żołnierzy, którzy w rozpaczy wypatrywali brytyjskich okrętów na horyzoncie.
Wszystkie postaci odczuwają własne napięcie, zaś krew w ich żyłach pompowana jest w rytm pulsującej muzyki Hansa Zimmera, która niczym zegar, odmierza dla nich każdą sekundę. Udziela się ono widzom od pierwszych minut i trwa do samego, epickiego zwieńczenia. Nie ma bowiem chwili wytchnienia – wróg nieuchronnie zbliża się z każdą upływającą godziną. Tutaj jednak po raz kolejny wychodzi reżyserki kunszt Nolana – niemiecka armia nigdy nie zostaje widzom pokazana. To wróg-widmo, który pozbawiony ludzkiej twarzy, staje się jeszcze bardziej przerażający.
Napięcie potęgowane jest również przez fenomenalne zdjęcia Hoyta van Hoytemy, absolwenta łódzkiej szkoły filmowej – zapierające dech w piersiach, dynamiczne ujęcia w przestworzach świetnie współgrają z klaustrofobicznymi wnętrzami tonących statków. Widowiskowość zderza się tutaj z dramatem jednostki, zaś wielkie, niezwykle ważne wydarzenie historyczne, zyskuje humanistycznego pierwiastka.
„Dunkierka” jest również wyśmienitym spektaklem od strony warsztatu aktorskiego. Nolan udowadnia, że mając na pokładzie kilku weteranów, potrafi poprowadzić także grono nowicjuszy, którzy niekiedy stawiają swoje pierwsze filmowe kroki. Zadziwiająco dobrze wypada Fionn Whitehead – jego oszczędny, lakoniczny styl gry pasuje do wszechogarniającej jego postać desperacji. Solidnie wypadają także role drugoplanowe – Mark Rylance, Cillian Murphy, Jack Lowden, czy nawet znany bardziej z muzycznej kariery Harry Styles – wszyscy chwytają każdą ekranową sekundę, by udowodnić, że nie bez powodu znaleźli się na planie.
Ostatecznie, „Dunkierka” to film, który zapewne zapisze się jako kamień milowy w kinie wojennym. To epickie widowisko, które ma wszystkie elementy wielkiego spektaklu – wyborne zdjęcia, przekonywające kreacje aktorskie i tempo, które angażuje widza. Jednak przede wszystkim „Dunkierka” udowadnia, że w każdym gatunku filmowym jest miejsce na nowatorskie spojrzenie – potrzeba tylko właściwego człowieka za kamerą.
Ocena: 9/10
Autor: Kajetan Wyrzykowski, Unusual Motion Pictures