Film zaczyna się jak klasyczny horror spod znaku „home invasion” („napaści na dom”). Oto szczęśliwa rodzina jedzie do swojego domku letniskowego, aby oddać się urokom słońca i plaży. Gdy jednak zapada wieczór, a na podjeździe pojawi się grupa ludzi, trzymających się za ręce i nie reagujących na jakiekolwiek kierowane do nich słowa, sprawy nabiorą wrogiego obrotu. Gdy po chwili jedno wyda sygnał, czwórka przybyszów zacznie okrążać dom, a potem… zwyczajnie do niego wejdzie. „Kim jesteście?” zapyta przerażona matka kobietę, która wygląda dokładnie tak samo, jak ona. „Jesteśmy Amerykanami”, padnie w odpowiedzi. To scena, która nie tylko budzi ciarki na plecach, ale otwiera też obraz na szeroką interpretację.
To dobry moment, by zdradzić, że film tak naprawdę zaczyna się od karty tytułowej, z której dowiadujemy się, że „pod terenem USA znajduje się ogromna i rozległa sieć podziemnych tuneli, których przeznaczenia nikt w zasadzie nie zna”. Samo „Us” pełne jest symboli, metafor, nawiązań i odniesień, których przeznaczenie nie jest od razu jasne. Wiele z nich nie zostaje nigdy wyjaśnionych wprost, stanowiąc dodatkową strawę dla widza, który musi sam ułożyć sobie porozrzucane po filmie pomysły w spójną całość.
Właściwa historia, opowiedziana także po prologu, rozgrywającym się w 1986 roku, gdy młoda dziewczynka, w wygranej przez ojca koszulce z podobizną Michaela Jacksona, oddala się od rodziców i wchodzi do złowieszczego gabinetu luster, gdzie przeżywa prawdziwe chwile grozy, opowiedziana jest już w łatwy do przyswojenia sposób. „Inwazja na dom” jest o tyle bardziej przerażająca, że napastnikami, są osoby, które wyglądają dokładnie, tak jak sami bohaterowie.
Największym atutem „Us” jest bowiem właśnie sama obsada. Każdy z bohaterów gra tutaj podwójną rolę - siebie oraz ubranego na czerwono złowieszczego oprawcę, dzierżącego ogromne złote nożyczki, podbijając tym samym strach zarówno bohaterów, jak i samych widzów. „To my” stanowi dzięki temu pochwałę zawodu aktora i jego umiejętności, które widoczne są na ekranie w każdej scenie. Dzięki podwójnym rolom, aktorzy są zarówno przerażeni, jak i przerażający; nie mogący złapać oddechu ze strachu, jak i dzierżący złowieszczy uśmiech, który ten dech odbiera. Aktorski kunszt widać nawet w mniejszych scenach z bohaterami pobocznymi, gdzie proste czynności, jak nakładanie szminki na usta, mogą przyprawić nas o ciarki na plecach. Już teraz przebąkuje się nawet o ewentualnej nominacji Oscarowej dla niezawodnej Lupity Nyong’o, która kradnie dla siebie każdą scenę na ekranie, tworząc dwie całkowicie odmienne wersje tej samej(?) bohaterki. (Oby tylko nie skończyło się tak, jak z wyśmienitą rolą Toni Colette w „Hereditary. Dziedzictwo”, całkowicie pominiętej przy nominacjach).
„To my” wciąga, buduje napięcie i działa na widza w sposób podskórny - wywołując w nim wewnętrzny niepokój. Obraz wprawia w specyficzny nastrój, z którego nie możemy się otrząsnąć. Reżyser umiejętnie operuje także humorem i muzyką, aby podbić złowieszczy przekaz swojego obrazu. Peele wytyka też palcem wiele przywar współczesności, obracając je w złowrogi żart i każąc zastanowić się samemu widzowi nad własnymi działaniami.
W „To My” nic nie jest bowiem przypadkowe; wszystko otwarte jest do interpretacji. Przy tym - film jest tak dobrze poprowadzony, że dajemy się przede wszystkim wciągnąć w przedstawioną historię, wszelkie tropy interpretacyjne, pozostawiając na później. To dobra, wciągająca rozrywka, która zostaje z nami na dłużej i każe przemyśleć nie tylko obejrzane zdarzenia, ale ich konsekwencje i znaczenia.
Film kończy się w sposób, który stawia więcej pytań niż odpowiedzi, przez co dzieło nie tylko zostaje z nami na dłużej, ale także każe zastanowić się, czy ponowna wizyta w kinie, nie przyda się, aby ułożyć sobie wszystko w głowie. Intrygująca, wciągająca rzecz, która nie tylko potrafi porządnie nas wystraszyć, co przede wszystkim - skłonić do myślenia. „To film, o którym będziemy rozmawiać przez lata”, jak powiedział rozentuzjazmowany kolega dziennikarz po porannym pokazie dzieła. Będziemy, oj będziemy. Zdecydowanie jest o czym!
Ocena: 8/10