Hanna Gronkiewicz-Waltz wydała 7 listopada zakaz organizacji marszu. „Po pierwsze: bezpieczeństwo. Przy obecnych kłopotach policji trudno wierzyć, że uda się je zapewnić 11 listopada. Po drugie: historia. Polska i Warszawa dość już wycierpiały przez agresywny nacjonalizm. Nie tak powinno wyglądać stulecie niepodległości. Stąd decyzja o zakazie” – wytłumaczyła na Twitterze prezydent. Już w poniedziałek 5 listopada prezydent stolicy zapowiadała, że może rozwiązać Marsz Niepodległości. – Będziemy wszystko analizować, będziemy wszystko fotografować i jeżeli (...) będą race w takim zakresie, jak w zeszłym roku, to bez wahania rozwiążę tę manifestację – zapowiedziała. – Niech pilnują, organizator za to odpowiada. Wszystko będziemy nagrywać – dodała.
Organizatorzy Marszu Niepodległości mieli 24 godziny na odwołanie się od decyzji prezydent Warszawy. Sąd Okręgowy w Warszawie zapowiedział, że rozpozna zażalenie w czwartek 8 listopada o godz. 18:30. Przed godz. 20:00 pojawiła się informacja, że sąd uchylił zakaz wydany przez prezydent Warszawy. Strony miały 24 godziny od momentu wydania postanowienia na odwołanie się.
Z tej możliwości skorzystała prezydent stolicy. – Będziemy się odwoływać, składamy apelację. Uważam, że przepis, który pozwala na prewencyjny zakaz, jest martwy. Czyli w zasadzie można go skasować, skoro nigdy nie można zakazać marszu, to znaczy że przepis jest martwy i można go zlikwidować niż opierać się na tym, że on daje takie zezwolenie, bo jeszcze nigdy sąd nie orzekł, że zakaz jest właściwy – tłumaczyła Gronkiewicz-Waltz. W ocenie prezydent Warszawy „jest argument w postaci wczorajszego zarządzenia premiera, że skieruje Żandarmerię Wojskową do pomocy policji”. – Nasze oceny były właściwe, że policja by sobie nie poradziła. Dzięki premierowi mamy dowód na to, że policja by sobie nie poradziła i że potrzebne jest wsparcie ŻW – dodała.