Siedzieliśmy w jego ulubionej restauracji nieopodal jego domu. Było to spotkanie inne niż wszystkie pozostałe w naszej krótkiej, ale intensywnej znajomości. Sławek nie tryskał już energią i entuzjazmem. Nie zarażał optymizmem, jak miał w zwyczaju. Nie krytykował działań polityków. Nie był też gotów do rozpoczęcia pisania bloga na Wprost.pl, co wcześniej zaplanowaliśmy. Uderzyły mnie wtedy słowa, które padły z jego ust. Podczas rozmowy zapytał: "I po co to wszystko?... te honory i służba – w tym kraju to zupełnie bez znaczenia i wartości”. Mówił to bez gniewu, spokojnie, jak nie on.
Wcześniej często rozmawialiśmy o tym, że w Polsce nie ma systemu wsparcia dla żołnierzy odchodzących ze służby – ludzi w stalowych zbrojach, które przydają się na polu bitwy, ale nie w codziennym życiu. Generał Petelicki nigdy nie zostawiał swoich żołnierzy – ani na polu bitwy, ani poza nim. Wspierał ich nawet wtedy, gdy opuszczali jego szeregi. Sam o swoich troskach i prozie życia rozmawiać nie chciał. We wspomnieniach po śmierci generała Petelickiego mógłbym napisać, że był pełnym werwy i pomysłów generałem. Ale to byłoby za mało. Jak nie wspomnieć o tym, że jako jeden z nielicznych znalazł w sobie tyle odwagi i determinacji, żeby swoje pomysły przekształcić w rzeczywistość?
Gdy powoływał do życia swoje dziecko – GROM, wielu nie wierzyło, że to może się udać. Generał Petelicki nie słuchał sceptyków, nawet przez chwilę nie przejmował się kpiącą krytyką. Wierzył, że potrzebujemy jednostki, która na zawsze zmieni oblicze polskiej wojskowości. Swój cel zrealizował z rozmachem i osiągnął spektakularny sukces na arenie międzynarodowej.
Mógłbym też napisać, że był wymagającym dowódcą – bezkompromisowym, czasem apodyktycznym. Żołnierze GROM kazaliby jednak natychmiast dodać, że był przy tym dowódcą zawsze sprawiedliwym i oddanym. Jak ojciec bronił ich przed krytyką nie tylko zwierzchników, ale także mediów.
Mógłbym napisać, że generała Petelickiego zawsze przejmowały problemy związane z bezpieczeństwem kraju. Nie był jednak jednym z tych, którzy bezczynnie stali z boku, wytykając błędy dowództwa. On działał, opracowywał nowe strategie, szukał ludzi, którzy pomogą mu wcielić te plany w życie. Gdy nie chciano go słuchać, nie poddawał się. Nigdy. Nie mógł – za bardzo zależało mu na wojsku, na Polsce.
Mógłbym napisać, że był surowym krytykiem otaczającej go rzeczywistości. W bezpardonowy sposób mówił, co myślał, nawet wtedy, gdy jego krytyka uderzała w ludzi władzy. Wiązało się to z bolesnymi konsekwencjami: łatką nieokrzesanego szaleńca, wykluczeniem z życia towarzyskiego, utratą wpływowych przyjaciół, dzięki którym niegdyś tworzył GROM. Nawet to go nie powstrzymało. Tak jak na polu walki nigdy nie dał się pokonać, tak na salonach nie pozwolił, by kneblowano mu usta.
Niezależnie od tego, co pisałbym o generale Petelickim, musiałbym dodać, że bez wątpienia był człowiekiem wybitnym. Bezkompromisowym patriotą, wojownikiem, który nie bał się marzyć. Myślę, że jego samobójcza śmierć powinna zwrócić naszą uwagę na problemy żołnierzy, którzy po odejściu ze służby są zupełnie osamotnieni. Ludzi, którzy tak jak generał Petelicki na pierwszym miejscu zawsze stawiają Honor i Ojczyznę.
PS
Dziękuję rodzinie i bliskim generała oraz jednostce GROM i Muzeum Wojska Polskiego za udostępnienie materiałów i zdjęć.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.