Dramatyczne sceny w Indiach. Ludzie walczą o tlen, palą zmarłych na ulicach. Epidemia rozwija się błyskawicznie

Dramatyczne sceny w Indiach. Ludzie walczą o tlen, palą zmarłych na ulicach. Epidemia rozwija się błyskawicznie

Ludzie palą swoich bliskich zmarłych w prowizorycznych stosach na ulicach miast
Ludzie palą swoich bliskich zmarłych w prowizorycznych stosach na ulicach miast Źródło: Newspix.pl / Amarjeet Kumar Singh/SOPA Images via ZUMA Wire
Rozwój epidemii koronawirusa w Indiach przeraża. Gęstość zaludnienia, a także pozostawiające wiele do życzenia warunki sanitarne nie pomagają w walce z nową mutacją. Szpitale są przepełnione, pacjenci leczą się we własnych domach, brakuje tlenu i leków, a na czarnym rynku trwa zażarta walka o jakąkolwiek pomoc. Media obiegły także zdjęcia stosów rozpalanych na ulicach, w których pali się zmarłych, brakuje już bowiem miejsc na lokalnych cmentarzach. Tymczasem w kraju odnotowano kolejny rekord zakażeń.

Sytuacja w Indiach przedstawia się obecnie najgorzej na tle całego świata. Brakuje praktycznie wszystkiego. Choć władze kraju kilka miesięcy temu uspokajały i głosiły zwycięstwo nad epidemią, zmutował i przyjął nową, niebezpieczną odmianę. Jak w obszernym raporcie informuje BBC, nowa mutacja nie jest jeszcze dobrze rozpoznana. Wciąż trwają badania, które mają wyjaśnić, jaka jest siła mutacji, a także, czy zadziałają na nią obecne na rynku .

Jak podają zagraniczne media, m.in. CGTN, minionej doby odnotowano w Indiach kolejną rekordową liczbę zakażeń koronawirusem. 352 991 zakażonych to rekord już kolejny dzień z rzędu. Jest to także (również kolejny raz) globalny rekord. Do tej pory największą dobową liczbę zakażeń w czasie całej pandemii odnotowano w USA (297 430).

Indie nie radzą sobie ze skalą epidemii

„Miasto, w którym oddychanie stało się luksusem”

W jednym z artykułów BBC poświęconym sytuacji w Indiach czytamy, że najtrudniejsza sytuacja panuje w stolicy kraju – Delhi. „Miasto, w którym oddychanie stało się luksusem” – pisze gorzko autor. W szpitalach nie ma już wolnych miejsc, a co najgorsze – brakuje podstawowego w przypadku COVID-19 wyposażenia – szczególnie tlenu.

Na czarnym rynku toczy się walka o butle tlenowe lub koncentratory tlenu. „Jesteśmy jak na wojnie” – pisze dla BBC korespondent stacji w Indiach. BBC alarmuje, że pacjenci „leczą się” w domach. Choć praktycznie niewielu ma czym, ponieważ ceny potrzebnych medykamentów na czarnym rynku są zaporowe. Jak czytamy, koszt butli z tlenem na czarnym rynku to ok. 50 tys. rupii, czyli ok. 670 dolarów. W normalnych okolicznościach butla taka kosztuje 6 tys. rupii – wylicza stacja.

W szpitalach brakuje miejsc, ludzie leczą się na własną rękę

Z uwagi na brak tlenu, do kraju napływa pomoc z zagranicy. Pomoc dla Indii zaoferowały już m.in. USA, Francja, Wielka Brytania i Niemcy. BBC zastanawia się przy tym, w jaki sposób dochodzi do sytuacji, że w warunkach szpitalnych brakuje tlenu, a butle, choć w ograniczonej liczbie, są jednak dostępne na czarnym rynku. „Wyciek” sprzętu nie został odnaleziony, władza okazuje się być bezradna wobec skali problemu.

twitter

Nie brakuje także oszustów – czytamy. W obiegu pojawiły się leki, np. remdesivir, które nie zawsze są oryginalne. Dla ludzi szukających lekarstwa, by uratować swoich bliskich jest to jednak ryzyko, które i tak podejmują.

Stosy pogrzebowe na ulicach. Na cmentarzach brakuje miejsc

Przejmujące są również obrazy, na których widzimy, jak ludzie palą ciała swoich bliskich zmarłych na ulicach. Na cmentarzach zaczęło bowiem już brakować miejsc. Stosy pogrzebowe zapłonęły więc tam, gdzie tylko znaleziono wolną przestrzeń. Ludzie umierają w domach, bo brak szpitalnych łóżek zmusza ich do pozostania w domu i leczenia na własną rękę.

Stosy pogrzebowe w IndiachCzytaj też:
Awantura o rejsy LOT-u do Indii. Giertych: Oni są zwyczajnie walnięci. Jest odpowiedź rzecznika