Na wstępie każdej swojej wypowiedzi na temat uniwersum kinowego Marvela podkreślam, że wygłaszam ją z pozycji fana. Po obejrzeniu tych kilkudziesięciu filmów i seriali trudno o obiektywizm i nie spodziewajcie się, że będę je zestawiał z innymi podobnymi produkcjami. Filmy o Avengersach i reszcie weszły na taki poziom kina superbohaterskiego, że w tej niszy konkurują niemal tylko ze sobą – z kolei porównywanie ich z kinem „poważnym” byłoby po prostu niepoważne.
„Strażnicy Galaktyki: Volume 3” – najlepszy film MCU od... bardzo dawna
Kiedy więc piszę, żebyście nie ufali mi do końca, to mam na myśli to, że podobał mi się na przykład serial „Mecenas She-Hulk”. Teraz rozumiecie? Kiedy już wsiąknie się w ten świat do tego stopnia, że jest się w stanie bronić nawet takich produkcji, to chyba należy ostrzegać przed tym czytelników. To napisawszy, mogę wreszcie ze spokojem stwierdzić, że...
„Strażnicy Galaktyki: Volume 3” to najlepszy film Marvela od 2019 roku. James Gunn, który poeksperymentował sobie na łonie DC i wydał udany „Legion samobójców: The Suicide Squad”, a potem jeszcze lepszego „Peacemakera”, zanotował świetny powrót w MCU. Przy okazji skorzystał na wspomnianych doświadczeniach, bo w najnowszej części „GoG” musiał zmieścić na ekranie całkiem sporo postaci.
Strażnicy Galaktyki + przyjaciele
Żonglerka tyloma bohaterami zawsze jest ryzykowna, bo fani poszczególnych postaci prawie nigdy nie będą zadowoleni ze stopnia wyeksponowania swoich ulubieńców. Nawet Rocket, wokół którego kręcą się wydarzenia w „trójce”, mógłby przecież pojawiać się na ekranie częściej i opowiedzieć nam o sobie więcej.
Moim, zdaniem reżyser poradził sobie z tym niełatwym zadaniem i oprócz dobrze znanych nam już bohaterów, wprowadził udanie nowych oraz rozbudował kilku traktowanych dotąd po macoszemu. Z oczywistych względów powstrzymam się od spoilerów. Wspomnę jedynie, że przez ekran przewijają się dziesiątki postaci i każdą zdążymy polubić lub wręcz przeciwnie. Niektóre nawet po kilka razy.
Nie płakałem na Strażnikach Galaktyki
Trzecia odsłona „Strażników Galaktyki” zapewnia nam ogromny rollercoaster emocji. Jest tutaj tak bardzo lubiany humor Gunna, ale i mnóstwo momentów wzruszenia. Aż wstyd się przyznawać, ale był to chyba ten z filmów Marvela, który wydobył ze mnie najwięcej łez. Może się starzeję, może miało to związek z pewnymi osobistymi zawirowaniami, a może jednak te proste historie o przyjaźni, poświęceniu i szukaniu akceptacji wciąż mają w sobie odpowiednią moc, by poruszyć nawet zgorzkniałego sceptyka.
Była tu oczywiście też akcja, kilka scen podkręcono do wręcz epickiej skali. Strażnicy Galaktyki nigdy dotąd nie byli tak cool i tak skuteczni podczas pokonywania hord najróżniejszych wrogów. Nie samą akcją jednak człowiek żyje – i o ile zapomniano o tym chyba na czas większej części czwartej fazy MCU, o tyle ten film daje nadzieję na powrót do najlepszych standardów w ekranizacji komiksów.
Wyszukaj: Guardians of Galaxy 3 soundtrack
W „Strażnikach Galaktyki: Volume 3” nie mogło zabraknąć też charakterystycznej dla serii ścieżki dźwiękowej. Osoby zasłuchane w przebojach z poprzednich części, także w tym przypadku będą zadowolone. Muzyki jest dużo, jest różnorodna, a czasami wymierzona w czasie i przestrzeni tak dobrze, że aż chce się to zobaczyć i usłyszeć jeszcze raz.
Miałem możliwość obejrzenia tego filmu w technologii IMAX, co również mogło wpłynąć na intensywność doznań. Być może w innych okolicznościach nie siedziałbym w kinie tak poruszony, skupiony na ekranie przez bite 2,5 godziny. Nie wiem też, jak na innym wyświetlaczu wyglądałyby kosmiczne wizje reżysera. Dla mnie były one wyjątkowo atrakcyjne – już same kolory kolejnych światów sprawiały, że trudno było oderwać wzrok.
Oczywiście, że oglądam kino superbohaterskie dla fabuły;)
Zaserwowana w „GoG 3” historia stanowiła oczywiście tylko pretekst do tego, by pokazać nam w przybliżeniu ulubionych komiksowych zadymiarzy. Czasami do kolejnych decyzji czy zwrotów akcji dochodziło w dość prostych, żeby nie powiedzieć: głupkowatych okolicznościach. Jeśli ktoś jednak w 2023 roku nadal szuka głębi fabularnej w filmach o superbohaterach, to chyba raczej nie jest osobą, która doczytałaby do tego momentu.
Ja na „Strażnikach Galaktyki” bawiłem się wspaniale, mimo że nie zaproponowali niesamowicie przemyślanej fabuły i sprytnych przejść między kolejnymi scenami. Przymknąłem oko na wszystkie niedociągnięcia, chłonąłem tę opowieść jak dziecko, jakbym odmłodniał na ten seans o co najmniej 20 lat. Być może dałem się oszukać IMAX-owym okularom. A może pomógł fakt, że odpuściłem sobie wcześniej „Kwantomanię” i dosyć mocno stęskniłem za całym tym wielkim projektem, jakim mimo potknięć pozostaje MCU.
Polecam fanom i fanatykom. Pozostałych „lekko” zachęcam
Polecam film zdecydowanie wszystkim tym, którzy podobnie jak ja potrafią cieszyć się jeszcze z prostych historii, w których dobro musi zwyciężyć, a sprawiedliwość odnaleźć swoją drogę w mroku. Być może jest to ta produkcja, która pozwoli też wielu widzom „pokłóconym z MCU” na powrót do świata komiksowych herosów. Powinna ona co najmniej spodobać się tym, którzy polubili pierwszą i drugą część „Strażników Galaktyki”.
Może trochę na to za późno, ale nie chciałbym jakoś przesadzić z pochwałami. Ja byłem zachwycony. Mam nadzieję, że pozostali nie będą chociaż rozczarowani. Ja się wzruszałem i śmiałem. Oby nikt zachęcony tym opisem nie wychodził z kina znudzony. Pamiętajcie, że po prostu mam słabość do tego komiksowego szaleństwa. Jeśli macie podobnie, to czuję, że wszystko będzie w porządku. Miłego oglądania.
Czytaj też:
Grałem w Marvel Snap przez ponad 300 godzin. Czy będzie 300 kolejnych?Czytaj też:
Niepozorna gra podbiła moje serce. Jak tekstowy RPG sprawił, że odstawiłem Hogwart's Legacy