Sytuacja w Indiach przedstawia się obecnie najgorzej na tle całego świata. Brakuje praktycznie wszystkiego. Choć władze kraju kilka miesięcy temu uspokajały i głosiły zwycięstwo nad epidemią, koronawirus zmutował i przyjął nową, niebezpieczną odmianę. Jak w obszernym raporcie informuje BBC, nowa mutacja nie jest jeszcze dobrze rozpoznana. Wciąż trwają badania, które mają wyjaśnić, jaka jest siła mutacji, a także, czy zadziałają na nią obecne na rynku szczepionki.
Jak podają zagraniczne media, m.in. CGTN, minionej doby odnotowano w Indiach kolejną rekordową liczbę zakażeń koronawirusem. 352 991 zakażonych to rekord już kolejny dzień z rzędu. Jest to także (również kolejny raz) globalny rekord. Do tej pory największą dobową liczbę zakażeń w czasie całej pandemii odnotowano w USA (297 430).
„Miasto, w którym oddychanie stało się luksusem”
W jednym z artykułów BBC poświęconym sytuacji w Indiach czytamy, że najtrudniejsza sytuacja panuje w stolicy kraju – Delhi. „Miasto, w którym oddychanie stało się luksusem” – pisze gorzko autor. W szpitalach nie ma już wolnych miejsc, a co najgorsze – brakuje podstawowego w przypadku COVID-19 wyposażenia – szczególnie tlenu.
Na czarnym rynku toczy się walka o butle tlenowe lub koncentratory tlenu. „Jesteśmy jak na wojnie” – pisze dla BBC korespondent stacji w Indiach. BBC alarmuje, że pacjenci „leczą się” w domach. Choć praktycznie niewielu ma czym, ponieważ ceny potrzebnych medykamentów na czarnym rynku są zaporowe. Jak czytamy, koszt butli z tlenem na czarnym rynku to ok. 50 tys. rupii, czyli ok. 670 dolarów. W normalnych okolicznościach butla taka kosztuje 6 tys. rupii – wylicza stacja.
Z uwagi na brak tlenu, do kraju napływa pomoc z zagranicy. Pomoc dla Indii zaoferowały już m.in. USA, Francja, Wielka Brytania i Niemcy. BBC zastanawia się przy tym, w jaki sposób dochodzi do sytuacji, że w warunkach szpitalnych brakuje tlenu, a butle, choć w ograniczonej liczbie, są jednak dostępne na czarnym rynku. „Wyciek” sprzętu nie został odnaleziony, władza okazuje się być bezradna wobec skali problemu.
Nie brakuje także oszustów – czytamy. W obiegu pojawiły się leki, np. remdesivir, które nie zawsze są oryginalne. Dla ludzi szukających lekarstwa, by uratować swoich bliskich jest to jednak ryzyko, które i tak podejmują.
Stosy pogrzebowe na ulicach. Na cmentarzach brakuje miejsc
Przejmujące są również obrazy, na których widzimy, jak ludzie palą ciała swoich bliskich zmarłych na ulicach. Na cmentarzach zaczęło bowiem już brakować miejsc. Stosy pogrzebowe zapłonęły więc tam, gdzie tylko znaleziono wolną przestrzeń. Ludzie umierają w domach, bo brak szpitalnych łóżek zmusza ich do pozostania w domu i leczenia na własną rękę.
Czytaj też:
Awantura o rejsy LOT-u do Indii. Giertych: Oni są zwyczajnie walnięci. Jest odpowiedź rzecznika