Pozostaje mi zachować spokój, optymizm i wiarę w to, że przedszkolny skok na głęboką wodę nie będzie dla dziecka traumą. Ale nie ma dnia, bym nie zastanawiała się nad tym, co będzie jeśli po dwóch tygodniach przedszkole zostanie zamknięte albo (nawet jeśli nie) moje dziecko weźmie udział w festiwalu chorób charakterystycznych dla wieku przedszkolnego, a ja, nasłuchując kaszlu trzylatki, wypełniać będę bezsenne noce myślami w stylu: czy to tylko katar, czy może - wiadomo co…
Jest jeszcze jedna rzecz: moralna odpowiedzialność za to, czy moja – dotychczas pomagająca nam mama – może od września w tę pomoc znów się zaangażować? Czy może lepiej nie prosić jej o to, odseparować się na jakiś czas. Tylko, ile to może potrwać, skoro dziś przewidywanie koronawirusowych wypadków jest jak wróżenie z fusów. A ja, odseparowując się od mojej mamy, pozbawiłabym przy okazji moją córkę kontaktu z drugą najważniejszą dla niej osobą na świecie. Nie wiadomo na jak długo.
Przy okazji: przeraził mnie telewizyjny komentarz ekspertki, która na pytanie, jak zorganizować życie rodzinne w sytuacji, gdy mamy jedno dziecko zdrowe, a drugie przewlekle chore i nie chcemy, by to zdrowe chodząc do szkoły, stanowiło zagrożenie dla chorego, korzystającego z edukacji domowej – poradziła, by zdrowe dziecko trafiło „na jakiś czas” pod opiekę rodziny. Dziadków, cioć, wujków etc. I nie miało kontaktu z chorym bratem lub siostrą. Matko kochana. Psychologowie już mogą zacierać ręce. Kolejki przed ich gabinetami będą się ustawiać na pewno.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.