Nowy pomysł na czas epidemii – „bańki szkolne”. Nauczyciel byłby „coachem”, MEN odpowiada

Nowy pomysł na czas epidemii – „bańki szkolne”. Nauczyciel byłby „coachem”, MEN odpowiada

Szkoła, zdjęcie ilustracyjne
Szkoła, zdjęcie ilustracyjne Źródło: Newspix.pl / ABACA
Czy w Polsce w trakcie epidemii powinny powstać "bańki szkolne"? Z taką inicjatywą wyszły FIO i EDU-Klaster. – To są tak proste zmiany, że nie wyobrażam sobie, żeby minister edukacji temu nie przyklasnął – przekonuje prezeska FIO Alina Kozińska-Bałdyga. Resort już odniósł się do pomysłu.

Od września podstawowym modelem pracy w szkołach mają być zajęcia stacjonarne (tzw. wariant A). W razie wystąpienia zagrożenia epidemiologicznego dyrektor szkoły, po uzyskaniu pozytywnej opinii sanepidu i za zgodą organu prowadzącego, może zadecydować, że część dzieci lub klas będzie uczęszczać do szkoły w tradycyjnej formie, a część będzie uczyła się na odległość (wariant B). Przy większym zagrożeniu dyrektor będzie mógł zadecydować o przejściu na kształcenie zdalne (wariant C).

Trzy warianty pracy szkół w trakcie pandemii. Ma istnieć też czwarte rozwiązanie

Prezes Federacji Inicjatyw Oświatowych Alina Kozińska-Bałdyga powiedziała PAP, że możliwa jest też czwarta droga, możliwa do realizowania nawet przez cały rok szkolny. Wedle koncepcji „bańki szkolnej” jeden nauczyciel pracuje na co dzień z jedną małą grupą uczniów, realizując treści z różnych przedmiotów, może się przy tym posiłkować materiałami online. Nauczyciele innych specjalności, zależnie od potrzeb uczniów, kontaktują się z tą grupą jedynie zdalnie, pełniąc funkcje konsultacyjne i wspierające.

– Nauczyciel jest wtedy coachem, który wspiera i organizuje pracę uczniów. On może się zmieniać: przez dwa miesiące nauczyciel matematyki może pracować z daną grupą, wtedy wiadomo, że nauka będzie bardziej ukierunkowana na ten przedmiot. Później może przyjść nauczyciel historii, który większy nacisk będzie kładł na swój przedmiot – tłumaczyła.

„Bańki szkolne” są inspirowane bańkami społecznymi z Belgii, a także edukacją z jednym nauczycielem z innych krajów. – W polskich szkołach wiejskich też kiedyś kształcenie przebiegało z jednym nauczycielem, więc jest to połączenie doświadczeń z sytuacją wywołaną przez COVID-19 – stwierdziła Kozińska-Bałdyga. Dodała, że w dobie koronawirusa „bańki szkolne” mogą być dla wsi niezwykle cennym rozwiązaniem.

„Bańki szkolne” w Polsce? „Nie wyobrażam sobie, by minister temu nie przyklasnął”

– Ogromnym problemem jest dowożenie dzieci na wsi do szkół. Autobus kursujący ze wsi do wsi może być pierwszym miejscem, gdzie dzieci będą się zakażać. Dlatego też, zgodnie z tą koncepcją, do wiejskiej szkoły mogliby chodzić np. uczniowie klas VII-VIII, a uczniowie młodszych klas byliby uczeni przez przypisanych do poszczególnych grup nauczycieli w świetlicach, salkach parafialnych, bibliotekach. Dzieci będą miały wtedy edukację we własnej wsi. Rodzice nie będą musieli już z nimi pracować, tylko nauczyciel, który będzie dojeżdżał do uczniów – wskazałaa Kozińska-Bałdyga.

Aby taką metodą pracować przez cały rok, potrzebne są jednak zmiany w przepisach: jedna w Prawie oświatowym i dwie w rozporządzeniu o ramowych planach nauczania (które narzucają podział na przedmioty i liczbę godzin poszczególnych lekcji).

– To są tak proste zmiany, że nie wyobrażam sobie, żeby minister edukacji temu nie przyklasnął – powiedziała Kozińska-Bałdyga. Federacja i EDU-Klaster skierowały w tej sprawie petycję do ministra edukacji.

W petycji organizacje piszą: „Dopuszczalna obecnie forma organizacji pracy szkoły zakłada, że każda klasa musi każdego tygodnia spotykać się nawet z kilkunastoma różnymi nauczycielami, a nauczyciele mają kontakt z kilkunastoma klasami (nawet 600 osób) w różnych szkołach. Rodzi to potrzebę wprowadzenia karkołomnych reżimów sanitarnych, które z jednej strony są nierealne do utrzymania, a z drugiej mają niekorzystny wpływ na budowanie relacji w grupie rówieśniczej oraz pomiędzy uczniami i nauczycielem”.

Ministerstwo edukacji komentuje "bańki szkolne"

Ministerstwo edukacji poproszone o odniesienie się do propozycji przypomniało o wprowadzonych przez siebie trzech wariantach edukacji: tradycyjnym, mieszanym i zdalnym podkreślając, że wariantem podstawowym jest nauka stacjonarna w szkołach, a do wprowadzenia pozostałych dwóch wymagana jest zgoda organu prowadzącego i pozytywna opinia sanepidu.

„W przypadku funkcjonowania placówki w trybie mieszanym lub zdalnym okres ten nie powinien być dłuższy niż zwyczajowo 14 dni przeznaczone na czas kwarantanny, a dyrektor w porozumieniu z nauczycielami może na ten okres ograniczyć zakres treści materiału z poszczególnych przedmiotów” – wskazała rzecznik MEN Anna Ostrowska.

Wyjaśniła też, że kształcenie mieszane (tzw. hybrydowe) może dotyczyć organizowania zajęć w mniejszych grupach lub dla części klas (np. klasy I-III – zajęcia stacjonarne, a starsze klasy zajęcia zdalne), a także zajęć przeznaczonych dla pojedynczych lub niewielkich grup uczniów.

„Dyrektor szkoły będzie zobowiązany zorganizować kształcenie zdalne np. dla uczniów pozostających na kwarantannie, dla uczniów przewlekle chorych, na podstawie opinii lekarza sprawującego opiekę zdrowotną nad uczniem, czy dla uczniów, którzy mają orzeczenie o indywidualnym nauczaniu z poradni psychologiczno-pedagogicznej i mają opinię lekarza o przeciwwskazaniach do bezpośrednich kontaktów z nauczycielem ze względów epidemicznych” – poinformowała Ostrowska.







Czytaj też:
Dzieci wracają do szkół, bo w małym stopniu przenoszą koronawirusa. Tak twierdzi Piontkowski